Rosja wykorzystuje pociski P-35 na froncie. Archaiczne to za mało powiedziane
Pociski P-35 wyróżniają się w dwóch kwestiach. Są nie tylko kolosalne, ale też bardzo archaiczne, przez co są wręcz reliktem radzieckiej technologii wojskowej. Jednak pomimo swojego wieku, nadal są częścią uzbrojenia wojskowego Rosji i odgrywają kluczową rolę w systemie rakietowym przybrzeżnym znanym jako 4K44 Redu”, którego liczbę wyrzutni w 2021 roku Rosja utrzymywała na poziomie około ośmiu egzemplarzy. Innymi słowy, jest to bardzo, ale to bardzo rzadki typ uzbrojenia w arsenale tego państwa, a choć jest przeznaczony do zwalczania wrogich okrętów, to Rosja i tak zdecydowała się na jego użycie przeciwko celom lądowym. Efekt? Nieoczekiwane zdjęcia wraku pocisku, na których ogromny rozmiar i charakterystyczne skrzydła potwierdzają, że to właśnie pocisk P-35.
Czytaj też: Rosja uczy się na błędach i ma nową bombę FAB-1500M54, która waży ponad tonę
4K44 Redut to system obrony wybrzeża pochodzący z wczesnego okresu zimnej wojny. Został opracowany w celu uzupełnienia, a w końcu zastąpienia systemów SS-C-2b Samlet ze swoimi pociskami P-35, które znalazły się również na radzieckich okrętach wojennych. System sprowadza się do radaru i pojazdu dowodzenia, który jest zdolny do kontrolowania do trzech pojazdów na 8-kołowych podwoziach ZIL-135K z wyrzutniami startowych, w których to mieści się wyłącznie jeden pocisk P-35. Oprócz tych mobilnych wyrzutni P-35 jest również zintegrowany z naziemnym Obiekt-100, znajdującym się w pobliżu Bałakławy, a ostatnio zaliczył “wycieczkę” na pokładzie bombowca Tu-22M3 w roli pocisku, który miał trafić w nieokreślony cel na terenie Mariupola, czyli ukraińskiego miasta.
Czytaj też: Rosja wytoczyła na front “pogromcę HIMARS” i szybko tego pożałowała
P-35 to pocisk dalekiego zasięgu zdolny do przenoszenia głowicy jądrowej, podróżujący z prędkością do 2200 km/h. Jego system naprowadzania obejmuje mechanizm inercyjny podczas lotu marszowego i aktywny radar w fazie końcowej. Pocisk ma zmienny profil lotu, obniżając się do 100 metrów przed uderzeniem w cel, ale zarówno to, jak i rozwijana prędkość podczas lotu nie wystarczyły, aby takiego kolosa nie wykrył, a następnie nie zestrzelił ukraiński system obrony przeciwlotniczej. Skutki trafienia w cokolwiek takim gigantycznym pociskiem byłyby opłakane, choć oczywiście ten konkretny nie był wyposażony w 10-kilotonową głowicę nuklearną, a konwencjonalne materiały wybuchowe o łącznej wadze 560 kg.
Czytaj też: Rosja szykuje nowy okręt podwodny zagłady. Będzie niewidzialny i skruszy każdy lód
W ogólnym rozrachunku wykorzystanie pocisku P-35 przez Rosję w konflikcie na Ukrainie należy traktować w pewnym sensie jako fenomen, bo to przykład bardzo przestarzałej radzieckiej broni, która znalazła się na pierwszym planie współczesnego konfliktu zbrojnego. Jak widać, nie jest zupełnie skuteczna, kiedy napotyka po drugiej stronie opór w postaci nowoczesnego systemu przeciwlotniczego.