W piątek, 9 lutego o godzinie 14:10 polskiego czasu na powierzchni Słońca doszło do silnego rozbłysku, który po dotarciu do Ziemi spowodował krótkie zakłócenia w pracy urządzeń komunikacyjnych na falach radiowych odnotowane na terytorium Ameryki Południowej, Afryki i nad Oceanem Atlantyckim.
Źródłem rozbłysku nie była opisywana tutaj kilka dni temu grupa plam słonecznych AR3576, czyli plama zauważona na początku lutego z powierzchni Marsa przez kamery łazika Perseverance przemierzającego dno krateru Jezero. Plama ta, jak na razie 5 lutego była źródłem jedynie umiarkowanego rozbłysku klasy M. W międzyczasie jednak przez tarczę słoneczną przeszła plama AR3575. Kiedy schowała się za krawędzią Słońca, doszło na niej do najsilniejszego rozbłysku tego roku. Mieliśmy w sumie sporo szczęścia. Gdyby do rozbłysku doszło zaledwie kilka dni wcześniej, jego główne uderzenie byłoby skierowane bezpośrednio w stronę Ziemi. Na szczęście mogliśmy jedynie obserwować rozbłysk skierowany w kierunku tej części orbity, w której nasza planeta znajdzie się dopiero za trzy miesiące.
Czytaj także: Marsjańska plama słoneczna zwróciła się w naszym kierunku. Jest 15-krotnie większa od Ziemi
Co ważne, w przeciwieństwie do rozbłysku klasy M z 5 lutego, tym razem rozbłyskowi towarzyszył koronalny wyrzut masy, a więc wyrzucenie z atmosfery słonecznej olbrzymiego obłoku plazmy i pola magnetycznego. Można śmiało założyć, że gdyby taki obłok został wyrzucony w kierunku Ziemi, już teraz byśmy mogli się szykować na burzę geomagnetyczną, której towarzyszyłyby zorze polarne, ale także i na zakłócenia w pracy satelitów, zagrożenie dla sieci energetycznej czy systemów komunikacyjnych.
Co ważne, położenie plam słonecznych AR3575 w południowej części tarczy słonecznej sprawia, że jakiekolwiek resztki obłoku plazmy wyrzuconego ze Słońca, nawet jeżeli dotrą w nasze okolice, to przelecą daleko pod Ziemią.
Warto tutaj zaznaczyć, że mimo tego, że nie znajdujemy się bezpośrednio na linii rozbłysku, to nawet taki rozbłysk promieniowania rentgenowskiego i ultrafioletowego, do którego dochodzi na krawędzi Słońca może spowodować – i w tym wypadku spowodował – zakłócenia pracy urządzeń radiowych na Ziemi. Skutki rozbłysku poczuliśmy zaledwie osiem minut po rozbłysku (opóźnienie wynikające z prędkości światła i odległości Słońce-Ziemia). Owo promieniowanie zjonizowało termosferę nad tą częścią naszej planety, która akurat wtedy była oświetlona przez Słońce.
Siła opisywanego rozbłysku została oszacowana na podstawie danych z satelity GOES-16 na X.3.38. Jak dotąd był to najsilniejszy rozbłysk słoneczny 2024 roku. Zważając jednak na aktywność Słońca, możemy być pewni, że ten rekord zostanie wkrótce pobity.
Czy jednak opisywana zaledwie kilka dni temu grupa plam słonecznych AR 3576 nie wyemituje równie silnego, lub nawet silniejszego rozbłysku klasy X? Tego dowiemy się w najbliższych dniach.