Już za dwa dni, w środę 21 lutego w atmosferę ziemską wejdzie wysłużony już europejski satelita obserwujący powierzchnię Ziemi ERS-2. Początek jego misji sięga 1995 roku, kiedy to został wyniesiony w przestrzeń kosmiczną. Od tego czasu satelita obserwował powierzchnię Ziemi aż do 2011 roku, kiedy jego misja dobiegła końca. Oznacza to, że od ponad dwunastu lat niczym masywny śmieć kosmiczny bezustannie latał wokół Ziemi. Trzeba tutaj podkreślić, że ERS-2 do dzisiaj pozostaje najbardziej wyrafinowanym europejskim satelitą obserwującym powierzchnię Ziemi. Centrum kontroli misji jednak miało pewien plan na w miarę bezpieczne zakończenie jego misji.
Jeszcze w 2011 roku inżynierowie wykorzystali resztki paliwa znajdującego się w zbiornikach satelity do wykonania kilku manewrów obniżenia jego orbity. Wiadomo było, że im niżej się znajdzie, tym czas, jaki spędzi na orbicie jako śmieć kosmiczny, będzie krótszy. Gdyby tych manewrów nie wykonano, ERS-2 nadal krążyłby wysoko nad górnymi warstwami atmosfery przez jeszcze kilkadziesiąt lat. Obniżenie orbity w 2011 roku sprawiło jednak, że już w tym tygodniu ostatecznie jego misja (i istnienie) dobiegnie końca. Wszystko wskazuje na to, że satelita w środę zahaczy o górne warstwy atmosfery, które go wyhamują i sprawią, że zejdzie niżej, gdzie na wysokości około 80 kilometrów ulegnie dezintegracji, a następnie spłonie podczas opadania ku Ziemi.
Naukowcy z centrum kontroli misji poinformowali właśnie, że do ognistego końca ERS-2 dojdzie w środę około godziny 16:19 polskiego czasu. Ze względu jednak na to, że nie da się konkretnie ustalić momentu wejścia w atmosferę ze względu na to, że górne warstwy atmosfery bezustannie falują, błąd w tych szacunkach wynosi +/- 19 godzin. Wszystko zależy od temperatury na powierzchni Ziemi, aktywności słonecznej i wielu innych czynników, których nie sposób precyzyjnie przewidzieć.
Co jednak ciekawe, satelita został sfotografowany przez specjalistów z australijskiej firmy HEO Robotics. To mogą być ostatnie zdjęcia tego gigantycznego satelity przed jego środowym końcem. Trzeba przyznać, że wygląda zachwycająco jak na 28-letniego orbitalnego weterana.
Tutaj trzeba jednak podkreślić, że orbita okołoziemska z 2023 roku w niczym nie przypomina orbity okołoziemskiej z 1995 roku. W dzisiejszych czasach nie można zostawiać satelitów na orbicie, aby jako śmieci kosmiczne spędzały tam niepotrzebnie kilkunastu lat. Już samo zarządzanie aktywnymi tysiącami satelitów na orbicie wymaga potężnych mocy obliczeniowych, dlatego w dzisiejszych czasach niezbędne jest serwisowanie satelitów bezpośrednio na miejscu, na orbicie, uzupełnianie im zapasów paliwa, albo pomoc w bezpiecznym zejściu z orbity.
Każdy błąd w tej materii może przyczynić się do powstania tysięcy nowych śmieci kosmicznych, które będą zagrażać tysiącom innych satelitów. Europejska Agencja Kosmiczna szacuje, że na orbicie znajduje się ponad milion śmieci kosmicznych o rozmiarach większych niż 1 cm. Każdy taki obiekt, ze względu na duże prędkości orbitalne, jest w stanie doprowadzić do zniszczenia satelity, w którego uderzy.
Japończycy biorą się za sprzątanie swoich śmieci kosmicznych
Z tego też m.in. powodu dzisiaj z portu kosmicznego w Nowej Zelandii wystartował satelita, którego zadaniem będzie badanie potencjalnie niebezpiecznych śmieci kosmicznych na orbicie okołoziemskiej. Satelita ADRAS-J (Active Debris Removal by Astroscale-Japan) po dotarciu na orbitę będzie musiał podlecieć i zbadać pozostałości po japońskiej rakiecie H2A, które znajdują się na orbicie okołoziemskiej od ostatnich 15 lat.
Satelita dotarł już bezpiecznie na orbitę, skontaktował się z centrum kosmicznym, i wkrótce rozpocznie poszukiwanie celu swojej misji. Poszukiwanie, bowiem dokładne położenie oraz orbita górnego członu rakiety H2A są nieznane. Naukowcy mają do dyspozycji jedynie dane szacunkowe. ADRAS-J będzie musiał najpierw zlokalizować rakietę, a następnie sfotografować ją i przeanalizować jej ruch na orbicie. Od wyników tej analizy będą zależały kolejne kroki. Być może uda się rakietę przesunąć na nową orbitę za pomocą wiązki laserowej, a być może zostanie ona ściągnięta w atmosferę ziemską za pomocą swoistego holownika kosmicznego przygotowywanego już przez Astroscale.
Wraz z rozwojem orbity okołoziemskiej i stale rosnącą liczebnością populacji satelitów na orbicie, rozrasta się rynek sprzątania orbity ze śmieci kosmicznych. W Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych powstają firmy, które opracowują nowatorskie pomysły na sprzątanie orbity, czy to za pomocą laserów, sieci kosmicznych, magnesów, czy właśnie holowników. To bardzo lukratywna branża, bez której rozwój przestrzeni kosmicznej mógłby się wkrótce zakończyć katastrofą.