Zazielenianie armii to nie abstrakcja, a sprzęty pokroju wojskowych pojazdów od Kia tylko to potwierdzają
Wyobraźcie sobie samobieżną wyrzutnię z dostępem do kilkudziesięciu pocisków, które mogą zostać ot tak zesłane w niszczycielskiej salwie prosto na wroga, detonując materiały wybuchowe o wadze setek kilogramów. W takim ataku dochodzi do wyemitowania szeregu gazów i pyłów, które mają negatywny wpływ na środowisko. Tlenki azotu, tlenki węgla, dwutlenek siarki, amoniak, chlorowodór i cyjanowodór – takie gazy może wywoływać eksplozja byle pocisku, ale spokojnie. Ważne, żeby ciężarówka, która umożliwiła przyciągnięcie takiej wyrzutni na front, miała nie spalinowy, a elektryczny silnik. Wtedy wszystko będzie cacy i uda się obniżyć 5,5-procent globalnej emisji CO2 z powodu działalności wojskowej.
Czytaj też: Test Kia ProCeed GT – usportowione kombi w takiej cenie, że można od razu kupować dwa egzemplarze
Nawet Unia Europejska wydała niedawno wskazówki co do tego, jak obniżyć poziom emisji w sektorze wojskowym, co wprawdzie skupia się na kwestii ćwiczeń (dąży się do zamiany tych rzeczywistych na cyfrowe) czy utrzymywaniu samej infrastruktury (m.in. ogrzewaniu), ale także dotyka samych pojazdów. Pewne jest dziś jedno – zobaczenie czołgu z całkowicie elektrycznym układem napędowym, to odległa przyszłość. Ba, trudno oczekiwać, że kiedykolwiek na froncie spotkają się bojowe sprzęty całkowicie “na prąd”, bo tego typu maszyny zwyczajnie generowałyby ogromne problemy logistyczne… chyba że dwie strony konfliktu dogadałyby się, że o godzinie 8:00 i 16:00 zrobią sobie przerwę w wojowaniu na podładowanie akumulatorów, a w nocy oczywiście nie będą prowadzić działań wojskowych, bo wtedy taryfy są korzystniejsze.
Czytaj też: Kia zaszalała. Nadciągają trzy arcyciekawe elektryki
No nie, taka wizja jest nierealna, ale inaczej sprawa ma się w samym transporcie i logistyce, gdzie nie dochodzi do bezpośrednich starć. Z drugiej jednak strony mamy np. zaprezentowane na WDS 2024 dzieło firmy Kia w postaci terenowego pojazdu wodorowego z napędem 4×4, które miałoby sens, bo wykorzystuje paliwo będące znacznie pewniejszym zamiennikiem tradycyjnej ropy czy benzyny, co niedawno zresztą sprawdziliśmy na przykładzie Toyoty Mirai.
Terenowy pojazd Kii o zerowej emisyjności został nazwany tymczasowo mianem H2X i może być konfigurowany do użytku cywilnego oraz wojskowego. Waży 2500 kg (masa własna), mierzy 5 metrów długości oraz 1,9 metra wysokości i szerokości, a sam jego projekt demonstruje imponujące połączenie trwałości, wydajności i ekologicznej świadomości. Jego rozstaw osi wynoszący 2895 mm i 220-mm prześwit zwiększają jego zwinność, czyniąc go idealnym pojazdem do trudnych terenów i wzniesień do nawet 60%. Jednak to 90-kW silnik o 200-Nm momencie obrotowym odgrywa w tych terenowych wojażach największą rolę, czerpiąc energię z 1,56-kWh akumulatora i 90-kW ogniw paliwowych, które pobierają wodór z 6,3-kg zbiornika, którego pełne zatankowanie umożliwia przejechanie do 480 km.
Czytaj też: Kia prześcignęła konkurencję. Taką funkcję będzie chciał mieć każdy posiadacz elektryka
Pojazdy na ogniwach paliwowych (HFCV), takie jak H2X, oferują szereg zalet w porównaniu do tradycyjnych pojazdów, a tym bardziej pojazdów elektrycznych z akumulatorami (BEV). Dzięki ich dużemu zasięgowi i krótkiemu czasowi tankowania, braku szkodliwych emisji spalin i potencjałowi działania jako mobilne stacje zasilające, HFCV stanowią obiecującą alternatywę dla pojazdów zależnych od paliw kopalnych. Nie wiemy, jak wiele na rynku wojskowych pojazdów zmieni H2X, ale wedle oficjalnych informacji Kia ma rozpocząć jego produkcję już w 2025 roku.