W Alpine A110 GT będziecie robić za atrakcję turystyczną
Przyznaję bez bicia, że potrzebowałem nieco czasu do oswojenia się z wyglądem Alpine A110 GT. Początkowo bryła auta wydawała mi się nieco pokraczna – krótki przód, kabina za mocno z przodu, długi tył… To było na szczęście tylko pierwsze, błędne złudzenie.
Bryła Alpine A110 nawiązuje do kultowej A110 Betlinette i faktycznie podobieństw jest sporo. Przede wszystkim są to przednie lampy, dzisiaj niektórzy powierzą, że trochę Cyberpunkowe (polecam wpisać w Google Cyberpunk 2077 – Maelstrom) oraz daleko opadająca tylna szyba.
Alpine A110 GT nie jest dużym autem. Ma 4181 mm długości, 1980 mm szerokości (z lusterkami), 2420 mm rozstawu osi i jest bardzo niziutki, bo ma tylko 1252 mm wysokości. Dzięki temu wizyta na myjni to czysta przyjemność, bo mycie jest bardzo szybkie i wygodne. Warto też dodać, że nie mamy tu kosmicznie niskiego prześwitu, bo 120 mm pozwala na wygodne poruszanie się po polskich drogach.
W zasadzie nie ma chyba różnicy, na jaki kolor lakieru się zdecydujemy, Alpine A110 GT i tak będzie robić ogromne wrażenie. Gdzie się nim nie pojawiliśmy, robiliśmy za atrakcję turystyczną. Ludzie oglądają, pokazują, na drogach specjalnie zwalniają lub przyśpieszają, żeby tylko obejrzeć auto z każdej strony. To coś, do czego trzeba się przyzwyczaić.
Czytaj też: Test Lexus NX 350h – co w sobie ma, że ludzie tak go pokochali?
Wnętrze Alpine A110 GT nie jest przesadnie ciasne, ale czy wygodne?
Choć Alpine A110 GT to małe, dwuosobowe auto, w jego wnętrzu czułem się mniej klaustrofobicznie niż choćby w Mercedesie SL 63 AMG, choć było to jedno z najtrudniejszych wnętrz do fogografowania. W Mercedesie można było przynajmniej pozbyć się dachu. Miejsca na nogi jest wystarczająco dużo, podobnie z przestrzenią na boki i nad głową. Wsiadanie i wysiadanie jest oczywiście pokraczne, ale zdecydowanie nie brakuje przypadków, w których jest znacznie gorzej.
Wykonanie wnętrza jest trochę nierówne. Z jednej strony mamy świetnej jakości mikrofibrę, metalowe wstawki i skórzane elementy, z drugiej, szczególnie w niższych rejonach, trafiamy na plastik jak żywcem wyjęty z Clio czy Dacii. Ale można na to przymknąć oko, bo całość jest bardzo dobrze spasowana i na tyle efektowna, że na niektóre rzeczy przestaje się zwracać uwagę.
Czy fotele są wygodne? Kwestia gustu. Zazwyczaj to mój kręgosłup szybciej daje o sobie znać, a tym razem po spędzeniu w aucie jednego dnia ok 5 godzin, lekki ból poczułem dopiero pod koniec podróży. Fotele są bardzo twarde, ale świetnie wyprofilowane. Przez cały czas czułem się jak przyklejony do oparcia i przyczepiłbym się tylko do bardzo opornego obracania pokrętła od regulacji nachylenia oparcia. Ale zdania są podzielone.
Nie zrozumcie mnie źle – nie spodziewałam się komfortowego zawieszenia i uczucia żeglowania po trasie. Nastawiałam się na cholernie sztywną konstrukcję, która pozwoli mi poczuć każda nierówność drogi i dokładnie to dostałam. Pewnej soboty stwierdziłam, że pogoda jest piękna, więc wybiorę się na zwiedzanie. Po przejechaniu 170 km z czego połowę stanowiła trasa po remontowanej drodze, wysiadłam z auta sztywna, obolała, a stan moich 4 liter trudno byłoby nazwać inaczej, niż opłakanym. Cóż, jest to cena jaką należy zapłacić za właściwości jezdne tego auta.
Bardzo zastanawia mnie, jak wygląda podróżowanie Alpine A110 GT latem, bo przy temperaturze 5-10 stopni Celsjusza, przy dłuższej jeździe dało się odczuć, że wnętrze wyraźnie się nagrzewa. Klimatyzacja działa bardzo sprawnie i coś czuję, że przy letnich temperaturach bardzo konkretnie dostaje w kość.
W ramach bonusu pytanie – ile logotypów Alpine i flag Francji znajduje się w i na aucie? Prawdę mówiąc straciłem rachubę, ale jest ich naprawdę dużo.
Czytaj też: Jeździłam nową Toyotą Yaris. Zmiany nie obejmą jednego – to nadal będzie król miejskiej dżungli
Porozmawiajmy o praktyczności, czyli Alpine A110 GT na co dzień
Zdecydowanie Alpine A110 GT nie jest autem rodzinnym, chyba że mówimy o rodzinie 1+1. Na co dzień da się z nim całkiem normalnie funkcjonować, o ile nasze zakupy ograniczają się do zakupów spożywczych. O szafkach z Ikei możecie zapomnieć.
Do dyspozycji mamy dwa bagażniki. Który z nich jest główny – nie wiem, a ich pojemność niewiele Wam powie. Porozmawiajmy lepiej o aspektach praktycznych. Bagażnik z tyłu jest całkiem spory, ale ma niewielki otwór załadunkowy. Spokojnie mieściliśmy tam plecak, duża damską torebkę i dwie kurtki, albo dwa duże plecaki fotograficzne. Zmieści się tu też walizka kabinowa, o ile delikatnie da się nagiąć jej ścianki. Dwie się tu nie zmieszczą.
Drugi bagażnik jest z przodu. Spory, ale płytki. Bez żadnego problemu wchodzą tu co najmniej cztery reklamówki z zakupami lub dwie walizki kabinowe. A jak jesteśmy przy zakupach spożywczych to w środku jest na tyle dużo miejsca, że pasażer bez utraty komfortu może coś przewieźć na podłodze przed sobą.
Śmiałem się, że w trakcie jazdy pasażer nie bardzo ma co ze sobą zrobić. Podłokietnika na środku nie ma, uchwytu nad drzwiami nie ma, schowków w drzwiach nie ma, więc ręce w trakcie dłuższej jazdy można sobie co najwyżej włoż… zapleść na klatce piersiowej.
Za dopłatą możemy sprawić sobie skórzaną torbę, wiszącą na tylnej ściance i to spore ułatwienie, bo jest bardzo pojemna i spokojnie zmieścicie tam co najmniej dwie litrowe butelki z wodą. Delikatnie za siedzeniami, w tunelu środkowym powinien być pojedynczy uchwyt na kubek, ale w testowym egzemplarzu gdzieś wyparował. Zamiast tego mieliśmy dwie nieduże przegródki.
Na środku jest też półka, ale sięganie do niej w trakcie jazdy to spore wyzwanie. Miejsca między fotelami jest mało, są one bardzo sztywne, więc lepiej nie kłaść tam przedmiotów, po które będziemy chcieli często sięgać. Ciekawa jest za to półka w górnej części tunelu, przykryta włóknem węglowym. To idealne miejsce na kluczyk, ale można tam też zmieścić smartfon.
W trakcie jazdy we wnętrzu oczywiście nie ma co liczyć na ciszę. W końcu siedzimy przed silnikiem, ale jego dźwięk nie jest męczący i w zasadzie to głównie jego słyszymy. Opór powietrza nie przebija się jakoś specjalnie mocno. Za to niewiele pożytku jest z nagłośnienia, chyba że lubimy głośną muzykę, wtedy będzie ona w stanie skutecznie przebić się na pierwszy plan.
Cyztaj też: Test Toyota Mirai – przyszłość jest tutaj i wygląda obiecująco
Technologia i elektronika w Alpine A110 GT? Minimalna, co by nie rozpraszała zbyt mocno
W Alpine A110 GT nie znajdziecie zbyt wielu bajerów technologicznych. Ekran główny służy praktycznie do trzech rzeczy. Pierwsza to przewodowy Android Auto lub Apple CarPlay. Druga to obraz z kamery cofania, a trzeci to opcjonalna aplikacja Alpine Telemetrics. Znajdziemy w niej wykresy pokazujące aktualne osiągi auta, temperaturę oleju, wykres momentu obrotowego czy stan pracy skrzyni biegów. Bajer, ale bardzo efektowny.
Ekran główny ma ten sam interfejs co choćby auta Dacii, ale nie można odmówić mu jakości. Obraz jest jasny, szczegółowy i z bardzo dobrymi kątami widzenia.
Jeszcze wyższej jakości jest obraz na ekranie kierowcy. Naprawdę żyleta i miło się na niego patrzy. Ciekawym smaczkiem jest jego kształt, idealnie dopasowany do wyświetlanych, okrągłych elementów interfejsu. Tutaj też nie wyświetlimy zbyt wiele, bo opcji konfiguracji jest bardzo mało. Do tego mamy dwa widoki, jeden dla podstawowego trybu jazdy, drugi dla sportowego. Do tego możemy wyświetlić np. dane o spalaniu czy informacje o odtwarzanej muzyce. Prosto, ale czytelnie i bardzo wygodnie.
We wręcz uroczy sposób włącza się tempomat (prosty, pasywny). Służą do tego te dwa przełączniki na tunelu środkowym. Lewy to tempomat, prawy to ogranicznik prędkości. Konkretne wartości ustawiamy przyciskami na kierownicy. Umieszczenie przycisków powinno nam jasno sugerować, co producent myśli o korzystaniu z tej funkcji.
Czytaj też: Test Mercedes EQE 500 4Matic – elektryczna limuzyna. Ta tańsza i trochę bardziej agresywna
Widoczność to nie jest mocna strona Alpine A110 GT
Chociaż Alpine A110 GT jest piękna i potrafi uszczęśliwić kierowcę, niestety potrafi też przyprawić o ból głowy. Jeżeli znajdziecie się w zatłoczonym miejscu i będziecie musieli trochę nią pomanewrować, słaba widoczność da się Wam porządnie we znaki. Przyznaję bez bicia, że przy każdym parkowaniu równoległym ze stresu pociły mi się dłonie – nie miałam czasu na przestawianie bocznych lusterek, a kamera cofania chroniła mnie tylko przed przydzwonieniem w auto znajdujące się za mną. Krawężniki, przód… Małe szyby, niska pozycja za kierownicą – nie widziałam nic i w efekcie wszystko musiałam robić na czuja, więc wychodziło topornie i asekuracyjnie. To auto do jazdy miejskiej wręcz prosi się o system kamer 360°, niestety producent nie oferuje takiej opcji.
Alpie A110 GT jedzie jak po sznurku
Mamy tutaj lekką, aluminiową konstrukcję zaprojektowaną z atencją w kierunku jak najmniejszego oporu aerodynamicznego, centralnie umieszczony silnik (oczywiście z tyłu) o pojemności 1,8 litra z bezpośrednim wtryskiem o mocy 300 KM (6 300 obr./min.) i 340Nm momentu obrotowego (2 340 Nm momentu obrotowego (2 400 – 6 000 obr./min.) oraz fenomenalne hamulce. Do tego 7-stopniowa automatyczna, dwusprzęgłowa skrzynia biegów i oczywiście napęd na tył.
Ten mały szatan potrafi rozpędzić się do 100 km/h w ciągu 4,2 s i wierzcie, że po przekroczeniu tej prędkości nieszczególnie traci impet. Ze względu na przepisy drogowe nie próbowałam rozwijać maksymalnej prędkości 250 km/h, ale to co mogę powiedzieć to to, że przy suchej nawierzchni można nim robić cuda. Jeżeli nie macie ochoty na agresywną jazdę, da się go bez problemu opanować, ale jeśli chcecie zechcecie pobawić się w rajdowców, będziecie mieć ku temu odpowiednie narzędzia. Jest tryb Sport, są też pewne przyciski, które odrą A110 GT z pozorów auta cywilizowanego i pozwolą Wam sprawdzić, ile tak naprawdę potraficie.
Nie mam zamiaru ukrywać, że mnie to auto po prostu przerosło. Niezależnie od tego, jak i gdzie jechałam, nie robiło to na nim szczególnego wrażenia i musiałam ustąpić. Dotarłam do granicy swoich umiejętności i w momencie kiedy włączyło mi się widzenie tunelowe, po prostu odpuściłam, nie było sensu narażać swojego bezpieczeństwa. Tak więc tak, dopóki macie dobre warunki, zalecam tor i dobra zabawa murowana.
Jeżeli niekoniecznie chcecie wykorzystać potencjał modelu A110 GT i jest Wam potrzebny tylko po to, żeby robić wrażenie to… Cóż, polecam. Poza tym, ze wygląda obłędnie, tak samo brzmi. Jeżeli jesteście w trybie standardowym, będzie zachowywała się w miarę cicho i spokojnie (poza momentami agresywnego przyspieszania). Zabawa zacznie się po przejściu w tryb Sport. Nie musicie rozwijać zawrotnych prędkości, wystarczy Wam rozgrzany silnik. Alpine będzie warczeć, bulgotać i strzelać, dbając o to, żeby jej obecność nie umknęła otoczeniu. Przyznaję bez bicia, że ten podziw innych kierowców i przechodniów, chociaż był skierowany w stronę auta, a nie we mnie, mile łechtał również moje ego. Wiem, wiem, powiecie: „pozerstwo”. Może i tak, ale czy auta tego typu nie są budowane, aby dawać radość kierowcy? Przecież można to robić na wiele sposobów. Jednych będą radowały jej osiągi, innych jej SWAG. I jedni i drudzy mają prawo się nią cieszyć na swój sposób. O ile ich na nią stać.
Czytaj też: Test Renault Espace espirit Alpine – ogromny, komfortowy, ale wersalki już nim nie przewieziesz
Sportowe auto z takim spalaniem to nie jest częsty widok
Zastanawiacie się pewnie ile ta mała, narowista konstrukcja pochłania benzyny i coś mi mówi, że za chwilę mocno się zdziwicie:
Miasto | 7,7 l/100 km |
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h) | 6,2 l/100 km |
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h) | 7,2 l/100 km |
Autostrada (tempomat 140 km/h) | 9,3 l/100 km |
Nie ma tutaj żadnych hybrydowych wariacji, mamy czysty układ spalinowy z lekkim nadwoziem i pokaźną mocą. Kto by pomyślał, że sportowe auto potrafi być tak oszczędne? Oczywiście, jeśli zaczniecie szaleć, szybko przekroczycie 10 l/100 km, ale do tego potrzeba częstych zmian w obrębie bardzo wysokich prędkości. Nie jest to styl jazdy, który jakikolwiek normalny człowiek uprawiałby na co dzień. Tak więc TAK, jeżeli będziecie szaleć tylko raz na jakiś czas, na co dzień nie zbankrutujecie na paliwie. Nie, żeby osobę, która na taką Alpinę stać, obchodziły rzeczy tak prozaiczne jak spalanie, ale na pewno jest to agrument przemawiający za jej zakupem.
Czytaj też: Test Mercedes SL 63 AMG – jeździłam autem za milion złotych. 3,6s do setki to dopiero początek
Alpine A110 GT nie ma wielu opcji konfiguracji, ale pozwala na dużą personalizację wizualną
Podstawowa cena Alpine A110 GT to obecnie 345 900 zł, ale w trakcie konfiguracji można ją nieco podnieść. Na pewno dopłacić trzeba za lakier. W podstawie jest biały, a np. wariant pomarańczowy lub niebieski to dodatkowe 10 tys. zł. Kolor z testowanego egzemplarza to Vert Tilleul za 25 400 zł. Felgi mieliśmy fabryczne (inne, 18-calowe to dodatkowe 4 200 zł), ale już złote zaciski hamulców to 2 100 zł.
W cenie mamy różne dodatki wizualne, jak emblematy Alpine czy flagi Francji, przyciemniane szyby i dach w kolorze nadwozia. W trakcie konfiguracji z każdej z tych opcji możemy zrezygnować. Dopłaty wymagają różne oklejenia (po 7 100 zł za element). Wyposażenie seryjne obejmuje podgrzewane fotele, tempomat, regulowane fotele, elektrochromatyczne lusterko wsteczne, nagłośnienie, aluminiowe pedały, skórzaną kierownicę, światła Full LED, czujniki światła i deszczu, aktywny wydech, opony Michelin Pilot Sport 4, czujniki parkowania i kamerę cofania, klimatyzację czy możliwość wyłączenia kontroli trakcji.
Dodatkowo płatne elementy widoczne w testowanym egzemplarzu to pakiet mikrofibra za 8 600 zł, skórzany schowek za 2 700 zł, dywaniki podłogowe za 700 zł i system Alpine Telemetrics za 1 700 zł, co łącznie daje nam cenę 386 400 zł. Dużo? Jak na nowe, sportowe auto to nie wydaje się wygórowana kwota.
Alpine A110 GT to auto mające robić wrażenie. No i robi!
Alpine A110 GT nie jest autem, które kogokolwiek pozostawi obojętnym. Oddaje hołd swojemu pierwowzorowi z lat 60-tych swoim designem, jednocześnie śmiało rozpychając się w segmencie sportowych coupe. Model wprost stworzony dla tych kierowców, którzy mają głęboką kieszeń, ale nie mają ochoty jej opróżniać dla kolejnej niemieckiej konstrukcji, jakich mamy na rynku na pęczki. Tak, jest to auto dla ludzi, którzy mają fantazję i środki na jej spełnienie. Nie będzie szczególnie dbało o Wasz komfort, ale wynagrodzi Wam to z naddatkiem tym, jak brzmi, jak się prowadzi, do czego jest zdolna na drodze (chociaż racjonalniej byłoby na torze). Bajeczne auto.