Każdy chciałby produkować samochód elektryczny
Mechanika pojazdów elektrycznych jest znacznie mniej skomplikowana niż w przypadku samochodów spalinowych. W elektryku mniej rzeczy może się popsuć, a jak się popsuje to trzeba wymienić i to za niemałe pieniądze. Oczywiście to pewne uproszczenie, ale spójrzmy na to, jak przez lata rynek pojazdów spalinowych był hegemonem, gdzie łatwiej było znaleźć firmy, które nie wytrzymywały konkurencji, niż firmy, które zamierzały na ten rynek wejść.
W przypadku elektryków, chętnych do debiutu nie brakuje. Ba, wiele takich firm już powstało i coraz śmielej sobie radzi na rynku. Tesla, Rivan, Lucid, dziesiątki firm z państwa środka włącznie z Xiaomi. Oczywiście wciąż trzeba mieć odpowiednie zaplecze finansowe, wciąż te nakłady są gigantyczne, ale wejście w rynek samochodów elektrycznych jest jednak stosunkowo łatwiejsze, łatwiej jest tu też namieszać, bo stara gwardia wciąż jest lekko uśpiona i boryka się ze swoimi bolączkami.
Jednocześnie ta chęć zaistnienia na rynku samochodów elektrycznych powiela schemat z innych gałęzi elektroniki konsumenckiej. W pewnym momencie nie było firmy, która nie robiłaby smartfonów, czy też tabletów albo smartwatchy. Dużo chętnych było też na telewizory. Smartwatche od znanych marek modowych? Oczywiście! Telewizor z logo Nokia? Proszę bardzo.
Czytaj też: Apple Vision Pro wprowadzi nową funkcję w telewizorach? Na to wygląda!
Apple jak Dyson – ambitne plany i ich rewizja
Apple nie jest pierwszą dużą firmą, która porzuca swoje plany wejścia w świat samochodów elektrycznych. Wcześniej podobną decyzję podjął także Dyson. Producent odkurzaczy i suszarek do włosów, ma problemy ze stworzeniem solidnego robota odkurzającego, a jednocześnie planował budowę samochodu elektrycznego. Firma jasno komunikowała różne etapy tego procesu, aż z niego zrezygnowała.
U Apple pracę nad samochodem toczyły się w tajemnicy. Na jakim były etapie, co rzeczywiście się działo w centrach R&D Apple pewnie przez lata będzie obrośnięte mitami, plotkami i pogłoskami. Mówiło się o autonomicznym pojeździe za 100 tysięcy dolarów, później o rezygnacji z autonomii. Raczej nigdy nie dowiemy się, jaka była prawdziwa skala tego projektu i realne ambicje firmy. Pewnym jest to, że coś było na rzeczy.
Samochód Apple – dobrze, że ktoś doszedł do wniosku, że to bez sensu
Myślę, że zakopanie projektu przez Apple jest związane z jedną kwestią – produkt w żaden sposób nie mógł się rynkowo obronić, a koszty jego dystrybucji i promocji byłyby ogromne. Bo czym mógłby wyróżnić się kolejny elektryk od Apple? Designem? Może, ale tego współczesnym samochodom odmówić nie można, projektów pod różne gusta są setki. Przyśpieszeniem? Poziomem bezpieczeństwa? W tym wszystkim się już wyspecjalizowały i na sztandary wyniośli poszczególni producenci? Łatwością konfiguracji? To ma opanowane Tesla i coraz więcej producentów ogranicza opcje modyfikacji dla optymalizacji produkcji. Ceną? Z pewnością, mógłby to być jeden z droższych pojazdów za każdy kilogram akumulatora. Generalnie wyróżnikami mogłaby być integracja z ekosystem Apple i może jakiś nowatorski HUD.
W dodatku umówmy się, że motoryzacja to nie jest temat, który grzeje kolejne pokolenia. A debiut samochodu od Apple byłby możliwy może za 4 lata, ugruntowanie sprzedaży pojawiłoby się za dekadę. Do tego dodajmy wszelkie wymogi prawne, kontakty z regulatorami, konieczność dostosowywania się do kolejnych zmian itd. Dużo zachodu.
Czytaj też: Test Toyota Mirai – przyszłość jest tutaj i wygląda obiecująco
Autonomia w szczerym polu
Największą barierą przed pojawieniem się samochodu od Apple jest jednak kwestia autonomii. Gdy pojawiły się pierwsze plotki o samochodzie od Apple dekadę temu, wydawało się, że właśnie teraz będziemy już na etapie takich pojazdów. Rok 2024-2025 to miał być ten moment, gdy samochody samojezdne zaczną masowo pojawiać się na rynku. Tymczasem mija już 8 lat, odkąd Elon Musk zapowiedział, że Tesla przejedzie w pełni autonomicznie drogę z Nowego Jorku do Los Angeles. Nic z tego. Owszem systemy asystujące są dziś wygodne, pomocne i w wielu pojazdach działają bardzo dobrze, jednak do autonomii i to takiej, która poradzi sobie równie dobrze na autostradzie pod San Fransico jak i naszej Zakopiance, czy nie oznaczonej wiejskiej drodze gminnej to wciąż odległa wizja przyszłości. Mapy kuleją, sensory bywają zawodne zwłaszcza w gorszych warunkach atmosferycznych, AI też ciężko zaufać. Oczywiście na upartego pewnie w wielu scenariuszach jest możliwa bezpieczna autonomiczna jazda – żaden z producentów nie weźmie jednak pełnego ryzyka na siebie.
Trudno stwierdzić, jak to wyglądało w przypadku Apple. Ale znów nawet jeśli udało się stworzyć genialny system autonomicznej jazdy (w co osobiście wątpię) przepychanki prawne i kwestia uwarunkowań regionalnych sprawia, że ten produkt byłby nieopłacalny w masowym wdrożeniu. A Apple to firma od produktów masowych, takich, które mają kochać ludzie na całym świecie. Owszem niektóre kraje, jak Polska od lat są intencjonalnie pomijalne (Siri, Fittnes+, HomePod), ale kluczem do sukcesu jest sprzedaż idąca w miliony egzemplarzy i tworzenie szczelnego ekosystemu.
Czytaj też: Test Mercedes EQE 500 4Matic – elektryczna limuzyna. Ta tańsza i trochę bardziej agresywna
Carplay nowej generacji i Apple Vision Pro – prawdziwe motoryzacyjne wyzwania Apple
Apple nie ma dziś swojego samochodu i raczej nigdy mieć nie będzie. Jednak lada moment (bo już w iOS 17.4) zadebiutuje CarPlay nowej generacji. Apple będzie w stanie „przejąć” dowodzenie nad pojazdem, zastąpić interfejs producenta, swoim własnym. I to jest właśnie najlepsze – po co Apple samochód, skoro może mieć pod kontrolą doświadczenia z jazdy we wszystkich nowych samochodach. CarPlay – stał się globalnym standardem i jego nowa wersja ma szansę to powtórzyć. Apple może to obudować o dodatkowe usługi, aplikacje, rozwiązania. Znając Apple nie zdziwiłbym się gdyby był CarPlay i CarPlay+, dodatkowo płatny czy dostępny dla użytkowników subskrypcji Apple One. Wyzwaniem jest jednak „dowieźć” ten projekt, przekonać do tego konceptu producentów, pokazać korzyści klientom. Więc to wcale nie jest takie łatwe, a przecież projekt ujrzał światło dzienne już latem 2022 roku, a dopiero w kolejnych miesiącach ma zostać realnie wdrożony w pierwszych pojazdach!
Drugą kwestią jest Apple Vision Pro. Nie brakuje osób, które decydują się założyć gogle Apple do pojazdu. Oczywiście uwiecznione w sieci filmy to przede wszystkim chęć zyskania klików i tymczasowej internetowej sławy nawet gdy jest to pochwała głupoty. Niemniej wizja wykorzystania AR/VR za kierownicą jest kusząca. Ujarzmienie tego, zwłaszcza w momencie, gdy gogle zostaną w przyszłości odchudzone i będą rzeczywiście bardziej mobilnym urządzeniem, jest ważnym wyzwaniem dla Apple.
Ambitne plany są ważne, to istotne by giganci wydawali krocie na proces badawczy i szukali innowacji. Bardzo ważne jest jednak też to by umieć sobie powiedzieć stop. I to stop, zanim coś wprowadzi się na rynek. Myślę, że poza osobami zaangażowanymi w projekt nikt nie będzie narzekał na to, że nie pojeździ sobie samochodem z nadgryzionym jabłkiem na masce.