Te ostatnie stanowią rzecz jasna podstawę funkcjonowania popularnych elektryków, dlatego szczególnie interesująca powinna być informacja o znacznej redukcji czasu potrzebnego na przygotowanie takiego pojazdu do wyruszenia w drogę. Jak wynika z przekazanych danych, wprowadzona aktualizacja oprogramowania powinna doprowadzić do skrócenia czasu ładowania elektryków o nawet 30%.
Czytaj też: Volvo EX30 – samochód w wersji beta. Szybki jak Ferrari, zabugowany jak Android
Taki wskaźnik dotyczy jeszcze niedostępnych modeli, które wkrótce mają pojawić się na rynku. Kiedy więc możemy spodziewać się nadejścia tej mini-rewolucji? Zdaniem ekspertów potrzeba będzie nieco cierpliwości, gdyż można oczekiwać, że potencjalnie nowatorska technologia zagości na drogach w ciągu najbliższych 2-3 lat.
Skrócenie czasu potrzebnego na ładowanie akumulatorów będzie z pewnością mile widziane. W końcu aspekt ten był jednym z podstawowych poruszanych przez przeciwników elektrycznych samochodów. I trzeba przyznać, że nie były to zarzuty pozbawione podstaw, wszak tankowanie auta wyposażonego w silnik spalinowy trwa obecnie zauważalnie krócej niż ładowanie elektryka.
Wolno ładujące się elektryki to jeden z koronnych argumentów podnoszonych przez przeciwników tego typu pojazdów
Jednocześnie pojawia się pytanie o to, gdzie leży źródło przytoczonej innowacji. Trudno się spodziewać, by jej autorzy zdradzili dokładny przepis na sukces, ale według dyrektora generalnego Breathe Battery Technologies, Iana Campbella, kluczem do szczęścia była aktualizacja oprogramowania związanego z procesem ładowania. W ten sposób możliwa stała się bardziej szczegółowa ocena stanu konkretnych ogniw.
W efekcie dochodzi do ładowania akumulatora z pełną mocą, bez negatywnego wpływu na bezpieczeństwo baterii. Co istotne, nie trzeba również wprowadzać żadnych modyfikacji na poziomie składu chemicznego. To bardzo istotna wiadomość, gdyż oznacza, że wdrażanie innowacyjnego podejścia nie będzie zbyt skomplikowane. Pozwala zarazem mieć nadzieję na wprowadzenie podobnych rozwiązań w elektrykach innych producentów.
Czytaj też: Test Lexus NX 350h – co w sobie ma, że ludzie tak go pokochali?
Tego typu pojazdy zyskują coraz większą popularność, a ostatnimi czasy głośno zrobiło się o rosnącej chińskiej dominacji na rynku elektryków. Tanie, a przy tym całkiem niezłej jakości chińskie modele skutecznie radzą sobie w rywalizacji z produktami europejskich firm. Z Azji docierają także wieści o zaskakująco wysokiej wydajności akumulatorów nawet w niskich temperaturach, co było do tej pory wielką bolączką w przypadku elektrycznych samochodów. Jeśli dodatkowo uda się zwiększyć zasięg jazdy takich aut i prowadzić ich produkcję w maksymalnie ekologiczny sposób, to wizja zastąpienia wariantów spalinowych może okazać się zaskakująco realna.