Myśliwce F-35 mogą już latać z atomówkami. Polska może na tym wiele zyskać
Realizowanie ataków nuklearnych może dziś przyjmować głównie trzy formy, które obejmują albo pociski z głowicami nuklearnymi, albo bomby (atomówki). Ukrywające się w głębinach okręty podwodne i ściśle chronione silosy na lądzie robią użytek z pocisków balistycznych, a różnego rodzaju samoloty wojskowe mogą zostać wysłane na misje właśnie z atomówkami. W dobie rozwiniętych systemów przeciwlotniczych ten drugi sposób realizowania ataków z bronią nuklearną dręczy pewne ryzyko bez odpowiedniego zabezpieczenia przestrzeni powietrznej, ale USA znalazły właśnie na to rozwiązanie. Tamtejsze siły powietrzne potwierdziły, że myśliwce stealth F-35 mogą latać z atomówkami właśnie.
Czytaj też: Takiej broni Polska jeszcze nie miała. Antypancerna potęga trafi w ręce polskich żołnierzy
Właśnie myśliwce stealth F-35A Lightning II Sił Powietrznych USA zostały certyfikowane do przenoszenia termonuklearnych bomb grawitacyjnych B61-12, co stanowi znaczący kamień milowy w lotnictwie wojskowym i strategii odstraszania jądrowego. Certyfikacja ta, przyznana wprawdzie 12 października 2023 roku, ale ogłoszona oficjalnie dopiero niedawno, wprowadza F-35A na czoło dwuzadaniowych samolotów wojskowych, które są zdolne do wykonywania zarówno misji konwencjonalnych, jak i jądrowych. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, a nawet niewykrywalnego F-22 Raptor, F-35A został zaprojektowany z wizją zastąpienia taktycznej roli jądrowej F-16, a więc myśliwca 4. generacji, czyli spoza grona stealth.
Integracja zdolności jądrowych B61-12 z F-35A stanowi skok naprzód w strategicznych zasobach militarnych Stanów Zjednoczonych. Ostatnia certyfikacja jest zwieńczeniem ponad dekady rygorystycznego rozwoju i testowania, co zapewnia, że F-35A może skutecznie wykorzystać zaawansowaną atomówkę B61-12 bez kompletnego pakietu ulepszeń Block 4. Musimy pamiętać, że nie jest to byle bomba atomowa, a znacznie bardziej zaawansowana wersja starszych wariantów, która otrzymała sterowalne stateczniki, rakietowe stabilizatory obrotu i podwójne systemy naprowadzania. Innymi słowy, z takimi ulepszeniami została przekształcona w precyzyjną bombę ślizgową, co zwiększa potencjalny zasięg ataku, a tym samym szanse na przetrwanie samolotu, będącego dla niej platformą startową.
Czytaj też: Zaczynają sprzedawać ogniwa perowskitowe. Co z Polską?
Teoretycznie ten zwiększony zasięg nie jest konieczny dla F-35A, bo integracja B61-12 obejmuje wprowadzenie jej bezpośrednio do wewnętrzne komory, a więc zachowanie zdolności stealth. Innymi słowy, USA doczekały się już sprzętu wręcz idealnego do realizowania ataków atomowych, ale co ma do tego Polska, która znalazła się w tytule? Odpowiedź na to przedstawiałem w artykule “Polska i myśliwce F-35. Nawet nie wiesz, jak bardzo ich potrzebujemy“, kiedy to kwestia połączenia F-35 z B61-12 była jeszcze niepewna. O co więc idzie?
Kiedy już F-35 będzie mógł oficjalnie latać z bombami atomowymi, wkroczymy tak naprawdę w nową erę odstraszania, bo te dokładnie myśliwce są przedstawicielami 5. generacji, którą określają m.in. cechy stealth, gwarantujące uniknięcie wrogich systemów obrony przeciwlotniczej. Oznacza to tyle, że F-35 może wlecieć na teren nawet najlepiej chronionego kraju i ot tak zrzucić bombę atomową na kluczowe dla wrogiego wojska cele. Takich metod odstraszania jeszcze świat nie widział i Polska tym bardziej, a tak się składa, że w 2020 roku podpisaliśmy umowę z USA na dostawę 32 egzemplarzy F-35A za 4,6 miliarda dolarów – cytat z artykułu.
Czytaj też: Polska ma nowy pojazd wojskowy. Obejrzyj zdjęcia z testów KTO Rosomak z ZSSW-30
Oczywiście w samej umowie zakupu F-35 przez Polskę nie ma mowy o tym, że te myśliwce kiedykolwiek będą mogły polecieć z bronią atomową. Jednak w praktyce będzie to pierwszy sprzęt w rękach Polski, którym będzie można przeprowadzić atak nuklearny na wrogie państwo. Sami wprawdzie tego typu broni nie mamy, ale jako członek NATO, kiedyś możemy się jej doczekać.