Xiaomi chce odcisnąć piętno na najdroższym segmencie smartfonów i ma na to swój sposób. Zasypanie rozwiązaniami fotograficznymi i wideo oraz premiera nakładki systemowej HyperOS mają przekonać mnie oraz was, że to dobry wybór w swojej klasie cenowej. Producent nie ściga się też długością aktualizacji czy świecidełkami w postaci AI, a przede wszystkim ma zapewnić mocne podzespoły i upchnąć to w obudowie nieco mniejszej niż największa konkurencja. Przy tak skomplikowanych urządzeniach jak smartfony detale mają fundamentalne znaczenie i kilka problemów może położyć nawet najambitniejszy projekt. Jak to wygląda w przypadku Xiaomi 14? Przekonajmy się!
Testowany egzemplarz wyposażony został w 512 GB przestrzeni dyskowej.
Xiaomi 14 – specyfikacja i zestaw sprzedażowy
Specyfikacja | Xiaomi 14 |
Wymiary | 152,8 x 71,5 x 8,3 mm |
Masa | 193 g |
Stopień ochrony IP | IP68 |
Wykończenie | Szkło Gorilla Victus (przód), Gorilla Glass 5 (tył), ramki z aluminium |
Ekran | 6,36″ LTPO OLED |
Rozdzielczość ekranu | 2670 x 1200 pikseli (460 ppi) |
Odświeżanie ekranu | 1-120 Hz |
Głośniki | Stereo |
Układ obliczeniowy | Qualcomm Snapdragon 8 Gen 3 (4nm) |
Procesor | 1 x 3,3 GHz Cortex X4 + 5 x 2,96 GHz Cortex-A720 + 2 x 2,27 GHz Cortex-A520 |
Grafika | Adreno 750 (1 GHz) |
RAM | 12 GB LPDDR5X |
ROM | 256 GB, 512 GB UFS 4.0 |
Slot na kartę Micro SD | Brak |
System | Android 14 |
Nakładka | Xiaomi HyperOS |
Wi-Fi | 802.11 a/b/g/n/ac/6e/7 trzypasmowe |
Bluetooth | 5.4, A2DP, LE, aptX HD, LHDC |
NFC | tak |
Lokalizacja | GPS, Glonass, BDS, Galileo, QZSS, NavIC |
USB | Typu C, 3.2, OTG |
Czujniki | Akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, miernik spektrum barw, kompas |
SIM | Dual SIM z eSIM |
Czytnik linii papilarnych | Pod ekranem |
Akumulator | Li-ion, 4610 mAh |
Prędkość ładowania przewodowego | Do 90W |
Ładowanie bezprzewodowe | Tak, do 50W + 10W zwrotne |
Aparat główny | 50 Mpix f/1.6, 23mm, OIS, 1/1,31″, 1,2µm, Dual Pixel PDAF |
Aparat ultraszerokokątny | 50 Mpix f/2.2, 14mm, 1/2,0″, 0,7µm, PDAF, pole widzenia 115˚ |
Aparat przybliżający | 50 Mpix f/2.0, 67/75mm, OIS, PDAF, 3,2-krotny zoom optyczny (realne 2,6x) |
Przedni aparat | 32 Mpix f/2.0, 22mm, |
Wideo | 8K/24 FPS HDR, 4K24/30/60 FPS; Dolby Vision HDR; 10-bit LOG |
Xiaomi nie dostało ostrzeżenia o zagładzie planety i nadal dorzuca do pudełka ładowarkę z kablem USB-A do USB-C oraz silikonowe etui. Kostka o mocy 90W to miły akcent i progres względem ubiegłorocznej ładowarki (67W). Do tego dołączone do zestawu etui nie jest przezroczyste, a grafitowe. Przez to było dla mnie całkiem przyjemne w dotyku, ale przede wszystkim wydaje się rozsądnie zabezpieczać smartfon bez nadmiernego pogrubiania. Do tego na ekran naklejono od nowości folię. A to wszystko w niezmienionej rok do roku cenie – 4799 zł na start. Nieźle, ale o 400 zł drożej niż w przypadku Samsunga Galaxy S24 8/256 GB. Koszt wersji 12/256 GB to 4499 zł i to o 100 zł więcej, niż wspomniany wcześniej wariant S24.
Recenzja Xiaomi 14 musi się zacząć od pary nad obiektywem
Dla tych, którzy nie wiedzą, dlaczego zaczynam ten tekst nagłówkiem o parze, kilka słów kontekstu i jedno, wymowne zdjęcie. Xiaomi 14 cierpi na problem, w efekcie którego między soczewką głównego aparatu, a chroniącym je szkłem, kondensuje się para. Taki scenariusz może sprowokować na przykład wyjęcie smartfonu z kieszeni w chłodny dzień po tym, jak byłe w tej kieszeni przez dłuższy czas. Wywoływaliśmy je także z innymi redaktorami – w tym miejscu dziękuję Lechowi Okoniowi z Telepolis i Adamowi Łukowskiemu z mGSM za wskazanie metody. Wystarczyło włączyć nagrywanie w 4K lub 8K i potrząsać smartfonem przez kilka minut.
Z pewnością wiele zależy od warunków atmosferycznych, ale takie zjawisko podważa wiarygodność producenta jako konkurencji dla największych graczy. Daje też pewną wątpliwość wobec tego, czy wierzyć Xiaomi w certyfikację IP68. Nawet jeżeli taka sytuacja zdarzy się raz na 100 zdjęć, to mamy do czynienia z kryzysem zaufania, a sytuacja wzbudza politowanie lub złośliwe komentarze, w zależności od tego, kogo zapytamy.
Rozumiem oburzenie, nawet jeśli nie wydałem na Xiaomi 14 ani złotówki, bo otrzymałem egzemplarz recenzencki. Sam fakt tego, że w pewnych sytuacjach główny aparat może być po prostu niegotowy na zrobienie wyraźnego zdjęcia, obniża zaufanie do urządzenia. Możemy nauczyć się tego, kiedy dochodzi do zaparowania albo nie trzymać smartfonu w kieszeni, ale to jednocześnie duże poświęcenia za tę cenę. Skoro takie felery nie zdarzają się w konkurencyjnych smartfonach, to dlaczego miałbym nie wybrać tych urządzeń? Ładowarka i przyjemne etui w pudełku to za mało.
Polski oddział Xiaomi przyjął następującą linię obrony, która pojawia się w komentarzach na mediach społecznościowych:
Seria Xiaomi 14 jest testowana w naszych laboratoriach pod kątem ochrony przed wnikaniem pyłu i rozpylonej wody. Zapewniamy, że nie jest to kwestia jakości produktu. Jest to naturalne zjawisko z powodu różnic temperatur między obiektywem a otaczającym powietrzem w pewnych warunkach środowiska. Jest to powszechne w sytuacjach, gdy temperatura otoczenia szybko zmienia się z wysokiej na niską, przy długotrwałej ekspozycji na wysoką temperaturę i wysoką wilgotność lub w razie zalania przez wodę. W przypadku zaparowania obiektywu zalecamy pozostawienie urządzenia w suchym miejscu z dobrym przepływem powietrza, aby usunąć wilgoć.
Brakuje tu pomocniczości i jakiegoś mniej bezduszno-korporacyjnego komunikowania problemu. Przypominam, że Xiaomi 14 w wersji komercyjnej istnieje już kilka miesięcy (w końcu zaliczył premierę w listopadzie w Chinach), więc z pewnością problem musiał już zaistnieć. Bierność i brak wsłuchania się w głosy swoich odbiorców (bo tak, sytuacją rozczarowani są też fani, którzy zamierzali wymienić swój smartfon na Xiaomi 14) nie przystoi do firmy, która skupia się na budowaniu wizerunku wokół oddanej społeczności.
Zaparowana szybka nie przesądza jeszcze o wartości całego telefonu, a problem być może zostanie wyeliminowany w przyszłych partiach produktu (mam taką nadzieję). Sprawdźmy zatem, jak prezentuje się Xiaomi 14 w reszcie aspektów.
Xiaomi 14 wygląda jak flagowiec i brudzi się jak flagowiec
Xiaomi 14 to mariaż tego, co zaprezentowała jabłkowa konkurencja z tym, co prezentował Xiaomi 13. Ramki jeszcze bardziej spłaszczono, wyspa aparatów, choć jednolicie czarna, to pozwala spojrzeć na oczka aparatu. To nie jest ikoniczny design, ale zapewne nie taki miał być. Zdecydowanym, wizualnym plusem jest subtelniejszy wygląd wyspy z aparatami, którą otoczono metalową ramką z drobnym wzorem. Na testy trafiła mi się najmniej brudząca się wersja kolorystyczna, z matowym, czarnym szkłem z tyłu i dobrze to wygląda na co dzień. Nieco mniej, gdy trafimy na biały lub zielony wariant z połyskującym szkłem.
Wyspa odstaje dość mocno, ale jest na tyle szeroka, że dotykanie telefonu położonego na stole nie rozkołysze go w żadną ze stron. Wynikający z nachylenia nacisk na dolną część “zakrzywionego szkła 3D” (producent nie podaje informacji o jego pochodzeniu) nie sprawia, by gromadziły się na nim rysy. W znacznym stopniu ukrywa ono odciski palców, a do tego jest przyjemne w dotyku. Szybko się je czyści, a nawet jeśli zaliczy ono kontakt z twardą powierzchnią, większość powierzchownych rys wystarczy przetrzeć.
Jeśli miałbym się czegoś w Xiaomi 14 czepiać, to boków. Są tak płaskie, jak się da i zabierają sporo z ergonomii i pewności chwytu, a przecież mówimy o smartfonie w nie aż tak dużej obudowie. Do tego są wykończone na wysoki połysk, przez co brudzą się niemal błyskawicznie. Z kolei przyciski umieszczone po prawej stronie nieco przemieszczają się w górę i w dół. To nieco podważa wodoodporność IP68, choć podczas testów smartfonowi nic się nie stało.
Jednocześnie Xiaomi 14 zasługuje na pochwały, gdy spojrzymy na niego z przodu. Ramki dookoła ekranu są naprawdę minimalne oraz symetryczne w równoległych liniach, przez co całość prezentuje się nowocześnie i nie trzeba było do tego zaokrąglić tafli szkła Gorilla Glass Victus z czterech stron. Mimo wszystko nadal tęskno mi do rozwiązania pokroju Gorilla Glass Armor, które w mniejszym stopniu odbija światło. Mam nadzieję, że ekskluzywność tego rozwiązania dla Samsunga będzie jak najkrótsza, bo od ekranu Xiaomi 14 odbija się sporo z naszego otoczenia.
Wykonanie obudowy Xiaomi 14 (pomijając kwestię pary) oceniam na piątkę w szkolnej skali. Do perfekcji brakuje mniejszego brudzenia się ramek czy lepiej spasowanych przycisków, ale to małe narzekania, na pewno mniejsze niż sam smartfon. Nie do końca jest on kompaktowy, bo ekran o przekątnej 6,36 cala i spłaszczone boki w połączeniu z masą rzędu 193 gramów zdecydowanie oddzielają nas od lekkości i kompaktowości. Z drugiej strony to nadal dobre antidotum na flagowce mające ekrany 6,7 cala i większe, a i też coś nieco ponad 6,1 czy 6,2-calowe formy u konkurencji. Tylko mogłoby być tak o 20 gramów lżejsze.
Naobiecywali nitów w tym ekranie Xiaomi 14 i co z tego?
Wiecie, jak to jest. Wszyscy poza Samsungiem i Apple w swoim marketingu opierają się na magii liczb. Mnożniki, procenty i inne tego typu zabiegi. W tym roku Xiaomi 14 promuje się hasłem o jasności szczytowej na poziomie 3000 nitów. To mniej niż taki OnePlus 12 obiecujący 4500 nitów, ale w pomiarze światłomierzem wyszło, że zbliżałem się w najjaśniejszym punkcie (HDR, biały, pełny ekran) osiągnąłem między 2600 a 2800 luksów w zależności od miejsca pomiaru. To nieco więcej niż w OnePlusie 12, więc Xiaomi w przeciwieństwie do chińskiego konkurenta jest bliżej swoich obietnic.
Czytaj także: Recenzja OnePlus 12 po prawie miesiącu. Naprawdę im się udało!
Niestety, ekran Xiaomi miał niewielki problem z wyświetlaniem szarości przy niskiej jasności. Centralna część ekranu delikatnie zieleniała przy szarych tłach pokroju wyszukiwania Google w ciemnym motywie. Nie sposób zauważyć tego przy czerniach (te są idealnie czarne) oraz przy oglądaniu ruchomych treści, a i raczej trzeba być wyczulonym recenzentem, by skupić na tym większą uwagę. Zaznaczam jednak, że tak się działo, bo w tej klasie cenowej spodziewałbym się już perfekcji. Ta przychodzi przy innych parametrach obrazu.
Na ekran Xiaomi 14 patrzyłem z nieukrywaną przyjemnością. Z pewnością jest to zasługa licznych ustawień oraz kalibracji barw. W kilku trybach kolory bywają nadmiernie nasycone, ale już predefiniowane tryby potrafią to naprawić, a do tego dostajemy cały arsenał opcji zmieniających gamę, nasycenie czy ilość konkretnego naświetlenia pikseli. Do tego sztuczna inteligencja może poprawiać kontrast wideo, rekompensować brak klatek czy zwiększać rozdzielczość wideo. Akurat te efekty działają raz lepiej, raz gorzej, ale z Xiaomi 14 możecie poczuć się jak z telewizorem, szczególnie, że mamy tu wsparcie dla Dolby Vision.
Opcji jest dużo, ale już sam domyślny efekt jest rewelacyjny. Nie ma powodu, byście czuli się gorzej, wybierając Xiaomi 14 dla ekranu. Wszystko jest tu na swoim miejscu – od kątów widzenia z jedynie niewielką zmianą kolorów na krańcowym wychyleniu, przez reprodukcję barw, płynność, a kończąc na jasnościach minimalnej i maksymalnej. Do tego dodajmy dobre zagęszczenie pikseli na cal i mamy obraz, od którego trudno się oderwać.
Dźwięk i wibracje albo wibracje i dźwięk
Dlaczego taki przewrotny nagłówek? Odnoszę wrażenie, że Xiaomi zależy bardziej na dostarczeniu ciekawych wrażeń haptycznych niż dźwiękowych, bo w tych pierwszych jest pole do namacalnego odczucia różnicy. Bynajmniej nie oznacza to, że pokpiono sprawę głośników stereo. Te są naprawdę dobre. Grają głośno, choć na pewno nie biją pod tym względem rekordów w świecie smartfonów. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo zarówno dialogi, jak i wysokie partie wielu utworów brzmią w nich czysto, a w razie potrzeby znajdzie się też pewien bas.
Nie zabrakło opcji zmiany parametrów dźwięku poprzez korektor graficzny, jak i gotowych ustawień Dolby Atmos. Te wzmacniają głośność i mogą dopasowywać się do odtwarzanej treści. I bez tych ustawień Xiaomi 14 to czołówka i po prostu brzmi dobrze, a to, czy jest to lepsze od Galaxy S24 albo iPhone’a 15 to już kwestie mocno subiektywne. Na pewno mam pozytywniejsze wrażenia niż po OnePlusie 12.
Czytaj też: Test Samsung Galaxy S24+. Czy to początek rewolucji AI w smartfonach?
OnePlus 12 w tym porównaniu nieco odzyskałby pola w zakresie wibracji. Nie zrozumcie mnie źle – te w Xiaomi 14 są świetne. Bardzo precyzyjne, przyjemne, z opcją regulowania intensywności każdego dotknięcia. Do tego w interfejsie nie brakuje miejsc, gdzie te sygnały mają znaczenie, chociażby przy zoomie cyfrowym czy ustawianiu budzika. Kawał zabawy.
Jak Snapdragon 8 Gen 3 spisuje się w mniejszej bryle
W tym roku wszyscy producenci podkreślali, że powiększają swoje komory odprowadzające ciepło. Jednocześnie Xiaomi 14 ma pewien problem – jest smartfonem wyraźnie mniejszym od innych urządzeń ze układem Snapdragon 8 Gen 3. Jak zatem wypada w zarządzaniu ciepłem?
W największym skrócie: nie tak źle, jak myślałem, że może się to skończyć. Czy przy włączeniu śledzenia promieni i 120 klatek na sekundę w War Thunder Mobile ramki nagrzewają się do około 44 stopni? Tak – dzieje się to dość szybko (ok. 15 minut) i nieprzyjemnie trzyma się go wtedy w dłoni. Czy smartfon traci przez to na płynności rozgrywki? Trochę, ale to nadal przejście z okolic 120 do okolic 90 klatek na sekundę, a odświeżanie ekranu dopasowuje się do tej sytuacji. Czy smartfon szybko stygnie, gdy nie będziemy grać przez kilka minut? Tak, przynajmniej w temperaturze pokojowej.
Wyniki i tak są niższe niż to, co osiągał OnePlus 12, ale jak na mniejszą formę to dobre rezultaty. Jednocześnie doszło do zgrzytu, bo nie udało mi się ukończyć stress testu w 3D Mark. Pewne rzeczy trudno ocenić, jak chociażby to, jak telefon będzie sobie radził w upale i przy mocnym nasłonecznieniu, ale stress test kończy niemal każdy smartfon, więc z przykrością zauważam, że Xiaomi 14 mogę zaufać w mniejszym stopniu. To ciekawe, bo grać na urządzeniu dało się długo i bez większych przycięć, więc obstawiam po prostu niższą tolerancję na ekstremalne temperatury.
Gdy chodzi o gry, dostajemy solidne narzędzie Game Turbo, które pozwala nam zarządzać ilością mocy, jaką Xiaomi 14 włoży w rozgrywkę. Zyskamy tam także skróty do aplikacji, ale zmienimy też ustawienia wyświetlania powiadomień czy połączeń. To narzędzie też znamy w tej formie już od pewnego czasu.
Z systemowych trików warto wspomnieć też o opcji rozszerzenia pamięci o maksymalnie 8 GB z pamięci na pliki oraz dodaniu 16 GB do pamięci UFS 4.0 na pliki. Trudno to zweryfikować, gdyż w wersji 512 GB na komputerze widzimy jedynie 482 GB do wykorzystania. Trudno zatem uwierzyć w dodatkową przestrzeń, a całość prędzej wygląda na ustawkę, w której najpierw ukrywa się część pamięci przed użytkownikiem, a potem mówi się, że się odblokowało tę przestrzeń. Opcji rozszerzenia pamięci UFS nie da się wyłączyć.
No dobrze, a jak Xiaomi 14 działa na co dzień? Dobra wiadomość – działa tak, jak przystało na flagowca. Spodziewałem się, że domyślnie będzie tu problem z utrzymywaniem aktywnych procesów, ale do niczego takiego nie dochodziło. Aplikacje uruchamiają się z pamięci operacyjnej niemal od razu i znaczna większość się nie odświeża. Animacje są płynne, a przycięcia zdarzyły się raz, może z dwa razy. Uruchamianie aplikacji w porównaniu do innych smartfonów to ułamek sekundy. Do tego przy codziennym korzystaniu (poza szybkim przełączaniem się między nadajnikami przy korzystaniu z internetu w podróży) smartfon nie nagrzewa się w odczuwalny sposób. Jest dobrze na tyle, że gdyby nie inne kłopoty, Xiaomi otrzymałoby ode mnie rekomendację w tej kwestii.
HyperOS, czyli co nowego w nakładce Xiaomi?
Tak naprawdę to niewiele nowego, choć trzeba przyznać, że w nakładce Xiaomi robi się coraz mniej irytująco, gdy chodzi o błędy oprogramowania. To jednak, za co nie pochwalę Xiaomi, to tempo aktualizacji poprawek. Podczas testów otrzymałem jedną korektę rozwiązań w nakładce, ale ostatnie poprawki bezpieczeństwa pochodzą z… grudnia 2023 roku. Jeśli tak mają wyglądać 4 lata dostarczania aktualizacji systemu i 5 lat dostarczania poprawek bezpieczeństwa, to nie będzie za różowo.
Jeśli myśleliście, że za nową nazwą pójdzie nowatorskie spojrzenie na interfejs, to przykro mi, ale muszę was rozczarować. Xiaomi tą nazwą chce zakomunikować przede wszystkim rozbudowę własnej infrastruktury i oprogramownia IoT, a gdzie lepiej ją rozpromować jak w najpopularniejszej gałęzi produktowej?
Można pochwalić producenta za rozbudowę ekranu blokady, który teraz jest znacznie bardziej stylowy i pozwala tworzyć ciekawe zegary, także z zawartością pokroju informacji o pogodzie. To jednocześnie rozbudowa ekranu zawsze włączonego, na którym znajduje się ten sam zegar. Stylów tego zegara, jak i samego ekranu blokady jest kilka, a do tego dochodzi opcja ukrycia tapet za szkłem. Z połączenia inspiracji One UI, iOS i Nothing OS powstało ciekawe narzędzie.
Nie pozbyto się jednak znaku rozpoznawczego nakładek Xiaomi – chaosu. Brak tłumaczenia pewnych nagłówków (jak przy wejściu w ustawienia powiadomień z poziomu belki powiadomień) to niewielka niedogodność. Dziwniejsze jest zagmatwanie ustawień dźwięku czy motywów, które przekierowują nas do sklepu pomimo faktu, że w urządzeniu są też ustawienia niewymagające łączności z siecią. Z kolei kwestie związane z wyglądem nowych zegarów ekranu blokady znajdują się w ustawieniach Always-On Display. Nie wierzę, że nie dałoby się połączyć kilku takich opcji.
Z małych frustracji z pewnością irytuje to, że widoczna jest tylko jedna ikona z belki powiadomień oraz brakuje opcji złączenia menu przełączników z panelem powiadomień, co dało się jeszcze robić w MIUI. Tę próbę uszczęśliwiania mnie na siłę uważam za średnio udaną. Przestałem też wierzyć, że kiedykolwiek zobaczę prawidłowo działające dymki czatu na smartfonie Xiaomi, ale z drugiej strony chyba nikomu poza Google nie udało się wdrożyć ich prawidłowo.
Rozumiem jednak, jeśli ktoś chce świadomie korzystać z nakładki Xiaomi. W Xiaomi 14 wszystko działa szybko – od czytnika linii papilarnych, przez aplikacje, kończąc na przełączaniu się między nimi. Rozumiem też, że można przyzwyczaić się do aplikacji od Xiaomi, które czasem dają więcej korzyści niż konkurencja, jak chociażby odtwarzanie wideo z Youtube przy zablokowanym ekranie w aplikacji muzyki czy integracja Xiaomi Home z panele kontrolnym. Nie zabrakło narzędzi personalizacji, choć nie dla panelu kontrolnego. Jednak na ekranie głównym zmienimy między innymi układ ikon, efekt przejścia, a nawet styl podglądu ostatnich zadań z opcją rozmycia ich zapisu.
Miło, że Xiaomi nadal korzysta z gestów podwójnego i potrójnego stuknięcia obudowy celem uruchomienia jednej z kilku czynności. To nie będą skróty do wszystkich czynności, ale rozwiązania pokroju kalkulatora, tryb cichy czy aplikację aparatu uruchomimy właśnie w ten sposób. Z innych ciekawostek – za pomocą czytnika linii papilarnych zmierzymy sobie tętno. Nie zabrakło też gestów wybudzających tryb jednoręczny (nie działają w trybie bez belki na dole telefonu) czy pozwalających robić zrzut ekranu trzema palcami. Po boku znajdzie się też pasek, który pozwoli nam uzyskać skróty do aplikacji, ale i opcje podczas słuchania muzyki czy oglądania wideo.
A gdzie w tym wszystkim sztuczna inteligencja? No cóż, Xiaomi nie uległo modzie na Samsunga, który uległ modzie na Google. Znajdziemy co prawda kilka ustawień SI w edytorze zdjęć – wymazywanie obiektów, w tym ludzi i cieni, dodawanie bokeh i zmiana nieba. Nie są to jednak rzeczy nowe dla MIUI, więc HyperOS nie wnosi tu nic szczególnego, a w dodatku smartfon wcale nie spisuje się jakoś wybitnie w modyfikowaniu zdjęcia.
Nie będziecie mieli poczucia, że brak tu czegokolwiek, jeśli korzystaliście wcześniej z Xiaomi. Ja chciałbym dostać coś na wzór procedur z One UI lub skrótów z iOS albo przynajmniej więcej opcji zarządzania powiadomieniami podanymi w przystępnej formie, by móc się odciąć od ich zgiełku. Na razie HyperOS to przede wszystkim marketingowa obietnica, ale kto wie, może będzie to nowe otwarcie dla Xiaomi? Na pewno nie jest nim teraz, co dla części osób przyzwyczajonych do starego Xiaomi nie będzie złą informacją.
Jakość łączności na Xiaomi 14
Xiaomi 14 oczywiście ma wszystko, co przychodzi w zestawie z najnowszym Snapdragonem. Połączymy go w ramach Wi-Fi 7, skorzysta też z szybkiego 5G i Bluetooth 5.4. Z żadnym z tych rozwiązań nie miałem problemu, ale ten pojawił się z lokalizowaniem. Ostatnimi czasy w Polsce dochodziło do zakłóceń łączności nawigacyjnej, ale nawet w Barcelonie Xiaomi 14 miał problem, by umieścić się dokładnie na tej ulicy, po której się przemieszczałem. Smartfon identyfikuje ruch, ale myli zwrot, z jakim się poruszamy.
To, że gniazda słuchawkowego czy slotu na kartę pamięci nie umieszczono w Xiaomi 14, da się jeszcze zrozumieć. Zniknęła za to niemal sztandarowa dla tego producenta rzecz – sensor podczerwieni. Szkoda, ale taki mamy klimat. W kwestiach sieciowych także jest tu flagowo. Skorzystamy z karty eSIM i SIM lub dwóch fizycznych kart. Jakość połączeń oraz zasięg oceniam pozytywnie – nie zdarzyło się nic, co mogłoby zaburzyć tę ocenę. Liczę, że działanie lokalizacji zostanie poprawione aktualizacją.
Leica popuszcza lejce, ale czy Xiaomi 14 robi dobre zdjęcia i filmy?
Jeśli przebijemy się przez opary gromadzące się nad aparatem głównym, to zobaczymy, że wyspa aparatów znowu urosła. Podobnie zwiększyła się w niej liczba megapikseli – teraz zarówno obiektyw ultraszerokokątny, jak i telezoom kryją pod sobą matryce 50 Mpix. Powiększono także optykę głównego aparatu. To jednak nie wszystko i Xiaomi musiało znowu być Xiaomi.
Jeśli przejrzeliście dokładnie tabelkę ze specyfikacją, zauważyliście dość szczegółowy opis aparatu przybliżającego. O ile w aplikacji mobilnej Xiaomi proponuje skorzystanie z niego przy 3,2-krotnym powiększeniu wobec podstawy, tak naprawdę to oczko możemy uaktywnić już przy przybliżeniu 2,6x. Odnoszę wrażenie, że Xiaomi uparło się na eksponowanie zoomu 3,2x, bo 3 z przodu wygląda lepiej niż 2, a 3,2 wygląda lepiej niż 3. Taka magia liczb, natomiast najważniejsza i tak jest jakość zdjęć.
Jeszcze zanim zrobimy pierwszą fotografię, smartfon zapyta nas, czy wolimy zdjęcia w formacie Leica Vibrant czy też Leica Authentic. Ten pierwszy znacznie nasyca całość kadru, ten drugi stawia na nieco bardziej stonowane barwy, ale wprowadza też winietę. Jeśli mało wam zamieszania, to Xiaomi wprowadziło też niezły galimatias w trybach wideo. Oto wszystkie tryby, w jakich możecie nakręcić wideo:
- Wideo;
- Tryb profesjonalny dla zdjęć i wideo ze zmianą ustawień w trakcie nagrywania;
- Film – proporcje 21:9, dodawanie bokeh i zmiana ekspozycji (tylko główna kamera);
- Tryb reżyserski, w którym można łączyć telefony z serii Xiaomi 14 (do 4) z monitorami podglądowymi, jak i smartfon może stać się monitorem; łączność odbywa się na paśmie Wi-Fi 5 GHz;
- Film krótkometrażowy (!) z gotowymi scenariuszami, ale i odnogami do “Podwójnego wideo” (przednia i tylna kamera) oraz “Krótkiego wideo” (z efektami kalejdoskopu, podkładem muzycznym i zmianą prędkości ruchu;
- Tryb poklatkowy i zwolnione tempo – rynkowy standard
Jestem przekonany, że część z tych trybów dałoby się zmieścić w jednym ustawieniu albo przynajmniej zakomunikować różnice między nimi w wyraźniejszy sposób. Niemniej nie zabraniam Xiaomi takiej różnorodności, istnieje jednak spore ryzyko, że nikt nie wykorzysta filmowego potencjału tego smartfonu także przez zagmatwanie. Może to pora na osobną aplikację jak u Sony?
Przejdźmy jednak do zdjęć i zacznijmy od głównego aparatu szerokokątnego. Oczywiście, gdy zaparuje wam szybka, efekty są tragiczne i nie przystoją żadnemu smartfonowi, a zwłaszcza w tej cenie. Jednak na co dzień Xiaomi 14 to zdolna bestia fotograficzna. Temperatura barwna najczęściej zmierza ku jak ocieplaniu kadru, ale smartfon konsekwentnie trzyma się tego podejścia. Na zdjęciach dostrzeżemy ładne bokeh i sporą szczegółowość bez nadmiernego (ale jednak da się je zauważyć) wyostrzania. Przy sztucznym, ciepłym oświetleniu mści się wysokie nasycenie – wtedy brązowe ciasto staje się niemal czarne. Czasem mogłoby być też nieco mniej czerwonawej tinty.
Różnice między tymi samymi ujęciami w trybie kolorów Leica Vibrant oraz Leica Authentic są dość spore i poza kolorystyką odbijają się też na polu widzenia. Nieraz zastosowana winieta wydaje się wręcz komicznie przesadzona, a z drugiej strony kryją się pod nią kolory bliższe temu, co widzi ludzkie oko. HDR lepiej tu mieć włączony niż nie mieć, a zdjęcia w wysokiej rozdzielczości nie oddają aż tak znacząco więcej detali, by chcieć z nich korzystać na co dzień. Poprawki wymaga balans bieli, gdyż czasem fotografie są zbyt żółte.
To, co warto zauważyć, to podobieństwo kolorystyczne między trzema obiektywami, przynajmniej do momentu, gdy w efekcie dużego zbliżenia nie zmieni się bilans kolorystyczny scenerii. Nie tak źle spisuje się obiektyw ultraszerokokątny. Jasne, to on najmocniej z trójki traci na detalach, a w słabszym świetle najmocniej zaszumi, ale na co dzień prezentuje żywą kolorystykę i jest niemalże pozbawiony efektu rybiego oka. Mocniej widać tu niższą rozpiętość tonalną, ale w dalszym ciągu zarejestrujemy sporo detali w ciemniejszych i bardzo jasnych sceneriach.
Przyznam, że polubiłem się z zoomem, nawet jeśli jego ogniskowa faktycznie jest mniejsza. Nie odniosłem wrażenia, by przy dalszych sceneriach było to najbardziej szczegółowe rozwiązanie, zwłaszcza gdy powiększamy kadr ponad 5-krotnie, ale podoba mi się kolorystyka i zachowanie pewnej plastyczności zdjęć przy nie tak dużej ilości szumów. Niestety, powyżej 5-krotnego zoomu magia ulatuje, a powyżej 10-krotnego zdjęcia są już raczej jak akwarelowe obrazy Na pocieszenie ten aparat świetnie spisuje się w zdjęciach małych obiektów, a płytka głębia ostrości daje przyjemne odczucia. Nie jest to jednak aparat, któremu zaufałbym w zdjęciach ruchomych, bowiem na zdjęcia czeka się tu nieco dłużej.
Jak te wszystkie obiektywy spisują się nocą? Xiaomi lubi walczyć z chmurami i odszumianiem nieba, przez co nieraz niebo ma w sobie trochę nieprzyjemnych w odbiorze efektów procesowania. Nie jest to gigantyczny poziom, ale OnePlus 12 pokazał ostatnio, że da się to rozjaśniać kadry w miły dla oka sposób. Nieco lepiej mogłoby być także z zatrzymywaniem rozbłysków świetlnych, które co prawda nie obrzydzą nam kadru, ale rozbijają się na jego części. Poza tym fotografie nocne są prawidłowe – mają sporo detali, jednocześnie trzymają się względnie blisko takiego obrazu rzeczywistości, jaki zapamiętałem swoimi oczami. Co cieszy, to brak znacznych dysproporcji nocą.
Xiaomi 14 ma też całkiem zacny tryb portretowy, o ile nie zapomnicie wyłączyć wszystkich korekt i upiększaczy. Rozmycie wygląda dobrze, a do tego uwzględnia inne obiekty niż osoby w kadrze. Smartfon nie myli się w odwzorowaniu kolorów skóry. Z kolei gdy chodzi o selfie, mam dość ambiwalentne odczucia. Mało tu progresu między tym, co możemy zobaczyć od kilku lat. Zdjęcia nie mają aż tak wielu detali, nie są też przesadnie jasne, ale rozsądnie działa tu HDR.
Mam dobrą wiadomość dla tych, którzy liczyli na mobilne wideo z Xiaomi 14 – to was nie zawiedzie. Autofokus działa żwawo, stabilizacja nie jest galaretą, a na wideo nie dominuje szum, niezależnie od tego, którym oczkiem będziecie uwieczniać materiały. To wszystko przy założeniu, że nie testujecie cierpliwości ultraszerokiego i przybliżającego kadru. Co prawda przejście między obiektywami jest niemal nie do zauważenia, ale nadal brakuje mu nieco płynności. Na większych przybliżeniach niemal na pewno zobaczymy aberrację chromatyczną, najczęściej w kolorze różu oraz znaczny wzrost zaszumienia. Mimo tego wideo oceniam pozytywnie i mam poczucie, że w tym aspekcie na Xiaomi 14 mogę polegać.
Dodatkowe możliwości typu wideo w Dolby Vision HDR czy w formacie LOG były poza zasięgiem oprogramowania, z którego korzystam. Mogłem za to sprawdzić…
Czy Ultra RAW w Xiaomi 14 faktycznie jest Ultra?
Zdjęcia w formacie RAW w znacznej części przypadków nie będą wam do niczego potrzebne. Z reguły tradycyjna fotografia z ręki to kilkanaście złączonych zdjęć, co eliminuje poziom zaszumienia. Musielibyście być dobrymi magikami, aby pobić rezultaty trybu nocnego, który naświetla zdjęcie przez dłuższy czas niż automat w formacie RAW, a do tego łączy kilka prób w jedną. Co jednak, jeśli chcielibyście się nieco pobawić w artystę i chociażby wycinać ze zdjęć obiekty rejestrowane smartfonem?
Wtedy musicie skierować się do trybu profesjonalnego, gdzie znajdziemy nie jedną, a dwie opcje zdjęć zapisywanych w formacie .dng – RAW oraz Ultra RAW. Nie ma wielkich różnic w rozmiarze takich zdjęć, w dodatku mają one po około 10 MB w ciągu dnia. Co ważne, możemy skorzystać ze zdjęć w tym formacie przy każdym z trzech obiektywów i to w 50 Mpix. Takie fotografie ważą po 40-50 MB i z pewnością są bardziej plastyczne.
Niezależnie od tego, jak podejdziecie do tematyki zdjęć w formacie RAW, nie ma tu za dużo do odratowania. Zdjęcia potrafią mieć nie za dużo detali i nie czuć ich wielostopniowości nawet po włączeniu zakresu HDR. Jeśli coś się przepali w kadrze, to najpewniej już tego nie odratujecie, przynajmniej nie w Lightroomie. Niespecjalnie da się je też odszumić, choć pewne aberracje, na przykład na kratach, potrafią zniknąć.
Nie odniosłem poczucia, że mogę cokolwiek zyskać dzięki robieniu zdjęć w formacie RAW. Zdecydowanie zostaję przy trybie automatycznym oraz nocnym do większości scenariuszy.
Czas pracy i ładowanie w Xiaomi 14
Akumulator o pojemności 4610 mAh to na obecne standardy nie tak mało, ale znowu też nie tak dużo. Ważne, że wystarczy na dzień – takie motto musiało przyświecać inżynierom w Xiaomi. Jeżeli nie katujecie smartfonu ciągłym LTE/5G i nie korzystacie wyłącznie z mediów społecznościowych, jest szansa, że osiągnięcie do 6-7 godzin z włączonym ekranem. Wynik ten spada w okolice 5,5-6,5 godziny przy korzystaniu niemal wyłącznie z łączności komórkowej. To dobry wynik.
Podobnie do kategorii dobry wynik wpada prędkość oraz opcje ładowania Xiaomi 14. Z dołączoną do zestawu ładowarką o mocy 90W w pierwsze 10 minut zyskujemy 42%, po kwadransie – 58%, po pół godzinie 94%, a do pełnego naładowania potrzebowałem 35 minut. Do tego smartfon naładujemy ładowarką bezprzewodową o mocy do 50W (nie miałem okazji tego sprawdzić), a ten udostępni swoją moc chociażby akcesoriom z mocą do 10W.
Xiaomi 14 mógłby być lepszym smartfonem
Po napisaniu tej długiej recenzji odnoszę dość mało optymistyczne wrażenie, że w Xiaomi ktoś poddał się po wypuszczeniu w świat pierwszego egzemplarza w listopadzie. Tak jakby uznano, że produkt jest wystarczająco dobry i można go wypuścić w świat oraz produkować następne. Gdybym to ja był Xiaomi, byłoby mi wstyd dogadywać się z jedną z legendarnych firm fotograficznych i umieszczać jego nazwę na zaparowanej wyspie smartfonu, który nie dostał poprawek bezpieczeństwa przez 3 miesiące i który nie potrafi ukończyć stress testu w temperaturze pokojowej.
Wcale nie musiało tak być, bo przecież Xiaomi 14 to w wielu miejscach niemal kompletna propozycja. Rozumiem też, że eksperymentowanie z formą i wkładanie coraz większych aparatów może się tak kończyć, ale można, szalony pomysł, nie wypuścić produktu albo zrobić jego reedycję? Samsung był w stanie podjąć taką decyzję przy Galaxy Fold, więc nie jest to niemożliwe.
Szkoda mi trochę tego spalonego potencjału. W Xiaomi 14 zadziało się sporo dobrego i pod względem ekranu, czasu pracy czy ogólnych odczuć na co dzień nie miałem zbyt wielu powodów do narzekania, a nawet mogłem pochwalić decyzje producenta. Sęk w tym, że całość zarówno wizerunkowo, ale i od praktycznej strony przykryją problemy z wydajnością, parującą szybką czy oprogramowaniem, które miało być rewolucją, a powiela te same błędy. Nie miałbym czystego sumienia polecając wam Xiaomi 14, a jednocześnie korzystanie z niego było dla mnie dość pozytywnym odczuciem w pewnych momentach. Sądzę jednak, że te pieniądze można lepiej wydać na pewniejszego flagowca.