Telewizor to telewizor. Nie wnikaj w specyfikację
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Idziecie do restauracji i zamawiacie dwa takie same dania, za taką samą cenę. Tylko że jedna osoba dostaje pełny talerz, a druga ¼ porcji. Ba idziecie do salonu samochodowego, kupujecie samochód, producent opowiada wam o jego zaletach i 300 koniach mechanicznych, jednak gdy wyjeżdżacie samochodem z salonu okazuje się, że producent zmienił dostawcę silników i w Twoim egzemplarzu jest 200 koni mechanicznych i dużo gorsze przyśpieszenie. A producent dalej będzie upierał się, że to ten sam pojazd co w reklamie. W specyfikacji technicznej zgadza się zasięg, wymiary, stylistyka, główne funkcje, natomiast w specyfikacji nie było nic o KM czy przyśpieszeniu, za to była podana nazwa SuperDuper Engine AI 2025.
Takie zabawy z pomijaniem faktów w specyfikacji przechodzą u Apple, ale też nagminnie u producentów telewizorów. Przez lata informacje o częstotliwości odświeżania matrycy były pilnie strzeżoną tajemnicą. Dopiero masowe nastawienie na gaming i intensywne promowanie trybów gier zmusiło producentów do zmiany tego trendu. Nadal oczywiście nie brakuje tu różnych trików. Do których przyczynia się zresztą cała branża. Ot chociażby HDMI 2.1 to obecnie niemal każde złącze HDMI w nowym telewizorze, ale jednocześnie jego możliwości i funkcje w zależności od modelu mogą się znacząco różnić.
Podobnie było z typami podświetlania. Dopiero mocne szukanie przewag konkurencyjnych w podświetlaniu MiniLED, czy wielostrefowym tylnym podświetlaniu (FALD) zmieniło to podejście. Nadal jednak o szczegółowe informacje trudno, sporadycznie przedstawiciele producentów udostępniają takie informacje mediom podając chociażby liczbę stref czy diod.
Czytaj też: Serwisy VOD, czyli „pececiarzu, ić stont”
Jeden telewizor, kilka matryc. Czy trafisz w odpowiednią?
Największym problemem jest kwestia rodzajów zastosowanych matryc. W telewizorach LCD mamy IPS/ADS oraz VA, natomiast w telewizorach OLED to WOLED i QD-OLED. I tak IPS ma gorszy kontrast i czerń, ale lepiej wypada przy świetle i ma szersze kąty widzenia. Natomiast WOLED ma gorsze odwzorowanie bieli i niższą jasność od QD-OLED, ale też nie ma szarej czerni przy świetle dziennym.
Informacja, jaka to matryca w specyfikacji technicznej praktycznie nie występuje. Generalnie trzeba zasięgnąć języka w tej kwestii. Problem jest względnie mały, gdy producent stosuje dany rodzaj matrycy w konkretnej serii. Na przykład w X8 to telewizory z IPS, a modele X9 to już matryce VA. Poważny problem także recenzencki zaczyna się robić wtedy, gdy ten sam model telewizora w różnym calarzu posiada różne matryce. Na przykład w 55-calach to IPS, w 65-calach to VA, a w 75-calach to znów IPS, a nadal to model Q8.
Natomiast okazuje się, że rok 2024 może przynieść nam prawdziwą loterię i przenieść problem matryc na poziom wyżej. Dwóch koreańskich gigantów nie mówi tego bezpośrednio wprost, ale w rozmowach z różnymi mediami przyznaje, że w tegorocznej gamie modelowej mogą pojawić się telewizory, które w zależności od partii produkcyjnej będą posiadać inne matryce. Raz może być to IPS, raz VA, a nawet w przypadku telewizorów OLED raz może być to WOLED, a raz QD-OLED.
Czytaj też: Diuna w kinie czy w domu? Warto jechać 100 km do IMAX czy lepiej kupić nowy telewizor?
Na razie chciałbym wierzyć, że sytuacja będzie zależeć od rynków. I tak na rynku europejskim będą jedne warianty, na rynku amerykańskim inne i na rynku azjatyckim inne (co też już w historii miało nie raz miejsce), ale może okazać się, że naprawdę będzie to loteria i w jednym sklepie trafimy na taki telewizor z IPS, a w drugim na VA.
Takie historie też się wcześniej zdarzały, ale sporadycznie w modelach bardzo budżetowych, gdzie różnice w jakości nie były tak drastyczne i brutalnie to nazwijmy wymagania klienta były też niższe (choć uważam, że każdy klient powinien być traktowany fair i odpowiednio edukowany). Niemniej w tym roku sytuacja może dotknąć modeli z klasy wyższej średniej i premium.
Rozwiązanie problemu jest trywialne – wystarczy jasna informacja jak nie w specyfikacji technicznej to bezpośrednio na pudełku danego modelu. Przyczyny tego problemu też są jasne. Producenci „składają” swoje urządzenia z różnych komponentów i wyzwaniem jest dostępność matryc plus kwestia kosztów. Optymalizacja, kalkulacja itd.
Cierpią na tym cały czas najbardziej nieświadomi klienci. A dla tych świadomych oznacza to dłuższe poszukiwania, konieczność poszerzenia wiedzy. Można jedynie cieszyć się, że media specjalizujące w recenzowaniu treści są niezbędne, by weryfikować to co producenci wprowadzają na rynek.