Strach przed dronami nie zna granic. Rosja i jej żółwiowy czołg to potwierdzają
W dobie konfliktu innowacja często przyjmuje formy, które przeczą konwencjonalnemu myśleniu i przesuwają granice inżynierii wojskowej. Część pomysłów i prototypów ginie pod butem wroga, kiedy okazuje się, że to, co na kartach projektowych wygląda dobrze, w praktyce sprawdza się koszmarnie, a część stawia filary pod systemy przyszłości, które po kilku latach stają się przełomowe. Jak będzie ze “skorupą”, którą Rosjanie otoczyli swój czołg wykorzystywany na terytorium Ukrainy? Odpowiedź na to wydaje się prosta.
Czytaj też: Drugiego takiego czołgu nie ma. Ważący 41 ton ukraiński potwór Azowiec w rękach Rosjan
Kilkudziesięciotonowe kolosy na gąsienicach mają problem. Rozwój technologii przeciwpancernej i sposobów dostarczania potężnych głowic bezpośrednio w newralgiczne elementy czołgów sprawił, że te zwyczajnie straciły swój największy atut – wysoką odporność. O ile w praktyce czołg można zniszczyć pociskami przeciwpancernymi wystrzeliwanymi nawet “z ramienia”, tak zwykle nie jest to takie proste przez ochronę, którą otacza się czołg na froncie. Problem w tym, że nie jest to specjalnie możliwe w przypadku trudnych do zlokalizowania i zestrzelenia małych bezzałogowców latających.
Rosja poczyniła już kroki w kierunku kontrowania ukraińskich dronów przeciwpancernych, ale wygląda na to, że najbardziej zaawansowane zdobycze technologiczne nie są jeszcze powszechne. Chyba że to, co możecie zobaczyć powyżej, to alternatywa wymyślana przez najbardziej łebskich Rosjan, bo z dronami można walczyć albo zapobiegawczo, utrzymując je z dala od czołgu, albo stawiać im czoła bezpośrednio i brać ataki na pancerną klatę. To drugie podejście kultywuje nowy czołg-żółw.
Czytaj też: Rosyjski rewolucyjny czołg T-14 Armata pręży pancerne muskuły… ale czy nie nadaremno?
W praktyce taki czołg nie jest niczym innym, jak czołgiem z rozbudowaną stalową nadbudówką, która osłania każdą stronę pojazdu poza jego przodem, skąd wystaje długa lufa. Czy to ma sens? Jeśli idzie o poziom ochrony, to tak – dron zamiast w pancerz, uderzy w zewnętrzną powłokę, która nie przeniesie uszkodzeń na sam pojazd. Problem w tym, że tak rozbudowana ewolucja niegdyś prostej “klatki ochronnej” znacząco ogranicza zdolności operacyjne czołgu, obniżając świadomość sytuacyjną, mobilność i możliwości bojowe. Nie wiemy też, jak solidnie przymocowano klatkę do czołgu i czy w razie zmasowanego ataku nie zdeformuje się na tyle, że zablokuje cały ruch wieży lub po prostu odpadnie.
Czytaj też: Potraktowali okręty podwodne jak czołgi. Co tym razem chcą osiągnąć Rosjanie?
W miarę jak konflikt na Ukrainie nadal napędza eksperymenty technologiczne w zakresie militarnym, pojawienie się rozwiązań takich jak czołg-żółw służy jako przypomnienie o nieustającym tempie innowacji wojennych. Zwłaszcza w dobie zaawansowanej technologii, która nawet z dronów zrobiła niszczycielskie maszynki do siania pogromu praktycznie za bezcen w porównaniu do tradycyjnych systemów uzbrojenia. Jak już jednak wspomniałem, każda innowacja, bez względu na to, jak niekonwencjonalna jest, przyczynia się do ciągle ewoluującego krajobrazu technologii wojskowych. Więc kto wie? Może tego typu ochrona wyewoluuje kiedyś w kierunku, w którym będzie miała więcej sensu poprzez np. zastosowanie lekkich materiałów, umożliwianie obracania wieży o 360 stopni i podglądanie otoczenia za sprawą kamer?