Inwigilacja nie była tak modnym tematem jak Lex Pilot
Ubiegłoroczna burza wokół przepisów PKE idealnie pokazywała, jakie mamy w Polsce podejście do prywatności i naszych danych. Jak od zawsze powtarzam, potrafimy drzeć się, że RODO jak zadzwoni do nas telemarketer, ale już w Biedronce będziemy donośnym głosem na pół sklepu podawać nasz numer telefonu, co by się punkty na Świeżaki nabiły. Trochę podobnie wyglądało to wokół PKE.
Jak władza chciała zmienić nam kolejność kanałów na pilocie w ramach tzw. Lex Pilot, była wielka burza podsycana przez duże media. Ale jak dokładnie te same przepisy zakładały, że służby będą mieć dostęp do naszych maili i wiadomości wysyłanych na komunikatorach to mało kto był tematem zainteresowany. Dodatkowo, jeśli dostawca komunikator nie udostępniłby takich danych, mógłby zostać zablokowany ze swoimi usługami na terenie kraju. Pisaliśmy o tym na łamach Chipa, a w Sejmie temat ponosili wyłącznie nieliczni politycy ówczesnej opozycji.
Koniec końców Rozbita Prawica szybko wycofała się ze swoich pomysłów, ale do PKE trzeba było wrócić, co obecna władza już zrobiła. Zaczęło się od nieporozumień związanych z nowymi opłatami dla operatorów, a teraz jak się okazuje, służby z nowymi przełożonymi znowu chcą dostać się do naszych wiadomości.
Czytaj też: Spór o nowe przepisy. Ministerstwo Cyfryzacji nie chce pieniędzy operatorów?
“Po co Wam nasze dane?”
Obecne przepisy wymuszają na operatorach przechowywanie danych o naszych połączeniach i SMS-ach przez okres 12 miesięcy. Wynika to z przepisów Prawa Telekomunikacyjnego i na wniosek służb takie dane są udostępniane. Wydaje mi się, że to uczciwe podejście, bo w końcu służby muszą mieć dostęp do jakichkolwiek danych, bo współcześni przestępcy w dużym stopniu opierają swoje działania na usługach cyfrowych. Innego zdania jest Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który uważa, że nawet obecne przepisy są zbyt daleko idące.
Innego zdania jest minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak, o czym donosi w najnowszej odsłonie Dziennik Gazeta Prawna. Zgłosił on uwagę do projektu PKE, który ma zastąpić Prawo Telekomunikacyjne, aby obowiązek udostępniania naszych danych mieli wszyscy przedsiębiorcy telekomunikacyjni. W praktyce mówimy o powrocie przepisów proponowanych przez poprzednią władzę. Dostęp m.in. do naszych maili miałyby ABW, CBA, KAS, Policja czy Straż Graniczna.
Zdania przeciwnego jest minister ds. Unii Europejskiej Adam Szłapka, który przypomina, że obecne przepisy już są niezgodne z wyrokiem TSUE i chciałby nie zaostrzenia, a ich złagodzenia. Podobnego zdania jest wiceminister cyfryzacji Michał Gramatyka. To on wielokrotnie powtarzał w poprzedniej kadencji Sejmu – po co Wam nasze dane? Zapowiada on obronę obecnej wersji PKE, bez rozszerzania jej o przepisy inwigilacyjne.
Czytaj też: Dbanie o dane osobowe Polaków kończy się przy kasie w Biedronce
Zmiana przepisów jest potrzebna, ale nie w dobie kryzysu zaufania do władzy i służb
Służby bardzo chętnie sięgają po nasze dane i liczby te rosną z roku na rok. Z 1,356 mln w 2018 roku do 1,830 mln w roku 2022, z czego najczęściej robiła to Policja, do której należy 74,5% wniosków o dostęp do danych w 2022 roku. Trochę dużo tego jest, nie uważacie?
W pełni rozumiem potrzebę dostępu służb do danych telekomunikacyjnych. W dzisiejszych czasach to podstawa walki z przestępczością. Ale nie może być tak, że rozdajemy te dane na lewo i prawo bez żadnej kontroli. Przerabialiśmy to przez ostatnie lata, podczas których dokładnie tak to wyglądało. Pierwszym krokiem powinien być dokładny monitoring tego typu działań i ich rzetelne raportowanie. Bo nie jest tak, że zmiana władzy do razu spowodowała, że w społeczeństwie magicznie powróciło zaufanie do dziań służb. Bez odbudowania go każda próba zaostrzenia przepisów pozwalających na dostęp do naszych danych będzie szeroko krytykowana.
Władza będzie miała trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony przepisy trzeba jakoś dostosować do nowych metod przestępców. Z drugiej trzeba to zrobić tak, aby były one zgodne z orzeczeniami TSUE. Coś czuję, że bez szpagatów się nie obędzie. Pewne jest natomiast, że nie można tego robić w pośpiechu, wrzutkami do tworzonych przepisów.