Niekoniecznie chodzi jednak o zastosowania z zakresu montowania stacjonarnych farm słonecznych. W tym przypadku mówi się raczej o zasilaniu dronów, które rozmiarami przypominają dłoń. Takie urządzenia mogłyby w zasadzie bez przerwy pozostawać w powietrzu, co zapewniłoby im ogromną przewagę nad konkurencją.
Czytaj też: Fotowoltaika nie opłaca się już Polakom? Te dane nie dają prosumentom powodów do radości
Za potencjalnym przełomem stoją przedstawiciele Uniwersytetu Johannesa Keplera w Linzu, którzy zaprojektowali niezwykle lekkie i elastyczne ogniwo słoneczne. Jak przekonują, powinno ono posłużyć do długofalowego wytwarzania energii w autonomiczny sposób. Obecna moc wyjściowa tej konstrukcji wynosi około 44 watów na gram, co wskazuje na bardzo obiecującą wydajność.
Wykonane z perowskitu ogniwo słoneczne może być stosunkowo łatwo produkowane ze względu na tanie i powszechnie dostępne metody. Zalicza się do nich między innymi powlekanie wirowe i druk atramentowy, dzięki czemu perowskitowe moduły stanowią atrakcyjną alternatywę dla dotychczas popularnych ogniw opartych na krzemie.
Ogniwo słoneczne oparte na perowskitach mogłoby być montowane na przykład na dronach, stanowiąc zaledwie 1/400 ich całkowitej masy
Mówiąc dokładniej, chodzi o naprawdę nietypową strukturę, ponieważ taki moduł jest aż 20-krotnie cieńszy od ludzkiego włosa. Zapewnia mu to szeroki wachlarz potencjalnych zastosowań, obejmujących na przykład montowanie w dronach czy satelitach, a nawet instalacjach rozmieszczanych na orbicie. Innymi słowy, opisywana technologia mogłaby zostać wdrożona zarówno na Ziemi, jak i daleko poza nią, choćby w związku z misjami mającymi na celu eksplorację kosmosu.
Co możemy jeszcze powiedzieć o samej konstrukcji? Z dostępnych informacji wynika, że sprawność konwersji energii wynosi 20,1%. Dochodzi do tego wysoki stopień elastyczności i świetna moc wyjściowa (wspomniane 44 waty na gram). Autorzy przytoczonej koncepcji połączyli ze sobą przezroczyste podłoża z tworzyw sztucznych z wytrzymałymi materiałami fotowoltaicznymi.
Czytaj też: Prąd od Tauronu będzie bardziej eko. Polacy kupią energię, która nie jest tylko z węgla
Jak wyglądał proces produkcji? Zaczęto od cienkiej warstwy, na którą została nałożona przezroczysta warstwa tlenku glinu. Kiedy produkt końcowy, czyli ogniwo słoneczne, został zamontowany na dronie, to takie urządzenie było w stanie wytwarzać energię pozwalającą na długotrwałe utrzymywanie się w powietrzu. Co ciekawe, przy zamontowaniu 24 ogniw ich masa stanowiła zaledwie 1/400 całkowitej masy drona. Kto wie, być może już wkrótce podobne urządzenia będą eksplorowały najdalsze zakamarki Układu Słonecznego, tak jak to czynił pierwszy w historii marsjański dron, czyli Ingenuity? Biorąc pod uwagę potencjał tej technologii, nietrudno sobie wyobrazić podobny scenariusz.