Philips Fidelio L4 – specyfikacja techniczna
- typ słuchawek: wokółuszne, zamknięte, dynamiczne
- przetwornik: 40 mm, pokryty grafenem
- impedancja: 16 Ω
- pasmo przenoszenia: 7-40000 Hz
- czułość: 99 dB (1 kHz–10 dBFS)
- łączność: kabel, USB, Bluetooth 5.3 multipoint, BLE
- obsługiwane kodeki: SBC, AAC, LDAC, LC3 (BLE Audio)
- czas pracy przy odtwarzaniu muzyki:
- ANC: do 40 godzin
- ANC wyłączony: do 50 godzin
- czas ładowania: ~2 godz. pełne naładowanie, 15 minut ładowania = 14 godzin grania
- ładowanie: przewodowe USB-C
- waga: 330 g
- funkcje dodatkowe: Fast Pair/Swift Pair, Hi-Res Audio Wireless, Hi-Res Audio (24/96)
- cena: ~1399 zł
Wzornictwo i wykonanie
Słuchawki dostarczone zostały w niepozornym, białym tekturowym opakowaniu z szarymi nadrukami, które wyglądały, jakby w maszynie zabrakło tuszu. Wewnątrz było dużo lepiej – słuchawki zabezpieczone zostały w usztywnianym płóciennym futerale, który jest raczej funkcjonalny, niż piękny.
I to samo mogę w sumie napisać o samych słuchawkach – Fidelio L4 nie należą do najbardziej eleganckich, ale nie mogę nic im zarzucić, jeśli chodzi o funkcjonalność. Owalne nauszniki wykończone są cienką, sztuczną skórą, a do pałąka mocowane są z pomocą okrągłych, metalowych uchwytów, które mogą się obrócić wraz z nausznikami o 90° do pozycji parkingowej. Pałąk także pokryty jest sztuczną skórą – pod którą ukryte zostały plastikowe i metalowe elementy, a także niezbędne okablowanie.
Do sterowania funkcjami słuchawek służy boczny panel dotykowy na prawej słuchawce i przyciski – włącznika na lewym nauszniku, na prawym znalazł się przełącznik mikrofonu i ANC. Na nausznikach rozmieszczone zostały także gniazda – na prawym analogowy mini-jack 2,5 mm, na lewym USB-C – na każdym można też znaleźć dwa otwory mikrofonów do rozmów i ANC. Zaglądając do przetworników, w prawej słuchawce zauważyć można dyskretny czujnik zbliżeniowy, który zatrzymuje odtwarzanie, gdy zdejmiemy słuchawki.
Jakość wykonania jest zasadniczo dobra, choć nie ma tu poczucia, że jest to sprzęt premium. Szczególne wątpliwości budzi powłoka nauszników, bardzo miękka i przyjemna w dotyku, ale wyglądająca na delikatną i podatną na uszkodzenia. Trzeba jednak przyznać, że, mimo że słuchawki z serii Fidelio zasadniczo nie mają najlepszej opinii, jeśli chodzi o trwałość, to po trwającym niemal pół roku teście (co prawda umiarkowanie intensywnym) nie odnotowałem żadnych nieprawidłowości.
Oprogramowanie Philips Headphones
Do sterowania zaawansowanymi funkcjami słuchawek służy oprogramowanie Philips Headphones. Z jego poziomu można zaktualizować oprogramowanie, wybrać jeden z profili korektora lub ustawić własny, dostosować działanie trybu ANC (wybierając jeden z poziomów działania lub włączając tryb adaptacyjny) i Przeźroczystości. W zaawansowanych ustawieniach można także wyłączyć panele dotykowe, aktywować dźwięk przestrzenny (niemający niestety wiele wspólnego z Dolby Spatial Sound), włączyć optymalizację opóźnienia czy aktywować tryb Sidetone (słyszymy wtedy podsłuch własnego głosu w słuchawkach podczas rozmowy).
Domyślne ustawienia w moim przypadku nie wymagały właściwie zmian. Uznałem, że słuchawki nie wymagają korekcji, pozostawiłem też aktywny adaptacyjny ANC. Philips Fidelio L4 nie wymagały ręcznego włączenia trybu multipoint, od razu mogły współpracować z dwoma urządzeniami.
Jakość dźwięku Fidelio L4
Do testów odsłuchowych korzystałem z zasobów Apple Music. Playlista, której używam do recenzowania sprzętu grającego, składa się z utworów skompresowanych w formacie bezstratnym (zwykłym i Hi-Res) lub przestrzennym Dolby ATMOS. PC z systemem Windows posłużył do sprawdzenia działania w trybie USB-C, zewnętrzna karta dźwiękowa Sound Blaster GC7 do testu analogowego audio. Odtwarzanie bezprzewodowe AAC przetestowałem przy pomocy Apple TV 4K i iPhone 13 Pro, a do odsłuchów LDAC posłużyły smartfony Xiaomi 12 Pro oraz Huawei P60 Pro.
Charakterystyka dźwięku Philips Fidelio L4 jest bardzo przyjemna, raczej zbalansowana, choć z nieco ocieplonym brzmieniem. Bas schodzi bardzo głęboko, jest intensywny, lecz dobrze kontrolowany i nie przykrywa innych części pasma. Tony średnie są delikatnie wycofane, lecz precyzyjne i czytelne, a wysokie tony znów nieco wzmocnione, lecz zarazem naturalne. Słuchawkom nie brak dynamiki i mocy, a taki sposób radzenia sobie z dźwiękiem, dość odległy przecież od precyzji słuchawek studyjnych, okazuje się zaskakująco uniwersalny i nie było muzyki, z którą Fidelio L4 nie poradziły sobie co najmniej dobrze.
Nie mogę narzekać też na przestrzenność, choć Fidelio L4 jako słuchawki zamknięte nie miały łatwego zadania. Jest całkiem dobrze, a jeśli ktoś chciałby dodatkowo poprawić efekt, w ustawieniach słuchawek można włączyć dodatkowo dźwięk przestrzenny – osobiście uznałem efekt za raczej dyskusyjny, a na pewno dla mnie zbędny. Nie ma po co poprawiać tego, co słuchawki prezentują same z siebie, zarówno przy klasycznych ścieżkach stereo, jak i zakodowanych Dolby ATMOS.
Skoro zresztą o tym mowa, to nie mogę nie wspomnieć, że Philips Fidelio L4 świetnie współpracuje z Apple TV 4K, bardzo dobrze i efektownie radząc sobie z filmowymi efektami przestrzennymi w Top Gun: Maverick, Diunie cz. 1 i produkcjach z serii Avengers.
Wracając do muzyki, to uniwersalność brzmienia Fidelio L4 nie pozwala na wskazanie gatunku, w którym radzą sobie gorzej lub szczególnie wybitnie. Doskonale na nich brzmi Nokturn No. 2 Es-Dur Fryderyka Chopina w pięknym wykonaniu Daniela Barenboima, czy Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22 Fryderyka Chopina w bardzo odmiennych wykonaniach Aimi Kobayashi i Wojciecha Olejniczaka.
Zaraz później można włączyć bez zgrozy mocne utwory Iron Maiden i Nightwish (na liście testowej jest w końcu koncertowe wykonanie „Poet and the Pendulum”), następnie przejść do ciepłego i aksamitnego „Autum Leaves” Erica Claptona i zaatakować paskudnie wymagający jazzowy „America Undefined” Pata Metheny’ego, a skończyć w ramach deseru ścieżką dźwiękową z Diuny cz. 2. Słuchawki cały czas zachowują się wzorowo. Wpływ działania ANC jest słyszalny, po wyłączeniu redukcji hałasu bas jest minimalnie osłabiony, lecz różnica jest naprawdę dyskretna. Za docelowe brzmienie zdecydowanie uznałbym jednak to osiągane przy włączonym ANC.
Fidelio L4 mogą także pracować z połączeniem USB-C, oferują wtedy bezstratny dźwięk 24 bit / 96 kHz i brzmienie nieróżniące się co do charakteru od tego przy pracy bezprzewodowej. Osobną sprawą jest podłączenie analogowe kablem jack – słuchawki mogą pracować wtedy jako aktywne (z redukcją hałasu lub bez) lub pasywne, niewymagające zasilania. Przy pracy aktywnej charakterystyka słuchawek jest standardowa, przy pracy pasywnej jednak słuchawki pracują inaczej – bas jest słabszy (ale nie mniej precyzyjny), a średnica mocniejsza, trzeba jednak podkreślić, że wciąż jest to brzmienie bardzo przyjemne i spokojnie można traktować pracę pasywną nie tylko jako rozwiązanie awaryjne.
Skuteczność tłumienia hałasu otoczenia oceniam w Fidelio L4 bardzo pozytywnie – układ ANC działa w na tyle szerokim paśmie, że mogłem bez problemu słuchać nawet dość wymagającej pod względem dynamiki muzyki klasycznej i filmowej, gdy w pokoju obok trwała lekcja gry na pianinie. Całkiem nieźle redukuje także wpływ powiewów wiatru podczas pracy w terenie. Nie są to jednak najsilniej tłumiące hałas słuchawki, z jakimi miałem do czynienia – nie mam wprawdzie porównania choćby z flagowym sprzętem Sony czy Bose, ale nie pokusiłbym się o użycie Fidelio L4 do znaczącej redukcji hałasu drążenia świdrem w betonowej ścianie, a taki Bang & Olufsen Portal radzi sobie z tym całkiem nieźle. Inna rzecz, że gra gorzej, ale Portal w końcu powstał do gier, a nie do zachwytów nad Bachem i Chopinem.
W trybie przepuszczania Fidelio L4 sprawnie przepuszcza dźwięki otoczenia bez pogorszenia jakości muzyki, przy czym domyślnie przepuszczany jest cały dźwięk – można jednak włączyć wzmocnienie głosu, wtedy standardowe odgłosy otoczenia wciąż będą tłumione, natomiast głos będzie nieco podbity. Oba tryby sprawdzają się zaskakująco dobrze.
Zobacz także: Test Jabra Elite 10 – słuchawki niemal doskonałe (chip.pl)
Czas pracy
Muszę przyznać, że Philips Fidelio L4 przyzwyczaił mnie do dobrego – słuchawki z ANC zgodnie z deklaracjami producenta mają wytrzymywać około 40 godzin, a bez ANC nawet 50 godzin. Używam ich praktycznie wyłącznie z ANC i oceniam, że spokojnie można osiągnąć więcej. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy je ostatnio ładowałem, ale z pewnością od tego czasu obejrzałem paręnaście godzin seriali i filmów, przeleciało też ładnych parę albumów z muzyką, nie mówiąc o przypominającym odtworzeniu listy testowej – i wciąż na liczniku jest 50% energii w akumulatorze. Nie zakładam, że wystarczy na drugie tyle, to nigdy nie jest takie proste, ale te deklarowane 40 godzin w moim przypadku przekroczę raczej na pewno.
Jedna wada, ale za to spora
Napisałem dużo dobrego o Fidelio L4, ale w toku wielomiesięcznych testów ujawniła się też wada – słuchawki bowiem potrafią bowiem bez powodu zerwać połączenie i wyłączyć w trakcie pracy. Nie ma przy tym znaczenia, czy działają w trybie multipoint, czy też połączone są z jednym urządzeniem. Jak to wygląda? W słuchawkach pojawia się głos jak przy podłączaniu do urządzenia, powtarza się kilka razy, po czym następuje zgon – można sięgnąć do włącznika, by ponownie je uruchomić. Nie udało mi się odkryć żadnej prawidłowości, jeśli chodzi o występowanie problemu – może wystąpić kilka razy w ciągu dnia, albo nie pojawić się przez parę tygodni. Być może jest to kwestia, którą można będzie poprawić aktualizacją firmware, ale jak do tej pory Philips nie kwapi się do tego, by coś z tym tematem zrobić.
Podsumowanie
Słuchawki Philips Fidelio L4 dobrze mi służą od miesięcy. Mimo nawracających problemów z rozłączaniem bardzo lubię z nich korzystać – są bardzo wygodne, świetnie radzą sobie z muzyką i znakomicie spełniają swoją funkcję podczas nocnych seansów filmowych. Wsparcie LDAC i LC3 oraz możliwość pracy z użyciem kabla dodaje Fidelio L4 uniwersalności. Czy są warte tego, by zapłacić za nie 1399 zł? Konkurencja w tym segmencie cenowym jest niemała, ale sądzę, że tak – Fidelio L4 naprawdę dobrze się bronią i potrafią do siebie przekonać.
Zobacz także: Test Logitech Astro A50 X – słuchawki, które przeszły grę (chip.pl)