Niczym Frankenstein, czyli dlaczego Rosja połączyła RBU-6000 z podwoziem MT-LB
Ostatnie dwa lata przypomniały nam, że wojna jest okazją do tworzenia nierzadko przedziwnych, a wręcz szalonych systemów uzbrojenia. Zwykle są to sklecone byle jak prototypy, które mają skontrować konkretne uzbrojenie “tej drugiej strony”. Było to widać zwłaszcza po licznych modernizacjach pojazdów opancerzonych, mających za zadanie chronienie czołgów przed atakami dronów różnego rodzaju. Na początku były to proste daszki z drewna, później stalowe dodatki spawane do np. wieży czołgów, a niedawno przyjęły zarówno formę wielkiego szaleństwa w postaci czołgu-żółwia, jak i pełnowymiarowego systemu przeciwdronowego, który może wejść do masowej produkcji. Jednak połączenie RBU-6000 z MT-LB to coś zupełnie innego.
Czytaj też: Czołg-żółw na froncie. Czy Rosja stworzyła czołg przyszłości?
Tak jak zwiększanie poziomu obrony czołgów można zrozumieć, tak najnowsze dzieło Rosjan, które doczekało się właśnie demonstracji, jest już znacznie bardziej kontrowersyjne. Dlaczego? Bo to po prostu jedna wielka maszynka do siania zniszczenia, która w moich oczach przypomina charakterem rosyjski UR-77 Meteoryt do niszczenia pól minowych czy… bloków mieszkalnych. Stanowi bowiem połączenie podwozia gąsienicowego wielozadaniowego pojazdu opancerzonego MT-LB o wadze 11,9 ton z morską wyrzutnią rakiet RBU-6000, której “tradycyjne miejsce” sprowadza się do pokładów okrętów.
Czytaj też: Drugiego takiego czołgu nie ma. Ważący 41 ton ukraiński potwór Azowiec w rękach Rosjan
RBU-6000 to system zwalczania okrętów podwodnych, który został zaprojektowany do wystrzeliwania niekierowanych lub kierowanych bomb głębinowych przeciwko zagrożeniom podwodnym. Ten system jest zoptymalizowany pod kątem środowiska morskiego, co objawia się m.in. obecnością bliskiego schowka na amunicję, którą oczywiście trzeba przeładować po każdej salwie. Przerzucając wyrzutnię na platformę naziemną, Rosjanie zapewniają sobie ogromny problem z przeładowywaniem potencjalnie aż dwunastu kanistrów, bo właśnie tak wielką salwę mogą wystrzelić. W grę wchodzą pociski kalibru 213 mm o wadze 113 kg, a więc praktycznie dwukrotnie cięższe względem pocisków do standardowej artylerii.
Największą wadą takiego połączenia jest jednak sam rozmiar i waga RBU-6000, które w połączeniu mogą naruszyć mobilność i integralność strukturalną platformy MT-LB, której zawieszenie oraz układ napędowy nie są zoptymalizowane z myślą o tego typu uzbrojeniu. Doprowadza to również do problemów związanych z mobilnością oraz ryzykiem wywrócenia się lub ugrzęźnięcia w trudnym terenie, a to wszystko przy niekoniecznie wysokiej skuteczności ataków.
Czytaj też: Nie zbliżą się nawet na kilkaset metrów. Rosja rozwiązała problem swoich pancernych kolosów
Pociski w wyrzutniach RBU-6000 są bowiem zaprojektowane do detonacji pod wodą przeciwko okrętom podwodnym, więc są słabo przystosowane do angażowania celów lądowych. Dodatkowo z tego typu połączeniem wiążą się również problemy logistyczne oraz konserwacyjne, a nawet zwiększone ryzyko wykrycia i ataku ze strony pocisków z naprowadzaniem na sygnaturę cieplną. Dlatego właśnie takie systemy mogą być zarówno próbą wykorzystania nadwyżki uzbrojenia w sferze marynarki wojennej Rosji, jak i zapewnieniem rosyjskiemu wojsku sprzętu do realizowania uderzeń na kompletnie niechronione pozycje w formie istnych egzekucji.