Najbardziej charakterystycznymi i zarazem najbardziej energetycznymi zderzeniami na Słońcu są rozbłyski oraz często im towarzyszące koronalne wyrzuty masy. Tak się składa, że w maksimum aktywności — jak sama nazwa wskazuje — do takich zjawisk dochodzi zdecydowanie najczęściej. Gdy dochodzi do koronalnego wyrzutu masy, linie pola magnetycznego wyrzucają w przestrzeń międzyplanetarną olbrzymie chmury plazmy. Jeżeli tak się zdarzy, że oddalająca się od Słońca chmura plazmy uderzy w planetę, która posiada własne pole magnetyczne, dochodzi do burzy magnetycznej. Jeżeli tą planetą jest Ziemia, to nie tylko możemy zobaczyć spektakularne zorze polarne będące skutkiem przekierowania wysokoenergetycznych cząstek wzdłuż linii pola magnetycznego ku biegunom Ziemi, gdzie wchodząc w atmosferę, zderzają się one z cząsteczkami tworzącymi atmosferę. Oprócz tego bowiem odpowiednio silna burza geomagnetyczna może doprowadzić do zakłóceń w pracy satelitów, komunikacji radiowej na Ziemi, a nawet do zakłóceń i awarii sieci energetycznej na Ziemi na skalę całej półkuli czy kontynentu.
O ile w miarę dobrze znamy procesy zachodzące w trakcie burzy geomagnetycznej na Ziemi, o tyle wciąż niewiele wiemy o tym, jakie procesy na Słońcu prowadzą do wyrzucania tak dużych obłoków plazmy.
Czytaj także: Spektakularny koronalny wyrzut masy uchwycony przez astrofotografa z Arizony. Musisz to zobaczyć!
Na szczęście jednak mamy XXI wiek, a w przestrzeni między orbitą Ziemi a powierzchnią Słońca krążą sondy kosmiczne, które uważnie obserwują każdą zmianę na powierzchni gwiazdy znajdującej się w centrum naszego układu planetarnego.
Jedną z tych sond jest amerykańska sonda Parker Solar Probe. Jak donosi amerykańska agencja kosmiczna, instrumentom znajdującym się na pokładzie sondy udało się ostatnio coś niebywałego. Otóż zarejestrowały one z bliska koronalny wyrzut masa i zajrzały do jego wnętrza. Z Ziemi takich procesów nie da się obserwować, ale jeżeli odpowiednie instrumenty wyśle się w bezpośrednie otoczenie Słońca, sytuacja diametralnie się zmienia. Już teraz wiadomo, że to, co zarejestrowała kamera WISPR (Wide-field Imager for Parker Solar Probe), to prawdziwa skarbnica wiedzy dla heliofizyków, którzy starają się zrozumieć mechanizmy emisji CME. Na nagraniach z kamery WISPR wewnątrz wyrzucanego obłoku zjonizowanego gazu wyraźnie widać intrygujące, turbulentne wiry.
Autorzy odkrycia wskazują, że owe wiry to po prostu niestabilności Kelvina-Helmholtza, czyli zaburzenia powstające w sytuacji, w której jeden uciekający ze Słońca obłok gazu uderza w inny obłok gazu, ze względu na różnicę prędkości między nimi. Badacze podkreślają, że dokładnie takie same zaburzenia powstają na Ziemi w chmurach na styku frontów atmosferycznych.
Czytaj także: Astronomowie uwiecznili koronalny wyrzut masy. Wygląda jak motyl, ale jest znacznie bardziej niebezpieczny
Na przestrzeni lat fizycy zakładali, że powstawanie takich wirów spowodowane jest poruszaniem się obłoku plazmy w otoczeniu wiatru słonecznego. Tak przynajmniej mówiła teoria, której do teraz nie można było potwierdzić ze względu na odległość i brak wystarczająco precyzyjnych instrumentów pomiarowych. Teraz jednak kiedy mamy już odpowiednie dane pomiarowe, naukowcom nie pozostaje nic innego niż zaprząc dane obserwacyjne do prac nad zrozumieniem ewolucji koronalnych wyrzutów masy.
Należy tutaj podkreślić, że sonda Parker Solar Probe nie pokazała jeszcze wszystkiego, na co ją stać. Poruszająca się po eliptycznej orbicie, sonda coraz bardziej zbliża się do Słońca. Już teraz jest tą sondą, która najbardziej zbliżyła się do naszej gwiazdy, ale wciąż ma zamiar poprawiać swoje wyniki. Zgodnie z planem dopiero w 2025 roku sonda osiągnie maksimum swoich możliwości, kiedy zbliży się do Słońca na odległość mniejszą niż 10 promieni Słońca. Stamtąd jeszcze dokładniej będzie w stanie przyglądać się rozbłyskom, koronalnym wyrzutom masy oraz powstawaniu wiatru słonecznego. Jeszcze zatem wiele przed nami.