Na Morzu Czarnym znaleziono drona z potężną głowicą. Nadal nie wiadomo, do kogo należy
Unosił się na czarnomorskich falach do góry nogami, a kiedy go odwrócono, odkryto, że jest jedną wielką tykającą bombą. Nawodny dron morski, który został znaleziony w pobliżu wód rumuńskich 3 kwietnia 2024 roku, jest o tyle ciekawy, że połączył nowoczesną technologię ze starą poradziecką głowicą bojową. Tyle tylko, że “coś mu nie pykło” i efektem tego było przeniesienie zagrożenia z frontu do rejonu niezaangażowanego w konflikt państwa. Wszystko skończyło się jednak dobrze, bo rumuńskie siły przeprowadziły kontrolowaną detonację statku 5 kwietnia, skrywając swój plan przed opinią publiczną, która dowiedziała się o incydencie z dociekań lokalnych mediów.
Czytaj też: Helikoptery na Morzu Czerwonym. Zrobili z nich maszynki do niszczenia dronów i wszystko nagrali
Wedle analizy dronem tym był projekt oparty na amerykańskiej nadmuchiwanej, 9,5-metrowej łodzi AM-800 firmy Silver Ships, która została stworzona do operacji ratownictwa pożarowego. Znaczne rozmiary tej łodzi pozwoliły umieścić na pokładzie potężną głowicę 4G20 z okresu radzieckiego, którą dzierżą przeznaczone na eksport przeciwokrętowe pociski P-20. Mowa o głowicy z 500-kg materiału wybuchowego TGAG-5, a więc na tyle potężnej, żeby jednym celnym uderzeniem zwalczyć okręt. Aktualnie nie wiemy jednak, czy ten dron należy do Rosji, czy Ukrainy, która została wskazana do tej pory w raportach, co zważywszy na naturę drona oraz zamiłowanie kraju do bezzałogowców, nie jest wcale jakimś nadużyciem.
Czytaj też: Tajemniczy dron Rosjan wpadł w ukraińskie ręce. Jest… ciekawy
Żyjemy w ciekawych czasach. Z jednej strony najlepszym okresie historycznym dla ludzkości, w którym statystycznie każdemu żyje się lepiej względem tego, jak żyli nasi przodkowie, a z drugiej w czasach niepewności nawet w tak ważnych kwestiach, jak pokój na świecie. Aktualnie północna część Morza Czarnego jest jednym z rejonów prowadzenia wojny między Ukrainą a Rosją, ale że “morze jest współdzielone”, to nie chroni to wcale krajów niezaangażowanych w konflikt od niebezpieczeństwa. Były miny u wybrzeży Turcji, a teraz uzbrojony bezzałogowiec przy Rumunii, który pozostanie najpewniej już na zawsze kolejną tajemnicą tej wojny i potwierdzeniem, że nawet drony muszą mieć zabezpieczenia na wypadek takich scenariuszy.