To najaktywniejszy wulkan w całej Antarktyce, znajdujący się na Wyspie Rossa. Badacze skierowali na niego swój wzrok, ponieważ dostrzegli, że wyrzucany z wnętrza pył jest… złoty. I choć świat nauki dowiedział się o tym fenomenie już na początku lat 90., to za każdym razem, gdy zaczyna on występować, robi się o tym niezwykle głośno.
Czytaj też: Wulkan wyższy od Mount Everest ukryty na Marsie. Jakim cudem widzimy go dopiero teraz?
Wulkany różnią się między sobą nie tylko w bardzo powierzchowny sposób, ale również pod kątem składu. Ten konkretny wyrzuca do atmosfery chemiczne związki złota, dlatego dla żądnych zarobku mamy niezbyt dobrą wiadomość: fortuny tam nie zbijecie. A już na pewno nie dzięki zbieraniu złota emitowanego przez wulkan Erebus.
O złotym pyle wydobywającym się z wulkanu Erebus na Antarktydzie było wiadomo już na początku lat 90. ubiegłego wieku
Z drugiej strony, pojawiły się nawet bardziej szalone pomysły. Niektóre wulkany mogłyby bowiem dostarczać metali przydatnych z punktu widzenia produkcji akumulatorów. Takie składniki znajdują się w solankach wulkanicznych i gdyby tylko znaleźć sposób na ich łatwe, tanie i bezpieczne odzyskiwanie, to z pewnością byłoby to istnym zwrotem akcji dla przemysłu akumulatorowego.
Czytaj też: Na Antarktydzie dawno czegoś takiego nie widziano. Tamtejszy meteoryt jest gigantyczny
Erebus ma także dość mroczną historię. To za sprawą katastrofy z 1979 roku. Właśnie wtedy, w listopadzie, w zbocze tego obiektu uderzył samolot linii lotniczych Air New Zealand. Wszyscy uczestnicy lotu 901 zginęli, co oznaczało, że śmierć w katastrofie poniosło 237 pasażerów i 20 członków załogi. Według specjalistów przyczyną wypadku był błędna ocena pilotów, którzy nie dostrzegli przeszkody, do której się zbliżali. Jedną z konsekwencji tych wydarzeń, poza – rzecz jasna – tragiczną śmiercią setek ludzi – było zaprzestanie niskich lotów nad Antarktydą, oferowanych przez Air New Zealand.