Myśliwce F-35 dla Polski, czyli husaria w natarciu
W sieci wrze, bo polscy wojskowi oficjalnie ochrzcili zamówione myśliwce F-35A Joint Strike Fighter mianem “Husarz”, ale nie tylko. Dla jasności wybór został podjęty nie na podstawie losowania, a głosowaniu na profilach społecznościowych Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Innymi słowy, decyzję co do nazwy podjęli Polacy, którzy wedle wielu kompletnie nie znają się na nowoczesnym lotnictwie. F-35 Husarz nie brzmi bowiem zbyt adekwatnie do samych możliwości tego myśliwca piątej generacji, ale musimy pamiętać, że husaria przecież nie latała, więc nazwa ta raczej odnosi się do legendarnego potencjału tych oddziałów kawalerii, a nie charakterystyki uzbrojenia i stylu ataku, który do precyzyjnego i działającego “w ukryciu” F-35 pasuje jak pięść do oka.
Czytaj też: Polska pobiła świat. Obejrzyj nowe potężne uzbrojenie w akcji
Szkoda wprawdzie, że obok myśliwców F-16 Jastrząb będzie “latać husaria” i to zwłaszcza przez praktykowaną do tej pory tradycję nazywania polskich maszyn powietrznych od nazw ptaków, ale inne popularne propozycje obejmowały nazwy takie jak Halny, Harpia, Dracarys i Duch, więc głosowanie ewidentnie nie było podejmowane najczęściej przez osoby, które specjalnie interesowały się lotnictwem wojskowym. Osobiście mogę podsumować to tylko czterema słowami – lepszy Husarz niż Dracarys. Inną sprawą jest to, że grafika promocyjna, którą widzicie powyżej, to niestety nieudolne dzieło sztucznej inteligencji, która wprowadza w błąd, jako że przedstawia F-35 z dwoma silnikami, a nie jednym, przez co niektórzy mogą mieć wrażenie, że te F-35, to tak naprawdę myśliwce F-22 Raptor.
Czytaj też: USA zaprezentowały wojskowe wydatki. Polska wyda 36 razy mniej, ale to nie powód do wstydu
Co innego mogę powiedzieć na temat narzekań związanych z brakiem biało-czerwonej szachownicy na myśliwcach. Ten rozpoznawczy element maszyn lotniczych na służbie polskich sił powietrznych po prostu musi ulec zmianie akurat w tym szczególnym przypadku, bo F-35 to pierwszy samolot stealth w rękach Polaków. Jak stealth, to stealth – wrogie radary nie zrobią sobie wprawdzie wiele z tego, że jakiś element malowania będzie w kolorze szarym, a nie czerwonym, ale inaczej sprawa ma się z kamerami optycznymi i ludzkim wzrokiem. Czerwień na tle nieba zwyczajnie jest znacznie łatwiej dostrzec niż odcienie szarości, więc innymi słowy, spokojnie – nikt nie odziera nas z polskości. To po prostu odgórne wymagania, aby zapewnić, że F-35 będą możliwie najbardziej skuteczne podczas misji.
Czytaj też: Polska górą! Jedyny okręt podwodny wreszcie może… zejść pod wodę
Przypomnijmy, że do Polski trafi łącznie 32 egzemplarzy myśliwców od Lockheed Martin a między 2023 a 2030 rokiem. F-35 będą wyposażone w najnowsze rozwiązania, a w tym Technology Refresh 3 (TR-3) i możliwości ulepszenia do standardu Block 4. Na tle obecnych samolotów będą więc wyjątkowe, bo aktualnie nasi piloci mają dostęp przede wszystkim do MiG-29, Su-22 oraz F-16C/D Viper Block 52+, a w przyszłości nawet FA-50GF z Korei Południowej nie będą w stanie mierzyć się z potencjałem kryjącym się za F-35.