Nowe smartfony w średniej półce mają trudny los. W ich cenie często znajdziemy taniejące smartfony sprzed kilku miesięcy albo lat, a to sprawia, że oczekiwania klientów rosną. Ponadto producenci potrafią w tej cenie zaadresować smartfon do konkretnej grupy – pojawiają się urządzenia fotograficzne, te bardziej stylowe lub stawiające przede wszystkim na wydajność.
Oppo Reno 11 F 5G nie ma takiego argumentu, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Najbardziej telefon wyróżnia litera “F” w nazwie, ale to niekoniecznie zła rzecz. Jeśli będzie to po prostu dobry smartfon, to wiele osób niezainteresowanych pogonią za trendami wybierze takie urządzenie. Czy jednak mamy do czynienia z takim urządzeniem? Przekonajmy się!
Oppo Reno 11 F 5G może się podobać i jest lekki
Poszukiwania tożsamości Oppo Reno 11 F 5G zaczynam od designu, którego głównym celem było najpewniej spodobanie się jak największemu gronu odbiorców. Ciemnozielony wariant może się podobać, choć mikrobrokatowy połysk i mocne rozjaśnianie się tyłu pod wpływem światła sprawia, że odciski stają się widoczne. Plecy wykonano z tworzywa, co z jednej strony uczyniło je lżejszymi, a z drugiej strony część z wyspą aparatów może zebrać rysy, gdy telefon zatańczy w kieszeni z kluczami. Wyspa powstawała w zgodzie z maksymą „większa dziura to lepszy aparat”, więc w dwóch czarnych kołach zmieszczono trzy aparaty, które są niewielkimi oczkami w sporych otworach. Efekt to wygląd obudowy, który nieszczególnie inspiruje. Chciałbym też, by Oppo ukrywało napisy informacyjne.
Boki, także wykonane z tworzywa, minimalnie ścięto, co ma poprawiać chwyt. Nie zmienia to jednak faktu, że przy 74,7 mm szerokości i wysokości 161,1 mm nie jest to smartfon najporęczniejszy. Cieszy jednak, że zwężono ramki dookoła ekranu, a konstrukcja waży tylko 177 gramów, przez co nie sprawia wrażenia zbyt ciężkiej. Przyciski głośności oraz blokady ekranu umieszczono po prawej stronie. Ich klik jest dość twardy i mechaniczny, ale zapewne przez to są mocniej osadzone w obudowie. Z kolei tackę na karty SIM znajdziemy na lewej stronie. Jeden z jej slotów jest hybrydowy i pozwoli na włożenie karty Micro SD. Porzucono gniazdo słuchawkowe, więc górny bok mieści tylko mikrofon, a na dolnym znajdziemy port USB-C oraz maskownicę głośnika.
Front zabezpieczono szkłem Panda Glass. Podczas testów nie zebrało ono znaczących rys, ale kilka mini śladów na nim się znalazło. Frontowa tafla jest mocno refleksyjna nawet jak na smartfonowe standardy. Do wąskich, niemal symetrycznych ramek dookoła ekranu, dobrano równie nieduże wcięcie na przedni aparat i szkoda, że w tym przypadku zapomniano o symetrii. Jeśli jednak przymkniecie na to oko, to Oppo Reno 11 F 5G możecie uznać po prostu za przyzwoicie wykonany smartfon. Z pewnością plusem jest zgodność ze standardem IP65, więc w razie czego telefon wyczyścimy strumieniem wody, ale konkurencja potrafi zaoferować więcej.
Ekran w Oppo Reno 11 F 5G
Smartfon nie wyróżnił się wykonaniem, to może wyróżni go ekran? Parametry na papierze prezentują się dość typowo dla średniej półki cenowej. Rozdzielczość Full HD+ (2412×1080, 394 ppi), odświeżanie do 120 Hz i zastosowanie techniki OLED z odświeżaniem panelu do 120 Hz. To dobry zestaw, ale dokładnie takiego spodziewamy się po wszystkich graczach na rynku. Czy zatem Oppo dorzuciło od siebie coś więcej?
Raczej nie. Jasność jest dobra, ale nie ponad stan i oscyluje w granicy 1000 luxów w HDR-ze na bieli rozświetlającej cały ekran. Wystarczy, by odpisać na wiadomości, o ile nie będzie się odbijać od niego dużo światła. Problemem oprogramowania jest jednak chęć do włączania i wyłączania trybu HDR. A szkoda, bo biele są tu tylko nieco niebieskawe, a obraz niemal nie ma zniekształceń kolorystycznych pod każdym kątem. Z kolei czernie, jak to w OLED-ach, są głębokie.
Czytaj też: Samsung Galaxy A35 5G – recenzja. Bezpieczeństwo przede wszystkim
Szkoda, że wiele nie możemy zrobić w kwestii kolorów. Mamy do wyboru albo wyblakłe kolory w trybie naturalnym albo niesamowicie cukierkowe i przesycone barwy w trybie żywym. Żaden tryb nie jest dobrym odzwierciedleniem rzeczywistości. Nie ma tu ustawień poprawiających jakość obrazu przy niższej rozdzielczości czy konwertujących materiały SDR do HDR, co Oppo przecież dodawało do swoich urządzeń. Ekran nie jest szczególnie dobry ani szczególnie zły – po prostu jest duży i na co dzień wyświetla miły w odbiorze obraz (no, może poza dziwną kalibracją barw).
Dźwięk w Oppo Reno 11 F 5G to nic szczególnego
Smartfon bez głośników stereo powyżej 1000 złotych w 2024 roku to rzadkość, ale Oppo Reno 11 F 5G jest właśnie wyjątkiem potwierdzającym regułę. Mógłbym zrozumieć taką decyzję, gdybyśmy mieli do czynienia z lepszym, konkretniejszym głośnikiem niż zestaw dwóch w innych smartfonach, ale tak nie jest. Smartfon gra raczej płasko i bez większego zaplecza w zakresie basów czy wysokich tonów. Nie ma też zbyt wiele do powiedzenia w kwestii czystości dźwięku. Jest za to głośny, a dodatkowe podbicie głośności o 300% może i nie wynosi aż trzykrotnie więcej o maksymalnej głośności, ale czyni rozwiązanie donośniejszym, oczywiście kosztem klarowności.
Niby mamy tu oprogramowanie Oreality Audio, które spełnia funkcję korektora dźwięku. Niestety, opcje korekcji graficznej działają tylko w przypadku uruchomienia słuchawek Bluetooth. Zmiany są odczuwalne. Oppo Reno 11 F 5G wydaje mi się ciąć nieco kosztów nie tylko na głośnikach, ale i silniczku wibracyjnym. Nie ma w nim zbyt wiele mocy, a do tego nie jest on precyzyjny i przy mocniejszych wibracjach bardziej skrzeczy niż przyjemnie rezonuje. Oppo zdaje się być tego świadome, bo efektów haptycznych w oprogramowaniu umieściło niewiele.
Wydajność Oppo Reno 11 F 5G też nie będzie źródłem zachwytów
MediaTek od pewnego czasu bawi się w przebieranie swoich starych układów obliczeniowych w nowe szaty przez dodawanie do nich obsługi sieci 5G. I tak Dimensity 7050 ma więcej wspólnego z serią Helio G99 i Dimensity 1080 oraz 6050 aniżeli Dimensity 7200. Stara architektura rdzeni Cortex-A78 i Cortex-A55 z pewnością nie czyni z niego dobrej propozycji dla fanów wydajności, nawet w cenie około 1500 złotych.
I to niestety czuć nie tylko w grach, ale i na co dzień. Optymalizacja w smartfonie Oppo w dalszej perspektywie okazała się dość przeciętna i wiele animacji systemowych często traci płynność, podobnie jak część aplikacji systemowych działa mocno przeciętnie (tu największą krytykę kieruję do aparatu). Jasną stroną tego telefonu jest 8 GB RAM-u, który o dziwo dobrze zachowuje w pamięci wiele programów. Niestety nakładka Color OS od czasu do czasu lubi kompletnie się odświeżyć, a w efekcie wiele programów wyłącza się z aktywnych procesów.
Czytaj też: Nothing Phone (2a) – potrafi zauroczyć nie tylko wyglądem
Czy to oznacza, że na Oppo Reno 11 F 5G nie da się grać? A skądże znowu. Większość tytułów zoptymalizowano właśnie pod takie średniopółkowe specyfikacje. Spodziewajcie się obsługi średnich ustawień graficznych bez większych przycięć i rozsądnej płynności przy niskich ustawieniach. Raczej nie skorzystacie z potencjału 120 Hz, bo gry maksymalnie mogą osiągać 60 klatek. Na pocieszenie warto wspomnieć o tym, że urządzenie niespecjalnie się grzeje. Układ graficzny Mali-G68 MC4, nawet gdy jest ciepły, nie czyni obudowy gorącą.
ColorOS 14, czyli skąd my to znamy?
Być może staję się markotny, bo w tym roku recenzowałem już kilka urządzeń z koncernu BBK, gdzie Oppo, Oneplus i realme wykorzystują jedną nakładkę pod trzema różnymi nazwami. Tak czy inaczej ColorOS 14 to najnowsza odsłona tego rozwiązania, ale niejedyna, jaką zobaczycie w przyszłości na Oppo Reno 11 F 5G. Według założeń Oppo dla modelu 11 F 5G należy się spodziewać 2 lat wsparcia dużymi aktualizacjami systemu Android oraz 4 lat wsparcia poprawkami bezpieczeństwa. Nie jest to najdłuższe wsparcie na rynku, ale zawsze to coś więcej niż jedna duża aktualizacja.
Podobieństwo do innych nakładek producenta jest oczywiste. Nie ma tu niemalże żadnego elementu wizualnego, którego nie znaleźlibyśmy w średniopółkowcach realme lub OnePlusa. Te same ustawienia Always-On Display, które można uznać za względnie rozbudowane, ten sam brak personalizacji ekranu blokady, te same opcje zmiany kształtu, rozmiaru i stopnia zaokrąglenia ikon, ale bez opcji wgrywania innych do systemu. Jedyną zmianą, na minus, jest pakiet śmieciowych aplikacji z grami wybranymi przez Oppo, które wyglądają jak próba uzależnienia dziecka od gier opartych o pstrokate kolory. Na szczęście każdą z dodatkowo wgranych aplikacji bez problemu usuniemy.
Fani personalizacji na pewno znajdą tu coś dla siebie, ale nie znajdą nic, co ich zaskoczy. Żadnych nowych widżetów, jedynie niewielkie odświeżenie panelu powiadomień i brak rozwoju wewnętrznych aplikacji. Jedyne aplikacje, które mają coś więcej do zaoferowania, to własny sklep Oppo, czyli App Market oraz przeglądarka. Nie mają one w sobie rozwiązań, których nie byłoby w innych produktach, a do tego obydwa stanowią mało subtelny sposób na reklamy aplikacji i gier w naszych powiadomieniach czy podczas przeglądania. W obliczu tego dość paradoksalnie wygląda to, że zaimplementowano blokadę reklam w przeglądarce.
W dalszym ciągu nakładka ColorOS ma w sobie kilka sprytnych trików. Inteligentne konturowanie pozwala nam po przytrzymaniu palca na obiekcie z obrazka wyciąć go, by następnie z łatwością przenieść go do programu graficznego. Rozwiązanie działa bardzo dobrze i aż żal, że nie ma go w każdym smartfonie z Androidem. Nowością są też powiększone kapsułki na pasku powiadomień, które nie zasłaniają tak dużego obszaru jak aktywne powiadomienie, ale nadal informują nas chociażby o czasie na stoperze czy tym, ile trwa nagranie w dyktafonie. Niestety, to rozwiązanie ogranicza się tylko do aplikacji systemowych.
Czytnik linii papilarnych nie należy do najszybszych, ale nie zacinał się w trakcie korzystania i działał bezproblemowo. Umieszczono go dość nisko względem całości ekranu, ale nie jest to coś, do czego przy tak dużym panelu nie dałoby się przyzwyczaić. Odblokowanie przednim aparatem działa prawidłowo, ale potrzebuje rozsądnej ilości światła dookoła nas, by w ogóle się udało. Na to wszystko Oppo wydzieliło około 32 GB pamięci, której dla użytkownika zostają 224 GB. Czekam na więcej innowacji i przemodelowanie graficzne nakładki, bo jej obecna forma wydaje się mocno zleżała.
Moduły łączności w Oppo Reno 11 F 5G
Jak na smartfon w 2024 roku ze średniej półki przystało, w Oppo Reno 11 F 5G znajdziemy łączność z siecią najnowszej generacji, ale nie na pasmach powyżej 6 GHz. I bez tego nie odczułem problemów, czy to z zasięgiem, czy też z ogólną jakością połączeń. Znajdziemy także Wi-Fi 6 z zakresem dwupasmowym i na łączenie się z siecią także nie mogłem narzekać. Jakość połączeń jest w porządku, ale życzyłbym sobie lepszego głośnika i lepszego mikrofonu. Rozmówcy nieco narzekali na jakość mojego głosu, z kolei ja nie słyszałem ich zbyt dobrze w zgiełku miasta.
Niewielkie problemy smartfon wykazywał ze wskazaniem kierunku, w jakim się poruszałem się po mieście. Problemów za to nie nastręczał Bluetooth 5.2, który dobrze utrzymuje sygnał. Nie zabrakło NFC do płatności zbliżeniowych. Nie znajdziemy portu podczerwieni, który niektórzy producenci w tej cenie implementują, ale Oppo Reno 11 F 5G po prostu się nie wyróżnia.
Zdjęcia i filmy z Oppo Reno 11 F 5G
Brak stabilizacji optycznej w głównym obiektywie to coraz rzadszy widok w urządzeniach za około 1500 złotych, ale Oppo Reno 11 F 5G ponownie stanowi wyjątek potwierdzający regułę. Nie ma jednak co się uprzedzać, bo najważniejsza jest praktyka. A do tej przybliży nas aplikacja aparatu z interfejsem i zestawem funkcji, które znamy. Nie znajdziemy opcji ustawień opartych o AI, nie ma tu także przełącznika wymuszającego HDR – ten jest albo automatyczny, albo wyłączony. Główny aparat obsługuje tryb profesjonalny, w którym mamy podstawowy zakres ustawień i histogram.
Zdjęcia z głównego aparatu są w najlepszym razie dobre. Przy jasnym oświetleniu dobrze prezentuje się rozmycie dalszych planów, kolory są żywe, ale nie przesycone, a rozpiętość tonalna – akceptowalna. Nadal jest ryzyko przepalenia mniejszych części kadru oraz pochłonięcia przez cienie jego fragmentów, ale w jasnym świetle. Gdy nad niebem znajdą się chmury, potknięć jest więcej. Smartfon nieraz potrafi nadmiernie wyostrzyć kadr, a do tego autofokus staje się nieco zawodny. Nawet dotykanie palcem określonej strefy kadru nie jest gwarancją tego, że ta część stanie się ostra, o ile nie będzie tam bardzo wyraźnego obiektu.
Fotografie mają tendencję do bycia zbyt pożółkłymi z domieszką zieleni, a balans bieli jest dobierany tym gorzej, im więcej jest chmur. Szczegółowość zdjęć jest poprawna i lepsza niż u części konkurencji, ale często odbywa się to kosztem nadmiernego ostrzenia. Tryb 64 Mpix sprawia, że zdjęcia są bardziej szczegółowe, ale nie zawsze różnica jest warta dodatkowego czekania. Rozczarowuje HDR, który nawet gdy działa, to nie zawsze dostarcza poszerzenie przestrzeni tonalnej. Część zdjęć bywa wręcz wypłowiała.
Dziwnie zachowuje się obiektyw ultraszerokokątny. Jego jakość potrafi być o wiele niższa od głównego obiektywu, by jednocześnie zachowywać naturalne kolory i spore podobieństwo do zdjęć z aparatu 64 Mpix. Zdarzają się przy tym zdjęcia o dużym wypłowieniu, bez większego poziomu detali. Innym razem z kolei znika rozpiętość tonalna, a smartfon rejestruje przeostrzone kadry. Zdjęcia z aparatu ultraszerokokątnego to loteria. Na szczęście nie borykają się z efektem rybiego oka w stopniu większym niż akceptowalny, nie tracą też tak mocno na jakości. To oczko nie nada się jednak do robienia zdjęć nocnych.
Tryb nocny działa tylko przy główny obiektywie. Przy tym nadmiernie wyostrza zdjęcia, przez co nie wyglądają one przyjemnie dla oka, zwłaszcza na większym ekranie. W tym miejscu przydałaby się optyczna stabilizacja, gdyż jeden fałszywy ruch może pozbawić zdjęcie detali, ale w ten mniej przyjemny dla oka sposób. Jednocześnie nadal nie ma on na tyle zdolności, by zmniejszyć rozświetlenia wokół źródeł światła. Jego zaletą jest z pewnością zachowywanie naturalnych barw, ale na zdjęciach widać szumy i ich odbiór mógłby być lepszy.
Czy komuś muszę pisać, że zdjęcia makro nie nadają się specjalnie do czegokolwiek? Bardzo wąski jest obszar ostrości, kolory wypłowiałe, szczegółowość niska, a naświetlenie mizerne. Jeśli chcecie się cofnąć do roku 2010, to najszybszy sposób. W innym przypadku użyjcie głównego obiektywu w trybie wysokiej rozdzielczości i przytnijcie odpowiednio kadr.
W tym wszystkim dobrze wypada przedni aparat – być może dlatego, że w tej dziedzinie od lat nie ma progresu. Zdjęcia mają dobrą kolorystykę, odpowiednią szczegółowość i nie są przepalone w tle – tu HDR spisuje się tak, jak powinien to robić przy głównym aparacie. Jednocześnie nie są to zdjęcia powalające w żadnym z wymienionych wcześniej aspektów – po prostu potrafią dobrze oddać porowatość czy odcień cery. Tryb portretowy działa jednak dość przeciętnie – jeśli macie rozczochrane włosy, niemal na pewno nie odetnie dobrze tła, a i na ubraniach zdarza mu się niepotrzebnie włączyć rozmycie.
Wideo w tej cenie jest na odpowiednim poziomie. Największy brak stanowi brak optycznej stabilizacji – ta mogłaby wymiernie poprawić jakość materiałów w ruchu. Jednocześnie nie brak tu szczegółowości i nieco wypłowiałych, acz bliskich naturalności kolorów. Problematyczny bywa ponownie autofokus, bo zmiana planu przychodzi mu z trudnością. Nie tak trudno przychodzi ustawianie i korekty ekspozycji – tu wszystko wygląda dobrze. O ile w ciągu dnia widać nieco szumów, tak nocą ten efekt staje się już mocno nieprzyjemny w odbiorze, a światła roznoszą się po całym kadrze i odbijają od szkła zabezpieczającego aparat, co następnie widać na nagraniach.
Bateria w Oppo Reno 11 F 5G czyli rynkowy standard
W Oppo Reno 11 F 5G procenty nie chcą lecieć zbyt szybko, no chyba, że zaczniecie grać. Akumulator o pojemności 5000 mAh powinien wam wystarczyć na pełny, intensywny dzień z około 6 godzinami na włączonym ekranie przy dominacji LTE/5G. Przy Wi-Fi ten rezultat będzie lepszy o dodatkowe 30 do 60 minut. Żeby rozładować smartfon w ciągu dnia, należałoby obsesyjnie korzystać z mediów społecznościowych.
Może i producent nie dołącza do zestawu ładowarki 67W, ale takową mam u siebie w domu. Ładowanie od zera do pełna trwa tutaj 45-48 minut w zależności od włączonego Wi-Fi. W kwadrans odzyskamy 45% napełnienia baterii, a po 30 minutach jest to około 75%. Nie znajdziemy tu ładowania bezprzewodowego, ale w tej klasie cenowej nie jest ono regułą, a szybkie ładowanie po kablu daje sporą wygodę.
Oppo Reno 11 F 5G to po prostu kolejny smartfon
Gdyby przyznawano nagrodę dla najnudniejszych smartfonów, Oppo Reno 11 F 5G zapewne byłby wysoko w zakładach bukmacherów. Tym smartfonem Oppo ani nie zaskoczyło, ani nie narzuciło tempa konkurencji. Średnia moc obliczeniowa (a w sumie to jedna z gorszych wydajności w tej cenie), średnia zdjęcia, średni ekran – nie byłoby tu nic, co mogłoby uczynić ten smartfon godnym zapamiętania. To wszystko zamknięto w mało odkrywczej obudowie, która jedynie w połyskliwej wersji miała coś innego do zaoferowania.
W zasadzie w tej nudzie nie ma nic złego. Oppo wypracowało pewne standardy, które za cenę około 1700 złotych należy uznać za zalety, jak chociażby 67-watowe ładowanie, obudowa z certyfikatem IP65 czy gwarancje co najmniej kilku większych aktualizacji. Sęk w tym, że Reno 11 F 5G nie jest samo na rynku. Telefon nie robi zbyt wiele, aby pokonać Redmi Note 13 Pro 5G czy Nothing Phone (2a) czy nawet Samsunga Galaxy A35 5G. Jeśli chcecie zostać w ekosystemie BBK, warto dopłacić do OnePlusa Nord 3 lub realme 12 Pro 5G i nie narzekać na wydajność czy średnie aparaty. A w cenie Oppo Reno 11 F 5G średniość to za mało.