Im szybciej Prawo Komunikacji Elektronicznej zostanie przyjęte, tym mniejszą karę zapłacimy
Kwota 4 mln euro i 50 tys. euro za każdy dzień zwłoki – tyle kosztuje nas ponad 3-letnie opóźnienie we wdrożeniu Europejskiego Kodeksu Łączności elektronicznej. Dlatego też, po przyjęciu projektu przez Radę Ministrów, ważne jest szybkie przeprowadzenie jej przez Sejm i Senat. Później tylko zostanie weto podpis prezydenta.
Projekt powinien zostać przyjęty w 2023 roku, ale ówczesna władza uparła się na wprowadzenie nim dodatkowej inwigilacji obywateli, choć największe protesty wywołały zapisy znane jako LexPilot. Co skutkowało zablokowaniem prac nad przepisami. Część nowej władzy chciała powrotu zwiększonej inwigilacji, ale ostatecznie projekt udało się obronić przez Ministerstwo Cyfryzacji bez wprowadzania dyskusyjnych wrzutek.
Minister Cyfryzacji chwali się nowymi przepisami. Sprawdźmy, czy słusznie
Minister Cyfryzacji Krzysztof Gawkowski pochwalił się w serwisie X przyjęciem projektu:
Czy słusznie? Mam wątpliwości, ale przyjrzyjmy się tym kwestiom dokładniej.
Zwrot środków z numerów na kartę
Zacznijmy od tematu, który krąży w telekomunikacji od lat – zwrotu środków z numerów na kartę. Teoretycznie można już to zrobić, ale na zasadach operatorów. Teraz będzie to regulowane prawnie i przepisy zakładają, że zwrot będzie możliwy w przypadku wygaśnięcia ważności konta na połączenia przychodzące lub w przypadku zmiany operatora. O zwrot będzie można wnioskować w salonie, telefonicznie lub elektronicznie (w tym SMS-em), poprzez podanie danych do przelewu. Zwrot środków może podlegać opłacie. To proporcjonalne wyliczenie kosztów zwrotu w kwocie nie wyższej, niż kwota zwrotu. O jakiej opłacie mowa? Nie wiadomo, bo przepisy tego nie precyzują. Środki niezwrócone operatorzy będą musieli przekazać UKE, a następnie trafią one do NFZ z przeznaczeniem leczenia dzieci i młodzieży uzależnionej od technologii cyfrowych oraz profilaktyki w tym zakresie.
Niezależna porównywalka usług telekomunikacyjnych
Na rynku od lat istnieją porównywarki usług telekomunikacyjnych, a najpopularniejszą z nich jest prawdopodobnie PanWybierak. Po co kolejna? Trudno powiedzieć, ale tak, PKE zakłada mechanizm certyfikacji takiego serwisu. Certyfikacji udziela UKE i w ten sposób ma powstać niezależne narzędzie porównawcze.
Wspomniany serwis będzie mógł wystąpić do UKE o certyfikację i będzie musiał udowodnić m.in. niezależność od operatorów. Jeśli UKE uzna, że na rynku nie ma narzędzia porównawczego spełniającego wymagania, będzie musiał je stworzyć. Do tego będzie potrzebować danych o ofertach, które operatorzy mają przekazać do 31 marca każdego roku, a następnie aktualizować je na bieżąco. Czyli operatorzy będą musieli się spowiadać z nowych promocji jeszcze przed ich wprowadzeniem. Zdecydowanie nie mam o tym dobrego zdania.
Czytaj też: W Marrakeszu są sztuczne palmy. Potrzebujemy takich w Polsce
Uproszenie umów z operatorami
Częściowo zostało to wprowadzone jeszcze w 2020 roku nowelizacja Prawa Telekomunikacyjnego. Częściowo wzięli to na siebie sami operatorzy i dzisiaj żadną nowością nie są umowy, które mieszczą się na dwóch stronach A4. Dodatkowe regulowanie tego kolejnymi przepisami może wprowadzić tylko niepotrzebne zamieszanie.
Nie do końca wiem, jak nowe przepisy miałyby cokolwiek uprościć, bo lista rzeczy, jakie operator musi przekazać klientowi w umowie, w myśl projektu PKE, jest pokaźna. Jak np. sposób składania zamówienia na dodatkowe pakiety, tryb i warunki dokonywania zmiany umowy, ograniczenia w dostępie lub korzystaniu z usług i aplikacji, urządzenia końcowego, zasady i tryb składania reklamacji, warunki zwrotu urządzenia. A to tylko początek. Patrząc na listę zamieszczoną w projekcie, w żaden sposób nie wydaje mi się, aby miało to cokolwiek uprościć względem tego, co dzisiaj operatorzy umieszczają w umowach.
Sprzęt z USB-C
Trudno odnieść się do tego bez złośliwości, bo obowiązek sprzedaży urządzeń z USB-C obowiązuje na terenie Unii Europejskiej odgórnie od 2024 roku. Chwalenie się, że wprowadzamy to w Polsce dodatkowymi przepisami, kilka dni po 20. rocznicy wstąpienia do Unii Europejskiej, nie wywołuje nic innego jak szeroki uśmiech radości.
Czytaj też: USB-C to oficjalnie nowy standard. Ułatwienie czy kaganiec dla rozwoju technologii?
System AML w Polsce
To tak naprawdę jedyny ważny konkret wymieniony przez ministra cyfryzacji. Advanced Mobile Location został po raz pierwszy wprowadzony w Wielkiej Brytanii w 2014 roku. Zasada działania jest prosta – kiedy dzwonimy na numer alarmowy, AML automatycznie wysyła SMS-a lub komunikat przez Internet na serwery służb ratunkowych z naszym dokładnym położeniem. Te jest ustalane na podstawie lokalizacji względem nadajników oraz GPS-u, więc jest to bardzo dokładne.
Miałem kiedyś okazję ustalać lokalizację osoby będącej w stanie zagrożenia na podstawie danych logowania do stacji bazowych i zdecydowanie brakuje temu dokładności. Odnalezienie konkretnego miejsca zajęło prawie godzinę, podczas gdy AML jest w stanie ustalić dokładne położenie w ciągu średnio 30 sekund. System działa już w niektórych europejskich krajach. W Polsce jego wdrożenie jest mocno opóźnione, ze względu na opóźnienie wdrożenia przepisów niezbędnych do jego działania.
Mniej głupiego PR-u, więcej działań
Ministerstwo Cyfryzacji bardzo nieudolnie wybrało elementy PKE, którymi postanowiło się pochwalić i nie zapomniano przy tym uderzyć w poprzednią władzę. Rozumiem, że zadanie jest trudne, bo trzeba wdrożyć potężny zestaw przepisów skupiony w jednej ustawie, ale już widać, że nie wszystkie są idealne. Dlatego też rządzący zamiast na PR-ze, które Ministerstwo Cyfryzacji ma fatalny od samego początku nowych rządów, powinni skupić się na dobrych i szybkich działaniach. Tu nie ma ani chwili czasu do stracenia.