Predator ES serii 5 po kilkuletniej przerwie z elektrycznymi hulajnogami
Po raz ostatni na elektrycznej hulajnodze jeździłem w 2021 roku, więc przygoda z Predator ES serii 5 była dla mnie ciekawym sprawdzianem tego, jak te jednoślady wyewoluowały w pandemicznych czasach i tuż po nich. Na rewolucję jednak nigdy się nie nastawiałem, bo umówmy się – jak można uczynić z hulajnogi elektrycznej jeszcze lepszy jednoślad w konkretnych półkach cenowych oraz sektorach na rynku? Aktualnie producenci mogą jedynie doprowadzać sprawdzone już projekty do perfekcji i dążyć do coraz to lepszych oraz wydajniejszych podzespołów, ale nie wywracać koncepcję hulajnogi elektrycznej do góry nogami. Zwłaszcza kiedy mowa o modelach stricte miejskich, a więc takich, które mają być możliwie najlżejsze, oferować najwyższy zasięg na jednym ładowaniu, radzić sobie z nierównościami kostki brukowej oraz okazjonalnie żwirem i podbijać najbardziej strome ulice.
Czytaj też: Za 75% emisji CO2 dla typowego laptopa odpowiada jego produkcja. Acer wie, że nastała era przedrostka RE
Predator ES serii 5 jest właśnie taką hulajnogą elektryczną. Zamiast rewolucjonizować, po prostu ulepsza sprawdzone rozwiązania, a tam, gdzie jest na to miejsce, zawiera sensowne dodatki. Mowa tutaj o wielkim wyświetlaczu LCD na kierownicy, tempomacie, systemie kierunkowskazów z kontrolerem w formie oświetlenia bocznego na tyle, zintegrowanym tylnym i przednim oświetleniu ze światłem hamowania oraz wsparciu aplikacji na telefony poprzez łączność Bluetooth. Przyjemnie? Przyjemnie. Wszystko to z zachowaniem doskonale już znanych na rynku rozwiązań w segmencie hulajnóg elektrycznych, a więc manetki pod kciukiem prawej ręki, dźwignią hamulca pod lewą ręką, prostym systemie składania drążka kierownicy aż do tylnego błotnika, gdzie znajduje się zatrzask na uchwyt zintegrowany z kierownicą.
Nie zabrakło też tradycyjnego dzwonka, kontrolera on/off w formie przycisku oraz wyłącznika i włącznika przedniego oświetlenia. Co z kolei trzeba wyróżnić? Przede wszystkim poszerzone, ergonomiczne rękojeści, które zapewniają lepsze wsparcie dla wnętrza dłoni, solidną podpórkę, szeroki podest (~63×16 cm), liczne odblaski oraz tradycyjny hamulec dla hulajnóg, czyli ten obecny w tylnym błotniku “na wcisk”. Ten hamulec można jednak uznać ewidentnie za awaryjny, bo ten główny obejmuje zarówno tylny hamulec elektryczny, jak i przedni hamulec tarczowy, czyli możecie być spokojni o jego skuteczność.
Surowe szczegóły specyfikacji zdradzają, że po sześciogodzinnym ładowaniu elektryczna hulajnoga Predator ES serii 5 przejedzie do nawet 60-km, robiąc użytek ze swoich 10-calowych opon odpornych na przebicie oraz połączenia 16-Ah akumulatora i zamontowanego w tylnym kole silnika o mocy szczytowej rzędu 600 watów, który ma radzić sobie z 120-kilogramowym obciążeniem oraz nachyleniami jezdni do nawet dwudziestu dwóch stopni.
Elektryczna hulajnoga Predator ES serii 5 w praktyce
Jak więc Predator ES serii 5 sprawdza się na co dzień? Jeśli macie już jakąś elektryczną hulajnogę specjalnie do miasta, to musicie jedynie porównać jej specyfikację z możliwościami omawianego modelu, żeby zweryfikować sens jego zakupu. Największą uwagę zwróćcie na wagę, moc silnika i potencjalny zasięg na jednym ładowaniu, bo to właśnie te cechy głównie określają rzeczywistą przydatność takiego jednośladu. Co jednak w momencie, kiedy rozglądacie się za elektryczną hulajnogą bez żadnego doświadczenia z tego typu sprzętem? Już śpieszę z odpowiedzią.
Sam początek przygody z Predator ES serii 5 jest bardzo prosty, bo wystarczy tylko wyciągnąć ją z pudła, przykręcić cztery śrubki i… gotowe – można startować. Wcześniej jednak zalecam połączyć się też z aplikacją, aby zaktualizować firmware i ustawić interesujący nas tryb jazdy. Przechodząc więc od razu do rzeczy, możliwości Predator ES serii 5 najlepiej oddaje mój jednorazowy przejazd aż do granicy rozładowania, którego podejrzycie na tej mapie:
Jazda na Predator ES serii 5 po mieście mnie znudziła. Szybkie przyspieszenie i bezproblemowe pokonywanie mniejszych górek było znakiem, że w tej elektrycznej hulajnodze silnik ma znacznie więcej do powiedzenia. Dlatego też mój główny przejazd testowy trwał godzinę i objął kilka minut jazdy po mieście i chodnikach, a następnie wspinanie się pod raz mniejsze, raz większe górki w parkach i na terenach wiejskich. Wtedy też sprawdziłem, czy silnik poradzi sobie z wyciągnięciem mnie na bezwzględnie każdą górkę i tylko dwukrotnie mnie zawiódł. Miało to miejsce akurat przy górkach o nachyleniu ~18 stopni, kiedy to Predator ES serii 5 nie był w stanie dowieźć mnie, a dokładniej mówiąc, moich 80 kg na samą górę i dawał za wygraną. Na sam koniec tej 15,44 km trasy zasięg spadł ze zgłaszanych pierwotnie 24,7 km do 13.1 km i 53% naładowania akumulatora. Innymi słowy, ten właśnie wskaźnik jest bardzo precyzyjny.
Na co dzień Predator ES serii 5 nie generuje żadnych większych problemów, które byłyby obce innym hulajnogom tego typu. Wjeżdżając na kostkę brukową o szerokich przerwach, możecie przygotować się na lekkie drgania. Kiedy przychodzi czas na ładowanie, możecie się też przygotować na konieczność wniesienia 18 kilogramów np. do mieszkania, jeśli to jedyne miejsce, w którym macie dostęp do gniazdka elektrycznego, z którego to będzie wypływać około 120-135 watów przez około sześć godzin (przy ładowaniu od zera do pełna). Akumulator w tej hulajnodze jest bowiem całkowicie zintegrowany z podestem, co gwarantuje m.in. niski środek ciężkości, a tym samym bardzo wysoką stabilność, która spada wraz z wjeżdżaniem na żwir, trawę, ściółkę leśną czy piach. Zwłaszcza w takich sytuacjach najlepiej unikać ostrych ruchów kierownicą, co tyczy się też mokrej nawierzchni, choć oczywiście Predator ES serii 5 nie robi sobie niczego szczególnego z deszczu, a to dzięki oporności IPX5.
Wyświetlacz Predator ES serii 5 nie jest niestety najjaśniejszy, przez co w ostrym słońcu trudno go odczytać, ale w cieniu lub przy zachmurzonym niebie, staje się to w pełni możliwe. Wiele informacji i tak na nim nie znajdziecie, bo wyświetlany jest na nim tylko aktualny tryb, stan akumulatora, prędkość, ikona Bluetooth i tempomatu po jego aktywacji. Dodatkowo możecie podejrzeć w niej mapę i waszą aktualną lokalizację oraz sprawdzić pozostały zasięg na jednym ładowaniu, który w trybie Sport wynosi prawie 25 km i rzeczywiście jest to bardzo dobry szacunek, zważywszy na mój wspominany przejazd.
Z kolei w aplikacji eMobility, z którą hulajnoga łączy się bez żadnego problemu, możemy wybrać jeden z czterech trybów jazdy (w Polsce to tryb do 6 km/h, 10 km/h, 20 km/h i sportowy 20 km/h z podwyższoną mocą), aktywować funkcję tempomatu (aktywuje się po 8 sekundach ciągłego wciskania manetki i dezaktywuje przy wciśnięciu hamulca lub raz jeszcze manetki), dostosować czas automatycznego wyłączania hulajnogi od ostatniej interakcji w minutach czy określić zachowanie świateł bocznych przy tylnym kole. Wisienką na torcie jest możliwość zablokowania i odblokowania hulajnogi jednym kliknięciem. Przede wszystkim braku zapisywania map przejazdów w aplikacji, a zwłaszcza akustycznego informowania nas o aktywnym kierunkowskazie. Przez przyzwyczajenie z jazdy samochodem, zwyczajnie zapominałem wiele razy wyłączać go po wykonaniu skrętu, więc mam nadzieję, że Acer dorzuci taki dodatek do tej hulajnogi elektrycznej w ramach aktualizacji.
Czytaj też: Acer robi wszystko, żeby laptopy z ChromeOS nie były synonimem elektronicznych maszyn do pisania
Tak więc oto dochodzimy do podsumowania tego, jak wielki potencjał ma w praktyce elektryczna hulajnoga Predator ES serii 5, która na papierze wypada fenomenalnie nawet w kwestii ceny rzędu 2599 złotych na tle innych niemarkowych jednośladów. Acer może i nie wymyślił na nowo tego, czym dokładnie jest elektryczna hulajnoga, ale przynajmniej zapewnił rynkowi ciekawą i solidną propozycję z myślą o miejskich i podmiejskich dojazdach. Wydajny silnik, pojemny akumulator, solidna aluminiowa obudowa oraz szereg ciekawych funkcji, to coś, obok czego nie można przejść obojętnie zwłaszcza ze względu na to, że w praktyce trudno doszukać się obiektywnej wady, deklasującej Predator ES serii 5 na tle konkurencji. Innymi słowy, Predator ES serii 5 po prostu warto kupić.