W taką historię trudno uwierzyć. Ten okręt podwodny przetrwał piekło w samym sercu bitwy morskiej

Jedna wyjątkowa operacja z całej służby okrętu podwodnego USS Salmon zasługuje na naszą szczególną uwagę. Wtedy bowiem doszło do chwil, które mogłyby stanowić idealny punkt kulminacyjny dowolnego filmu akcji, a choć na podstawie tej historii nie powstało żadne dzieło kinematografii, dziś i tak możemy przypomnieć je sobie w szczegółach. Zwłaszcza że koszmar, którego przeżyli wtedy marynarze, w obecnych czasach praktycznie nie ma szans wystąpić ponownie. Wszystko dzięki rozwojowi technologii komunikacji.
Zdjęcie poglądowe
Zdjęcie poglądowe

USS Salmon był wyjątkowym łowcą wrogich okrętów

USS Salmon był pierwszym okrętem podwodnym swojego typu, którego projekt obejmował połączenie zarówno dwóch 440-konnych generatorów diesla, jak i czterech silników elektrycznych o mocy 665 koni mechanicznych w celu zapewnienia wysokich możliwości napędowych z możliwie najbardziej skrytym profilem. Ten prawie 94-metrowy kolos szeroki na 8 metrów został zbudowany przez Electric Boat Company w Connecticut i trafił na służbę w marcu 1938 roku, zapewniając amerykańskim marynarzom okręt, który to po zanurzeniu wypierał około 2200 ton. Część tej wagi stanowiło przyzwoite uzbrojenie, które obejmowało osiem wyrzutni torped 533 mm z 24 torpedami w magazynie, działo główne Mk 22 oraz cztery karabiny maszynowe.

Czytaj też: Waleczni Patrioci na okręty USA! PAC-3 MSE zawalczą o czyste niebo

Wspomniane połączenie silników pozwalało okrętowi osiągnąć prędkość maksymalną 39 km/h na powierzchni i 17 km/h pod wodą, a jego maksymalna głębokość zanurzenia wynosiła 76 metrów, czyli niewiele w porównaniu do możliwości dzisiejszych okrętów podwodnych. Wspominam o tym nie bez powodu, bo choć historia USS Salmon z czasów II wojny światowej nie należy do najkrótszych i najprostszych, jeśli akurat idzie o udział w przeróżnych misjach, to akurat dziś interesuje nas jedna konkretna bitwa, w której wziął udział i o mały włos nie zabrał całej załogi w oceaniczną czeluść.

Okręt podwodny USS Salmon z czasów II wojny światowej zdziałał wiele. Uciekł nawet z piekła

Okręt USS Salmon początkowo operował wzdłuż wybrzeża Atlantyku, ale pod koniec lat 30. był coraz częściej wysyłany na Pacyfik i tak się składa, że jego najbardziej dramatyczny moment w historii nastąpił podczas jedenastej i jednocześnie ostatniej bojowej misji patrolowej. Wyruszając z bazy Pearl Harbor 24 września 1944 roku wraz z dwoma innymi okrętami podwodnymi (USS Sterlet oraz USS Trigger) w roli grupy uderzeniowej, napotkał tankowca w towarzystwie czterech eskortowców oceanicznych z wyposażeniem dobranym specjalnie do zwalczania okrętów podwodnych. Wtedy Salmon wystrzelił cztery torpedy, z czego dwie dosięgnęły celu, ale został zmuszony do zanurzenia się pod silnym atakiem ładunków głębinowych. Najpierw zanurzył się na głębokość 91 metrów, ale wkrótce został zmuszony do zanurzenia na głębokość 150 metrów z powodu uszkodzeń i dodatkowego ostrzału ładunkami głębinowymi.

Czytaj też: To wcale nie lotniskowiec. Chiny budują gigantyczny okręt wojenny w zupełnie innym celu

Pamiętajmy, że jego maksymalna głębokość zanurzenia wynosiła 76 metrów, więc przekroczył ten limit prawie dwukrotnie. Na tym się jednak nie skończyło. USS Salmon nie był wtedy w najlepszym stanie, bo w toku walki odniósł poważne uszkodzenia od bomb głębinowych zrzuconych przez japońskie okręty. W ich wyniku jego kadłub został znacznie zdeformowany, jego część zalana, a gdyby tego było mało, układ sterujący głębokością zablokował się w pozycji pełnego zanurzenia. Okręt podwodny zmierzał więc automatycznie ku oceanicznym odmętom, a z każdym kolejnym metrem rosło nie tylko ciśnienie, ale też ryzyko zapadnięcia się uszkodzonego kadłuba. Dlatego też, kiedy okręt zanurzył się na ponad 175 metrów głębokości, dowódcy nie pozostało nic innego, jak zaryzykować i stawić czoła nie fizyce, a namacalnemu wrogowi – japońskim okrętom. Zamiast ukrywać się w głębinach przy rosnącym ryzyku całkowitego zniszczenia, załoga otrzymała rozkaz, aby wystrzelić awaryjne balasty, co pozwoliło okrętowi podwodnemu wynurzyć się i uciec z jednego koszmaru w drugi.

Dwa japońskie eskortowce (CD-22 i CD-33) rozpoczęły swoją pogoń od razu, kiedy tylko dostrzegły USS Salmon na powierzchni. Początkowo uszkodzony okręt podwodny zawrócił, by dać swojej załodze kilka cennych minut na naprawienie niektórych uszkodzeń, a następnie, zamiast panicznie uciekać, zwrócił się w stronę atakujących i przepływając w odległości 46 metrów wzdłuż burty CD-22, ostrzelał ją swoim działem pokładowym, pozostając poza zasięgiem kontrataku. Następnie zaczął wysyłać do wszystkich innych okrętów podwodnych w pobliżu instrukcje dotyczące ataku, podając pozycję akcji, co jeszcze bardziej zniechęciło wroga, który w obawie przed innymi okrętami podwodnymi zaczął kręcić się wokół w poszukiwaniu potencjalnych zagrożeń. Dał tym samym USS Salmon czas na ucieczkę.

Czytaj też: Czekaliśmy na to 14 lat. Potężny okręt USA pójdzie na dno

Finalnie ten okręt podwodny z nierozległymi uszkodzeniami od broni małego kalibru i ładunków głębinowych dotarł razem z eskortą do bazy na Saipan. Następnie trafił do San Francisco, gdzie w 1945 roku zadecydowano o przemianowaniu USS Salmon na okręt szkoleniowy i eksperymentalny, który został wycofany ze służby 4 kwietnia 1946 roku, a później zezłomowany. Jednak związana z nim historia żyje ciągle w sercach członków załogi, którzy doczekali się specjalnego odznaczenia za pełnienie służby w wyjątkowo trudnych warunkach.