Aktywność na powierzchni Słońca stale się zmienia w jedenastoletnich cyklach. Aktualnie astronomowie mają okazję obserwować dwudziesty piąty już cykl z kolei. Pierwotnie zakładano, że maksimum aktywności tym razem będzie względnie spokojne i dojdzie do niego w 2025 roku. W ciągu ostatnich kilku miesięcy aktywność wzrosła na tyle, że naukowcy zaczęli podejrzewać, że już teraz mamy do czynienia z maksimum aktywności. O tym, czy tak faktycznie jest dowiemy się jednak dopiero za kilka miesięcy, bowiem moment maksimum da się ustalić dopiero pół roku po zakończeniu maksimum.
Niezależnie jednak od tego, czy mamy już do czynienia z maksimum, czy też dopiero się do niego zbliżamy fakt jest jeden: Słońce postanowiło nam o sobie przypomnieć. Centrum Prognoz Pogody Kosmicznej NOAA wydało właśnie ostrzeżenie o możliwym wystąpieniu burzy geomagnetycznej w okolicach Ziemi.
Czytaj także: Nie będzie ostrzeżenia. Słońce może w jeden wieczór wysłać nas do XIX wieku
Źródłem burzy miałby być obłok plazmy i pola magnetycznego, który został wyrzucony z powierzchni Słońca w tzw. koronalnym wyrzucie masy, do którego doszło 21 lipca. Szacunki prędkości obłoku, który od tego momentu ma do pokonania około 150 milionów kilometrów do Ziemi wskazują, że plazma dotrze do Ziemi 24 lipca. Oczywiście precyzyjnie nie da się ustalić momentu dotarcia obłoku do Ziemi, w związku z czym może on do nas dotrzeć kilka godzin wcześniej lub później.
Kiedy obłok plazmy dociera w okolicę Ziemi, tworzące go jony zderzają się z polem magnetycznym Ziemi i wzdłuż linii pola magnetycznego kierują się ku biegunom magnetycznym naszej planety. Wpadając tam w górne warstwy atmosfery zderzają się z tworzącymi atmosferę gazami i w tych zderzeniach uwalniają swoją energię w postaci światła. To światło obserwujemy z powierzchni Ziemi właśnie w formie zorzy polarnej.
Zwykle zorze polarne ograniczone są do obszarów okołobiegunowych. Kiedy jednak wywołana przez obłok plazmy burza geomagnetyczna jest silniejsza niż zwykle, zorze widoczne są na znacznie większym obszarze Ziemi. Co do zasady, intensywność burzy magnetycznej klasyfikuje się na skali od G1 – najsłabszej do G5 – najsilniejszej. Eksperci z NOAA wskazują, że w środę będziemy mieli do czynienia z burzą geomagnetyczną klasy G2.
Warto tutaj jednak pamiętać, że z prognozowaniem pogody kosmicznej jest jak z prognozowaniem pogody na powierzchni Ziemi. Pierwotne prognozy wykonywane wcześniej mogą ulec zmianie wraz z pozyskiwaniem przez naukowców nowych informacji o przemieszczającym się obłoku plazmy. Możliwe, że w najbliższych godzinach prognoza ulegnie zmianie w jedną lub w drugą stronę. Możliwe nawet, że do żadnej burzy geomagnetycznej ostatecznie nie dojdzie.
Czytaj także: Burza słoneczna z lat 70. pokazuje, jak wielkie zagrożenie na nas czyha
Naukowcy zwracają uwagę, że burza geomagnetyczna oznacza nie tylko zorze polarne. Obłoki plazmy ze Słońca są w stanie uszkodzić satelity znajdujące się na orbicie okołoziemskiej, zagrozić instrumentom i astronautom znajdującym się na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz chińskiej stacji Tiangong, a w przypadku wyjątkowo silnych burz geomagnetycznych, zakłócić pracę a nawet uszkodzić infrastrukturę energetyczną na powierzchni tej części planety, która w danym momencie akurat zwrócona jest w stronę Słońca.
Zważając jednak na fakt, że obecnie szacunki wskazują na burzę geomagnetyczną klasy G2, raczej nie musimy się takich zdarzeń obawiać. Nie zmienia to jednak faktu, że Słońce jest w ostatnich miesiącach wyjątkowo aktywne, a to oznacza, że w najbliższych dniach i tygodniach możemy spodziewać się także silniejszych burz geomagnetycznych. Aby być na bieżąco, warto sprawdzać strony i profile NOAA w mediach społecznościowych.