W czerwcu i na początku lipca na Słońcu było zaskakująco spokojnie. Niby tu i ówdzie dochodziło do rozbłysków słonecznych, ale żaden z nich nie zwracał jakiejś szczególnej uwagi obserwatorów. Nie zmieniało to jednak faktu, że miłośnicy astronomii pozostawali w gotowości. Jakby nie patrzeć Słońce zbliża się, lub też właśnie znajduje się w maksimum aktywności 25. cyklu słonecznego, a to może oznaczać tylko jedno: plamy słoneczne, rozbłyski słoneczne i koronalne wyrzuty masy.
Wszystko wskazuje na to, że Słońce obudziło się z letargu. Zaledwie kilka dni temu naukowcy ostrzegali przed zbliżającą się burzą geomagnetyczną klasy G2, a tu już pojawiają się informacje o kolejnej burzy geomagnetycznej, która może być nawet silniejsza od poprzedniej.
Czytaj także: Nie będzie ostrzeżenia. Słońce może w jeden wieczór wysłać nas do XIX wieku
Specjaliści z SWPC, czyli służby zajmującej się prognozowaniem pogody kosmicznej, wydali właśnie ostrzeżenie przed burzą magnetyczną, która może zostać wywołana już 30 lipca. Szacunki wskazują, że możemy mieć do czynienia z burzą geomagnetyczną klasy G3, a to oznacza, że spowodowane przez nią zorze mogą być widoczne nawet na terytorium naszego kraju.
Źródłem całego zamieszania mają być rozbłyski słoneczne klasy M, które obserwowano w trakcie weekendu na zwróconej w stronę Ziemi tarczy Słońca. Co jednak ważne, następstwem kilku z nich były koronalne wyrzuty masy, w których obłoki plazmy i pola magnetycznego zostały gwałtownie wyrzucone z powierzchni Słońca i rozpoczęły swoją podróż w przestrzeni międzyplanetarnej. Wszystko wskazuje na to, że zmierzają one centralnie w stronę naszej planety.
Według naszej obecnej wiedzy, dwa pierwsze obłoki plazmy zdążyły się już połączyć w jeden, przecierając szlak w kierunku Ziemi. Za nimi tym samym torem podążyły co najmniej dwa inne obłoki, które także mogą do nich dołączyć. Wszystkie obłoki powinny dotrzeć do magnetosfery naszej planety we wtorek wieczorem polskiego czasu.
Zjonizowana plazma obłoku po dotarciu do pola magnetycznego Ziemi porusza się wzdłuż jego linii i opada ku ziemskiej atmosferze. Wpadając w atmosferę jony zderzają się z cząsteczkami gazów atmosferycznych, uwalniając przy tym energię w postaci światła. Jeżeli zorza jest wystarczająco silna, zorze widoczne są nie tylko w okolicach bieguna, ale także na średnich szerokościach geograficznych.
Czytaj także: Burza słoneczna z lat 70. pokazuje, jak wielkie zagrożenie na nas czyha
Warto tutaj jednak podkreślić, że pogoda kosmiczna jest wysoce nieprzewidywalna, przez co trudno jednoznacznie stwierdzić, czy z danego miejsca na Ziemi będzie widać jakiekolwiek zorze polarne, czy też nie. Z drugiej jednak strony, na tym polega cały urok tego zjawiska. Trzeba sumiennie reagować na raporty organizacji prognozujących zorze polarne i wypatrywać świetlnych popisów, aby przypadkiem ich nie przegapić.
Heliofizycy wskazują, że prognozowana burza magnetyczna, a tym samym powodowane przez nią zorze, nie będą równie silne i ekscytujące, jak te, z którymi mieliśmy do czynienia 10 maja, kiedy do Ziemi jednocześnie dotarło siedem różnych obłoków plazmy wywołując zorze, jakich nie widziano od dekad. Nie zmienia to faktu, że przy czystym niebie, coś zapewne będzie można zobaczyć.