Wiadomo, że ludzkość nie będzie w stanie w najbliższych dekadach ograniczyć swojego zapotrzebowania na energię. Jeżeli zatem chcemy ograniczyć lub nawet wyeliminować paliwa kopalne, trzeba wszystkie dotychczasowe źródła energii zastąpić innymi.
Niemiecka firma Luxcara specjalizująca się w budowie farm wiatrowych poinformowała niedawno, że swoją najnowszą farmę wiatrową zbuduje z największych turbin wiatrowych na świecie o mocy 18,5 MW każda. Nietypowe w tej decyzji jest jednak pochodzenie turbiny, bowiem mówimy tutaj o turbinach chińskich. Wdrożenie tego pomysłu w życie będzie oznaczało dotychczas opóźniane wejście chińskich producentów turbin na rynek europejski.
Nie ma zatem co się łudzić, decyzja ta nie pozostanie bez reakcji na całym rynku energetycznym w Europie. Chińscy producenci mogą dominować nad rodzimymi producentami skalą produkcji i kosztami. Doświadczyliśmy tego chociażby w sektorze motoryzacyjnym. Niedawne wejście chińskich samochodów elektrycznych na rynek europejski zmieniło sytuację na rynku. Chińskie produkty okazały się bowiem znacznie tańsze od europejskich i amerykańskich, wymuszając na wspólnocie rozważenie wprowadzenia regulacji, które miałyby wyrównywać szanse producentów europejskich w nierównej walce z subsydiowaną przez Pekin produkcją w Państwie Środka.
Czytaj także: Największa turbina wiatrowa na świecie rozpoczęła pracę! Jej rozmiary trudno sobie wyobrazić
Według oświadczenia przedstawicieli Luxcara, nowa niemiecka farma wiatrowa będzie składała się z 16 turbin o mocy 18,5 MW wyprodukowanych przez MingYang Smart Energy.
Cała instalacja miałaby zacząć produkcję energii elektrycznej już za cztery lata. Przy pełnej mocy farma mogłaby zaspokajać zapotrzebowanie na energię elektryczną 400 000 gospodarstw domowych w Niemczech.
Dokładnie tak jak w przypadku samochodów elektrycznych, dotąd europejski rynek energetyki wiatrowej korzystał z turbin produkowanych przez GE, Siemens oraz Vestas. Wprowadzenie na ten rynek chińskiej konkurencji z pewnością zmieni sytuację tych firm. Sama Luxcara przekonuje, że w wielomiesięcznym procesie wyboru kontrahenta przeprowadzono wszystkie wymagane prawem badania zgodności kontraktu z przepisami unijnymi, także tymi które dotyczą ochrony środowiska czy cyberbezpieczeństwa.
Co jednak ważne, pomimo tego, że mamy do wyboru producentów europejskich, to jeden żaden z nich nie produkuje tak dużych turbin o tak wysokiej mocy jak MingYang Smart Energy. Gdyby zatem trzeba było skorzystać z produktów rodzimych, do wygenerowania tej samej ilości energii konieczne byłoby wykorzystanie znacznie większej liczby mniejszych turbin, co oznaczałoby spory wzrost kosztów, a tym samym niższą opłacalność całego projektu.
Czytaj także: Fiu, fiu, ale bydlę. Chiny pokazały największą turbinę wiatrową na świecie
Nie zmienia to faktu, że europejscy producenci turbin wiatrowych ostrzegło już niemiecki rząd o tym, że realizacja farmy Waterkant będzie oznaczała udostępnienie chińskiemu podmiotowi dostępu do krytycznej infrastruktury energetycznej.
Jak informują media, także Komisja Europejska przygląda się uważnie sytuacji i bada, czy chińscy producenci turbin wiatrowych mogą potencjalnie zaburzyć równowagę na dotychczasowym rynku europejskiej energetyki wiatrowej. Jeżeli KE dojdzie do takich wniosków, teoretycznie mogłoby skorzystać z takiego samego rozwiązania, co w przypadku samochodów elektrycznych, tj. nałożyć dodatkowe cła na turbiny wiatrowe z Chin, aby obniżyć ich konkurencyjność. Powstaje jednak pytanie, czy takie działanie nie byłoby jednocześnie utrudnianiem procesu przechodzenia na odnawialne źródła energii.
Jedno jest pewne: cokolwiek w tej sprawie okaże się w Niemczech, będzie miało wpływ na politykę energetyczną w innych krajach Unii Europejskiej. Chociażby z tego powodu warto się przyglądać rozwojowi sytuacji.