Gigantyczny rozbłysk na Słońcu. Silniejszy od tego, który w maju doprowadził do rekordowej zorzy

Już w nocy z 30 na 31 lipca 2024 roku mieszkańcy dużych połaci półkulki południowej będą mieli szansę na dostrzeżenie na niebie zorzy polarnej. W ciągu zaledwie kilku kolejnych godzin dotrą do naszej planety obłoki plazmy wyrzucone z powierzchni Słońca kilka dni temu. Wszystko jednak wskazuje na to, że najważniejsze wydarzenia aktywności fizycznej w tym roku mamy już za sobą.
Gigantyczny rozbłysk na Słońcu. Silniejszy od tego, który w maju doprowadził do rekordowej zorzy

10 maja 2024 roku zorze polarne widoczne nie tylko w Polsce, ale także znacznie dalej na południe zdumiały zarówno naukowców, jak i miłośników nieba na całej Ziemi. Wtedy to do powierzchni naszej planety dotarło rekordowe siedem obłok plazmy wyrzuconej ze Słońca w ciągu poprzednich czterech dni. Burza magnetyczna była dzięki temu wprost spektakularna, a zorze nieporównywalne z tym, co można było zobaczyć przez ostatnich kilka dekad.

Wszystko jednak wskazuje, że dopiero kilka tygodni po tym wydarzeniu na Słońcu doszło do zdecydowanie najsilniejszego rozbłysku całego trwającego obecnie cyklu słonecznego.

Czytaj także: Zorze polarne nad Polską nadchodzą! Czeka nas kolejna burza geomagnetyczna

Tydzień temu, 23 lipca 2024 roku sonda kosmiczna Solar Orbiter zarejestrowała na powierzchni Słońca rozbłysk absolutnie rekordowej klasy X14. Na Ziemi go nie odczuliśmy, bowiem zarówno Solar Orbiter, jak i źródło rozbłysku znajdowały się po drugiej stronie Słońca, której akurat z Ziemi nie było widać.

Owszem, warto tutaj zaznaczyć, że ubiegłotygodniowemu rozbłyskowi daleko było do rekordowego, który zarejestrowano w 2003 roku. Siłę tamtego rozbłysku oszacowano na X45. Tymczasem ubiegłotygodniowy to „jedynie” klasa X14.

Nie zmienia to faktu, że gdyby ten rozbłysk skierowany był w stronę Ziemi, mógłby nawet spowodować awarię sieci energetycznej na znaczącej powierzchni naszej planety, co z pewnością spowodowałoby potężne zamieszanie.

Naprawdę silne rozbłyski słoneczne są wbrew pozorom dla nas niebezpieczne. Warto tutaj przypomnieć o burzy geomagnetycznej zwanej zdarzeniem Carringtona, do której doszło w połowie XIX wieku. Gdyby teraz doszło do takiej burzy, mogłaby ona doprowadzić do awarii sieci energetycznej, przepalenia transformatorów, co z kolei spowodowałoby reakcję łańcuchową, w której przeciążona pozostała część sieci także ulegałaby awarii. W pesymistycznym scenariuszu moglibyśmy stracić sieć energetyczną na powierzchni całego kontynentu. Jeżeli dołożymy do tego fakt, że odbudowanie sieci i przywrócenie zasilania mogłoby potrwać miesiące, a nawet i lata, możemy sobie wyobrazić w jak drastycznie innej sytuacji byśmy się nagle znaleźli.

Słońce, w okolicach maksimum swojej aktywności w 25. cyklu nie próżnuje. Badacze zauważają, że oprócz rozbłysku klasy X14, 20 maja doszło do rozbłysku klasy X12, a w połowie lipca 2023 roku do innego rozbłysku klasy X10. Tak się przypadkiem złożyło, że żaden z nich nie był widoczny z powierzchni Ziemi, do wszystkich doszło na niewidocznej z Ziemi stronie Słońca.

Warto tutaj jednak pamiętać, że aktywny obszar, który był źródłem rozbłysku sprzed tygodnia, dzięki obrotowi Słońca wokół własnej osi, za kilka dni znajdzie się na widocznej z Ziemi stronie Słońca. Nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie przyjdzie mu do głowy wyemitować kolejnego silnego rozbłysku.