Porzuciłem granie na komputerze i spędziłem dwa tygodnie z MSI Claw. Czy było warto?

Wyjątkowy handheld, którego powstanie nadal stanowi jedną wielką tajemnicę. Powiedzieć, że MSI Claw zaliczył słabą premierę, to jakby nie powiedzieć nic, ale o tym zapewne już słyszeliście. Dlatego też testy przeprowadzane dziś, czyli całe kilka miesięcy od debiutu tej konsolki-peceta, są arcyważne, bo wedle producenta większość jego problemów miała zostać rozwiązanych za sprawą aktualizacji, a wydajność miała tym samym wzrosnąć.
Porzuciłem granie na komputerze i spędziłem dwa tygodnie z MSI Claw. Czy było warto?

Pierwsze chwile z MSI Claw

Jeśli radość kogokolwiek dziecka dostającego wymarzone klocki Lego na święta nie jest wam obca, to dokładnie tak można zareagować na pierwsze chwile z MSI Claw. Co tu dużo mówić, dla wielu osób taki sprzęt to wręcz spełnienie marzeń, bo mobilny sprzęt do grania w ulubione tytuły, które były do tej pory ograniczone albo do stacjonarnych komputerów, albo laptopów kosztujących krocie i wymagających noszenia ze sobą kontrolera. Sam zresztą traktuję MSI Claw, jako taki “w pełni gamingowy laptop”, bo tak jak na laptopie możemy grać z gamepadem, tak z Clawa możemy zrobić pewnego rodzaju mobilną stację roboczą, o ile zainwestujemy dodatkowo w specjalną stację dokującą. 

Czytaj też: Test laptopa MSI Raider GE68 HX 14V. NVIDIA GeForce RTX 4090 robi różnicę

MSI Claw dociera do nas w sporym, świetnie prezentującym się kartonie, który oprócz konsoli skrywa również 65-watowy zasilacz/ładowarkę. Sama forma MSI Claw zaskakuje już na samym początku przede wszystkim przez swoje gabaryty, jak i projekt. Z jednej strony nie jest to wcale taki mały sprzęt, bo mierzy 294 mm długości i 117 mm szerokości, a jego grubość dobija do ponad 21 mm, ale przyjemnie niska waga rzędu 675 gramów rozłożona na dwie dłonie, które wpasowują się wręcz idealnie w ergonomiczny projekt, to od samego początku gwarancja wysokiej ergonomii. Trudno się temu dziwić, bo z jednej strony MSI zaprojektowało ten sprzęt tak, aby wpisywał się idealnie w naturalny kształt dłoni, a z drugiej firma zastosowała przyjemne w dotyku, matowe i niebrudzące się łatwo tworzywo sztuczne. Efekt? Na MSI Claw możecie przegrać pół nocy, a i tak nie zmęczycie zanadto swoich dłoni czy palców, bo większość ciężaru przypada właśnie na śródręcze. Pamiętajcie jednak, że na komfort rodem z np. kontrolera DualShock 5 nie ma co liczyć przez różnicę wagi (675 vs 280 gramów).

Jako że MSI Claw przypomina wydłużony na środku pełnoprawny kontroler, w którego wsadzono wielki ekran, konstrukcja tego sprzętu nie powinna was zdziwić. Jednak poza tradycyjnym Xbox-owym układem przycisków i gałek z dodatkiem podświetlenia (gałki i triggery bazują na efekcie Halla), MSI musiało również zadbać o odpowiednio duże wloty i wyloty powietrza oraz dodatkowe przyciski do wyeliminowania możliwie największych wad systemu Windows na tego typu sprzęty. Stąd właśnie dwa dedykowane przyciski obok ekranu do specjalnych aplikacji, które budują całe wrażenie gamingowości tego sprzętu. Producent umieścił też na górnej krawędzi port USB-C Thunderbolt 4 (wspiera oczywiście technikę PowerDelivery i DisplayPort) dwa przyciski regulacji poziomu głośności, pojedyncze gniazdo audio, czytnik kart microSD oraz przycisk on/off ze wbudowanym czytnikiem linii papilarnych.

MSI zdecydowało się pójść o krok dalej i poza samą konsolką, sprzedaje również dwa ciekawe dodatki. Mowa zarówno o stacji dokującej z wysuwaną klapką na Clawa, która po podłączeniu jej do konsoli za pośrednictwem dołączonego przewodu Thunderbolt 4 pozwoli wam zrobić z Clawa coś w rodzaju laptopa, do którego podepniecie peryferia (dzięki 2xUSB-A i 2xUSB-C 3.2 Gen 1), monitor (HDMI 2.0 4K 60 Hz), a nawet przewodowy Internet o transferze do 1000 Mb/s. Zestaw akcesoriów do MSI Claw obejmuje z kolei bardzo dobrej jakości etui podróżne z opcją podstawki i zabezpieczenia kłódką oraz dodatkowym miejscem na miniaturową klawiaturę, karty pamięci i przewody, szkło hartowane do osłony dotykowego ekranu, wyjątkowy brelok oraz smycz, dodatkowo chroniącą wasz sprzęt od upadku na ziemię. 

MSI Claw – skąd ta wyjątkowość?

Claw odznacza się na rynku handheldów przede wszystkim swoim układem obliczeniowym. Tak jak konkurencja postawiła na rozwiązania AMD, tak MSI zdecydowało się na układy Intela, które wyróżniają się przede wszystkim swoją zróżnicowaną mieszanką rdzeni w procesorze centralnym. Co to oznacza? Ano to, że zamiast jednego rodzaju rdzeni o wysokiej wydajności, procesory w MSI Claw, zaliczające się do serii Intel Core Ultra wykorzystują zarówno dwa rodzaje rdzeni (Efficiency i Low Power Efficiency) nadających priorytet możliwie najniższemu zużyciu energii w chwilach, kiedy jest to sensowne (np. podczas przeglądania Internetu), jak i rdzenie o czysto obliczeniowej potędze, które są kluczowe m.in. podczas grania.

MSI Claw A1M występuje w wersji A1M-065PL i A1M-064PL, z czego w moje ręce wpadł ten drugi wariant, który różni się od słabszego modelu tylko i wyłącznie procesorem (Core Ultra 7 155H vs Core Ultra 5 135H). Największa różnica? Okazalsza o 6144 KB pamięć L3 i dwa dodatkowe rdzenie Performance i taktowanie Turbo niższe o 200 MHz (4,8 vs 4,6 GHz) dla rdzeni Performance i o 200 dla rdzeni Efficiency (3,8 vs 3,6 GHz), bo Core 7 Ultra 155H oferuje sześć rdzeni Performance, osiem rdzeni Efficiency oraz dwa Low Power Efficiency. Oba procesory mają też ten sam zintegrowany procesor graficzny Arc z ośmioma rdzeniami i 1024 jednostkami cieniującymi o TGP 28 watów, ale Ultra 155H rozkręca się nie od 2200, a do 2250 MHz, co gwarantuje wydajność wyższą o 0,1 TFLOPS. Oba procesory mogą jednak pożreć do nawet 115 watów na Power Limit 2, ale w przypadku MSI Claw w grę wchodzi zakres PL1, czyli ten od 20 do 65 watów. 

Poza procesorem łączącym CPU oraz iGPU o wysoką wydajność ma dbać również 16 GB pamięci operacyjnej LPDDR5-6400 w formie dwóch 8-GB układów oraz umieszczony w slocie M.2 2230 dysk SSD PCIe 4.0 o pojemności 512 GB. Chłodzeniem tego wszystkiego, a przede wszystkim procesora, zajmuje się innowacyjny system Cooler Boost Hyperflow, który wykorzystuje dwa wentylatory do pobierania powietrza spod konsoli i kierowania go najdalej od użytkownika, bo na tył konsoli. Za zasilanie tego odpowiada albo bezpośrednio dołączona ładowarka, albo wbudowany akumulator o pojemności 53 Wh.

Z kolei za to, aby granie na MSI Claw było czystą przyjemnością, gwarantuje zestaw silniczków oraz zarówno świetny 7-calowy wyświetlacz dotykowy IPS o rozdzielczości Full HD i 120-Hz odświeżaniu z 100% pokryciem palety sRGB, jak i zestaw głośników stereo o mocy 2 watów każdy, który gwarantuje zaskakująco wysoką jakość wrażeń audiowizualnych. Najbardziej zaskoczyły mnie same głośniki, brzmiące po prostu tak fenomenalnie, że szybko zrezygnowałem z grania na Clawie z wykorzystaniem słuchawek Bluetooth. Swoją drogą, bezprzewodowe technologie łączności tego handhelda obejmują ultranowoczesne Wi-Fi 7 oraz Bluetooth 5.4, więc możecie mieć pewność, że za kilka lat nadal MSI Claw będzie wspierał najbardziej zaawansowane protokoły łączności tego typu. 

Jak gra się na MSI Claw?

Największą zaletą handheldów jest ewidentnie zupełnie nowy charakter konsumowania gier w dowolnym miejscu i bez żadnego kombinowania. Najważniejsze jest jednak to, że MSI Claw możecie traktować zarówno jako stacjonarny, jak i mobilny sprzęt, zyskując w tym pierwszym przypadku całkowitą niezależność od stanu akumulatora oraz wyższą płynność w grach. Jeśli o tym już mowa, tak prezentują się wyniki w wybranych tytułach o przeróżnym zaawansowaniu graficznym:

Czytaj też: MSI pokazało dziesięć nowych maszyn SI dla graczy i twórców treści

Na MSI Claw zagracie we wszystko – zarówno starsze, jak i nowsze gry. Te niewspierające gamepada (głównie starsze lub Indie) są tutaj największym problemem, ale jeśli połączycie do handhelda np. myszkę i klawiaturę po Bluetooth, to ten ot tak zniknie. W produkcjach AAA pokroju Elden Ringa, Wiedźmina 3 czy Cyberpunka 2077 możecie liczyć na około 60-90 minut grania przy ustawieniu najwyższego poziomu wydajności oraz maksymalnej jasności ekranu, co możecie zwykle wydłużyć do około dwóch, a może nawet dwóch i pół godziny (zależnie od gry) przy zejściu do trybu oszczędzania energii oraz zmniejszenia jasności wyświetlacza. Gry pokroju Hadesa czy Hadesa 2 są jednak najlepsze do grania wtedy, kiedy wytrzymałość akumulatora jest kluczowa, bo po obniżeniu rozdzielczości do HD, ustawień graficznych na niskie i wybrania najbardziej energooszczędnego profilu, możecie liczyć nawet na ponad cztery godziny zabawy, czyli w przybliżeniu trzy-cztery pełne próby zabicia głównych bossów.

Powyżej możecie też obejrzeć różnice w zachowywaniu się sprzętu zależnie od ustawień zasilania podczas grania w Wiedźmina 3. Różnica pobieranej energii między graniem na najwyższym ustawieniu wydajności po podpięciu do ładowarki a najniższym wynosi około 31 watów (60 vs 29 watów). Pobór mocy bez ładowarki na najwyższym poziomie wydajności sięga z kolei 53 watów, co tłumaczy widoczne na wykresach różnice. Podobne różnice można też zauważyć w benchmarkach.

Dla kogo jest MSI Claw?

MSI Claw podobnie jak inne handheldy na Windowsie, to w gruncie rzeczy taki laptop, którego klawiaturę zastąpiono ekranem, a do boków przyspawano prawą i lewą część kontrolera. Ma to swoje zalety w postaci możliwości korzystania z tego sprzętu, jak z laptopa po podłączeniu go ze stacją dokującą. Nieważne, jak bardzo nieobeznani jesteście z Windowsem, korzystając z MSI Claw będziecie ciągle odczuwać wrażenie, że system nie jest dobrze dostosowany do tego sprzętu. Tyczy się to zarówno codziennego korzystania z niego przez formę interfejsu, jak i charakteru działania, któremu bardzo, ale to bardzo brakuje smartfonowego charakteru związanego zarówno z niską energożernością, jak i responsywnością. Na całe szczęście firma MSI ominęła ograniczenia systemu Microsoftu, dorzucając do Clawa dwie specjalne nakładki, które upraszczają codzienne korzystanie ze sprzętu. 

Mimo początkowego zachwytu handheldami, którego zapoczątkowała zapowiedź Steam Decka, od ich zakupu zawsze powstrzymywał mnie brak czasu na granie w gry i świadomość, że kiedy już w coś będę grał, to będzie to coś, w co ewidentnie lepiej pograć się na wydajniejszym sprzęcie i większym ekranie. Zwłaszcza że jestem od lat wielkim zwolennikiem połączenia myszki i klawiatury. Sprawdzenie MSI Claw w praktyce było więc dla mnie świetną okazją, aby prywatnie upewnić się, że świat handheldów rzeczywiście jest zarezerwowany wyłącznie dla konkretnej grupy odbiorców. Odbiorców, którzy np. podobnie jak ja, mają gamingowego peceta, laptopa do pracy biurowej i jednocześnie nie mają żadnej konsoli, która kusi sobą co wieczór w salonie. W takim układzie handheld to rzeczywiście ciekawy sprzęt. Może nie całkowicie idealny, jeśli jesteście przyzwyczajeni do grania na dobrym sprzęcie stacjonarnym, ale ewidentnie ciekawie rozszerza możliwości realizowania swojej pasji grania w gry. 

Czytaj też: Test MSI MPG 321URX QD-OLED – o wszechmocny OLED-zie!

Przyznam, że pogranie w Elden Ringa, Wiedźmina 3 czy Hadesa 2 w środku lasu, nad rzeką, na górze przed wschodem słońca czy nawet po prostu na kanapie ma swój urok. To samo można oczywiście zrobić z laptopem i padem, ale jednak forma handhelda i jego mały ekran, gwarantujący wyższą jakość obrazu na niższej rozdzielczości, dodaje do całego doświadczenia tego czegoś, co kojarzy się z młodością i mobilnymi konsolkami na baterie. Cena tego unikalnego wrażenia moim zdaniem jest warta wszystkich pieniędzy… o ile takiego właśnie wrażenia pożądacie. Sam fakt, że po 8-godzinnej pracy przed monitorem, możecie po prostu wziąć w dłoń niby-konsolę i zagrać praktycznie we wszystko ze Steamowej, GoGowej czy Xboxowej biblioteki, odcinając się od sprzętu służącego do codziennej pracy, jest po prostu na wagę złota. Oczywiście tylko dla tych osób, które kusi wizja tego typu.

Dziś kupno MSI Claw jest o tyle kuszące, że handheld ten już stosownie staniał i sugerowana cena dla klienta wynosi 2199 lub 2599 złotych (zależnie od wersji). Można także dokupić do konsoli akcesoria i stację dokującą. Promocje są aktualnie dostępne w największych polskich sklepach z elektroniką.

Lokowanie produktu: MSI