W przeciwieństwie do planet, planet karłowatych i planetoid, które krążą wokół Słońca po względnie kołowych orbitach, komety jednak pojawiają się zwykle bez ostrzeżenia, przybywając do wewnętrznej części Układu Słonecznego z odległych rejonów Układu Słonecznego lub nawet z Obłoku Oorta, oddalonego od nas nawet o 1 rok świetlny. Nigdy zatem nie wiadomo, kiedy jakaś nowa kometa pojawi się na nocnym niebie. Gdy już się jednak pojawiają, to astronomowie natychmiast ustalają trajektorię ich lotu i sprawdzają, kiedy planetoida zbliży się do Słońca, przeleci przez peryhelium swojej orbity i kiedy ponownie powróci w nasze rejony. Rodzina komet jest niezwykle bogata. Mamy bowiem obiekty, które powracają co kilkadziesiąt lat, ale i takie, które wracają raz na kilka tysięcy lat.
Czytaj także: W stronę Słońca leci kometa z Obłoku Oorta. Będzie spektakl na nocnym niebie?
W przypadku komety Tsuchinshan-ATLAS wiemy, że 12 października 2024 roku zbliży się ona do Ziemi na odległość 70,6 miliona kilometrów. Można naturalnie stwierdzić, że to całkiem spora odległość, wszak Księżyc znajduje się zaledwie 0,36 mln km od Ziemi. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać jak duży jest Układ Słoneczny. Promień orbity Neptuna, ostatniej (jak na razie) planety naszego układu planetarnego wynosi niemal 5 miliardów kilometrów. W takiej odległości zatem kometa mogłaby być faktycznie widoczna na nocnym, a nawet wieczornym niebie bardzo wyraźnie.
Tyle było planów na obserwację komety, a może z tego nic nie wyjść.
Sytuacja jednak się nieco zmieniła. W najnowszym artykule naukowym astronom Zdenek Sekanina wykazał, że zanim kometa dotrze do najbliższego Ziemi punktu swojej orbity, to rozpadnie się na kilka fragmentów. Więcej, według astronoma, już teraz C/2023 A3 wykazuje pierwsze oznaki rozpadania się. To bardzo zły znak, bowiem należy pamiętać, że jeszcze do 27 września kometa będzie zbliżała się do Słońca, a więc każdego dnia będzie otrzymywała znacznie więcej promieniowania słonecznego. Jeżeli do tego dnia w ogóle wytrzyma, to zbliży się na odległość 58,6 milionów kilometrów, czyli porównywalną ze średnią odległością Merkurego od Słońca.
Czytaj także: Słońce rozrywa kometę na kawałki, a astronomowie mogą śledzić ten proces
Jeżeli kometa już teraz zaczyna się rozpadać, to w ciągu najbliższych dwóch miesięcy może po prostu rozsypać się na części i zniknąć. Nie jest to jednak zachowanie nietypowe dla komet pochodzących z Obłoku Oorta.
Autor opracowania wskazuje, że słaby warkocz pyłowy obserwowany za jądrem komety wskazuje na to, że kometa ma dużą szansę zniknąć zanim jeszcze osiągnie peryhelium orbity. W takiej sytuacji, już nic do nas się nie zbliży 12 października. Dopóki jednak do tego nie dojdzie, astronomowie planują uważnie śledzić kometę na nocnym niebie. Jakby nie patrzeć, niezależnie od tego, czy przetrwa ona zbliżenie do Słońca, czy też nie, dowiemy się czegoś nowego o tych unikalnych obiektach.