Magazynowanie energii wejdzie na nowy poziom? Tajemniczy kontener na lotnisku w Amsterdamie

Można pomyśleć, że temat magazynowania energii mamy już ‘obcykany’, prawda? Tyle, że nie do końca, bo biorąc pod uwagę chociażby koszty wydobycia i przetwarzania litu (pierwiastka z rodziny metali ziem rzadkich) prędzej czy później dojdziemy do przysłowiowej ściany, nie wspominając o negatywnym wpływie całego procesu na środowisko naturalne. Tymczasem remedium jest na horyzoncie i to już od dość dawna, a wspomniany tajemniczy kontener jaki pojawił się niedawno na terenie portu lotniczego Amsterdam-Schiphol, symbolizuje kolejny krok w rozwoju tego obiecującego przedsięwzięcia.
Magazynowanie energii wejdzie na nowy poziom? Tajemniczy kontener na lotnisku w Amsterdamie

Nowe nie zawsze oznacza lepsze – najlepszy przykład to technologia, której początki sięgają aż cztery dekady wstecz do pewnego laboratorium w Cleveland w stanie Ohio. To właśnie tam już w latach 80. XX wieku naukowcy z Case Western Reserve University opracowali koncepcję pierwszych żelaznych akumulatorów przepływowych. Z oczywistych względów (w tamtych czasach ropa była tania i nikt poważnie nie myślał o długotrwałym magazynowaniu energii, nie wspominając o elektryfikacji) pomysł trafił do archiwum, w którym przeleżał 30 lat. 

Kiedy dwójka inżynierów chemików (Craig Evans i Julia Song) natknęła się na badania Case Western Reserve University, globalny krajobraz energetyczny wyglądał już zupełnie inaczej. Do sieci włączano ogromne elektrownie wiatrowe i słoneczne, a zależność od OZE stała się zdecydowanie bardziej widoczna w miksie energetycznym licznych krajów. Powołana do życia w 2011 roku firma ESS stała się próbą komercjalizacji rozwiązania stabilnego magazynowania energii, które chociażby pod względem długowieczności bije na głowę tradycyjne akumulatory litowo-jonowe.

Magazynowanie energii wymaga zmiany podejścia. Ratunkiem wiekowa technologia

Cytując Mateusza, który pisał o tej technologii już jakiś czas temu, żelazne akumulatory przepływowe do przechowywania energii wykorzystują wyjątkowy elektrolit łączący żelazo, sól i wodę. Ten do ładowania i rozładowywania wykorzystuje proces zwany reakcją redoks (to skrót od redukcji i utleniania). Dzięki temu ESS udało się wyeliminować potrzebę stosowania szeregu stałych ogniw lub modułów, osiągając lepszą pojemność magazynowania energii, bezpieczeństwo i wysoką skalowalność. Po więcej szczegółów odsyłam was do poniższego linku, z którego dowiecie się dużo więcej. Najważniejsze jest to, że tego typu akumulatory wykorzystują materiały, które są tanie, dostępne i nietoksyczne: żelazo, sól i wodę.

Tam gdzie przestrzeń nie stanowi większego problemu, a liczy się trwałość magazynowania energii technologia żelaznych akumulatorów przepływowych ma większy sens od baterii litowo-jonowych. Z drugiej strony te okazują się jak do tej pory niezastąpione w przenośnej elektronice – tam technologia rozwijana przez ESS nieprędko zawita (o ile w ogóle, bo nie do tego została stworzona).

Czytaj też: Akumulatory z żelaza, soli i wody kluczem do nowej ery energetyki? Firma ESS realizuje swoje marzenie żelaznych akumulatorów przepływowych

A dlaczego taki eksperyment miał okazję zawitać akurat w takie miejsce jak lotnisko w Amsterdamie? Inicjatywa jest częściowo dotowana w ramach unijnego programu TULIPS, mającego na celu przyspieszenie wykorzystania innowacyjnych i zrównoważonych technologii w celu zmniejszenia emisji na lotniskach. I jak już teraz zapowiada Sybren Hahn, dyrektor wykonawczy ds. infrastruktury lotniska Schiphol, jeśli wyniki testu okażą się pomyślne, w przyszłości pojawi się więcej przepływowych żelaznych akumulatorów firmy ESS, a docelowo cały sprzęt naziemny na lotnisku w Amsterdamie stanie się bezemisyjny i elektryczny.