Testy naziemne mechanizmu przeładunkowego VLS Marynarki Wojennej USA
Mimo swojej potęgi okręty wojenne amerykańskiej marynarki nie są idealnie, jeśli idzie akurat o prowadzenie długich misji. Nieważne, jak bardzo uzbrojony jest dany okręt – w toku bitwy jego niszczycielski potencjał może spaść do zera, kiedy wyrzutnie zaczną świecić pustkami. Mowa tutaj nie o wyrzutniach torped, które można uzupełniać podczas operacji bojowych, a wyrzutniach VLS, czyli systemie pionowego odpalania. Te aktualnie są domem dla przeróżnych pocisków o zdolnościach zwalczania celów powietrznych, naziemnych i nawodnych, ale ich ponowne uzupełnienie wymaga powrotu do portu, co znacznie utrudnia planowanie bitew.
Czytaj też: Będą obserwować, ale nie zobaczą nic. Amerykanie zrobili z tego drona szpiega idealnego
Dlatego też Marynarka USA w przeszłości zaczęła eksperymenty na krążownikach typu Ticonderoga i wczesnych niszczycielach typu Arleigh Burke, w których główną rolę odgrywały dźwigi. Te jednak ostatecznie uznano za niepraktyczne i niebezpieczne z powodu wyzwań związanych ze względnym ruchem między okrętami. Dlatego też teraz, całe dwie dekady od rozpoczęcia rozważań na temat koncepcji przeładunku wyrzutni VLS na morzu, wreszcie zaczęto stawiać na dedykowane i unikalne rozwiązania. Mowa o TRAM (Transferrable Rearming Mechanism), czyli Przenośnym Mechanizmie Zbrojenia, który w zeszłym tygodniu pomyślnie zakończył pierwszy test naziemny.
TRAM to innowacyjny system, który ma na celu umożliwienie przeładunku komórek systemu pionowego odpalania podczas rejsu, co ma stanowić wręcz rewolucyjny krok w operacjach morskich. Został zaprojektowany do rozwiązania problemów wcześniejszych systemów poprzez stabilizację względnego ruchu między statkami podczas operacji przeładunkowych. Zdolność TRAM do działania nawet na wzburzonych wodach znacznie zwiększy elastyczność logistyczną amerykańskiej marynarki, odporność oraz ilość i tempo przeprowadzania długodystansowych ataków rakietowych. Ta zdolność jest szczególnie istotna, biorąc pod uwagę rosnącą potrzebę ciągłych operacji w strategicznych regionach, takich jak Indo-Pacyfik.
Czytaj też: Wywiadowczy dron uzbrojony po zęby. Właśnie tak Amerykanie rozumieją obronność
Chociaż szczegóły techniczne TRAM pozostają nieujawnione, wiadome jest, że system ułatwia transfer rakiet z jednostki zaopatrzeniowej na okręt. Działa więc mniej więcej tak, jak system transferu paliwa, a przynajmniej w uproszczeniu. W przeciwieństwie do wcześniejszych metod, TRAM gwarantuje pewne i bezpieczne przymocowanie kanistrów rakietowych podczas transferu, zmniejszając ryzyko wypadków. Przynajmniej na papierze. Niedawny naziemny test obejmował wprawdzie analizy i monitorowanie w czasie rzeczywistym poszczególnych elementów, dostarczając cennych danych do dalszego udoskonalania systemu, ale to test na morzu wskaże bezpośrednio, czy TRAM ma sens. Zaplanowano go z kolei już na jesień.