Odnawialne źródła energii w drodze na szczyt. Australijczycy wiedzą, jak do tego doprowadzić

Paliwa kopalne trudno jeszcze określać mianem pieśni przeszłości, ale z pewnością jesteśmy bliżej takiego stanu niż kilka lat temu. Zdaniem części ekspertów do zapewnienia im przewagi mogłyby posłużyć akumulatory sodowo-jonowe.
Odnawialne źródła energii w drodze na szczyt. Australijczycy wiedzą, jak do tego doprowadzić

Wśród orędowników takiego twierdzenia znajduje się Peter Newman z Curtin University. Jak wyjaśnia, w odniesieniu do technologii pokroju paneli fotowoltaicznych i turbin wiatrowych można bezproblemowo zidentyfikować zarówno ogromne zalety, jak i zdecydowane wady. Wśród tych pierwszych bez wątpienia wymienimy brak emisji szkodliwych dla środowiska gazów czy regularnie spadające koszty produkcji energii. 

Czytaj też: Głębokowodny dwugłowy behemot. Ta turbina wiatrowa ma sprostać huraganom 5. kategorii

Nie sposób jednak pominąć mniej pozytywne kwestie, takie jak wysoka podatność na aktualnie panujące warunki pogodowe. Zachmurzone niebo czy osłabione podmuchy wiatru mogą sprawić, że panele i turbiny przestaną dostarczać energii. A bez tego trudno uznać je za niezawodne. Naukowcy o tym wiedzą, dlatego od dawna prowadzą badania poświęcone akumulatorom, które mogłyby w tani i wydajny sposób gromadzić produkowaną energię.

Magazyny energii byłyby idealnym zabezpieczeniem w krótkich i długich skalach czasowych. Mogłyby zapewniać ciągłość dostaw na przykład po zachodzie słońca, po ustaniu podmuchów wiatru czy też w okresie jesienno-zimowym, kiedy do powierzchni naszej planety dociera znacznie mniej promieniowania słonecznego aniżeli wiosną i latem. W realizacji tego celu, tj. zapewnieniu skutecznego sposobu gromadzenia energii pochodzącej z technologii OZE, mogą pomóc akumulatory sodowo-jonowe.

Akumulatory sodowo-jonowe miałyby sprawić, że odnawialne źródła energii zyskają kolejny argument za nimi przemawiający

O ile baterie litowo-jonowe, mające największą popularność, całkiem nieźle sprawdzają się w kontekście krótkoterminowego magazynowania energii, tak w przypadku długoterminowych zastosowań wypadają zdecydowanie gorzej. Właśnie z tego względu potrzeba alternatyw. Według Newmana wariant sodowo-jonowy mógłby świetnie sprawdzić się w tej roli. 

Poza oczywistymi zaletami tych baterii często pomija się także inny aspekt. Akumulatory sodowo-jonowe, ze względu na podobieństwo procesu produkcyjnego, mogłyby powstawać w tych samych zakładach, co ich litowo-jonowe odpowiedniki. Poza tym sód jest zdecydowanie powszechniejszym pierwiastkiem na Ziemi niż lit, dzięki czemu jego wydobycie jest łatwiejsze i tańsze.

Czytaj też: W Chinach powstał akumulator, który może się rozciągać w imponujący sposób. Elastyczna bateria już działa 

Istotnym czynnikiem w odniesieniu do wydobycia jest zdecydowanie bardziej ekologiczne podejście, które występuje w przypadku sodu. Produkowane na jego bazie akumulatory cechują się wyższą żywotnością, dlatego ich okres przydatności powinien być zdecydowanie dłuższy. Niestety, są też pewne wady tej technologii, a największą wydaje się relatywnie niska gęstość energii – szczególnie w zestawieniu z bateriami litowo-jonowymi. 

Inżynierowie na szczęście czynią pewne postępy i tworzą urządzenia, które okazują się lepsze od dotychczasowych pod względem gęstości energii. Te z 2022 roku osiągały wyniki porównywalne do akumulatorów litowo-jonowych z… 2012 roku. To oczywiście wciąż spora różnica, ale jak widać, sodowo-jonowa konkurencja pozostaje w zasięgu wzroku. O tym, że nie należy deprecjonować tej technologii najlepiej świadczą raporty wskazujące na możliwość ich masowej produkcji już w 2027 roku. Do 2030 roku miałyby mieć spory udział na rynku energetycznym, dorównując pod względem przydatności akumulatorom litowo-jonowym.