Rynek przeglądarek internetowych wygląda tak, że w znacznym stopniu dominują go rozwiązania oparte o silnik Chromium. Zalążki jego kodu źródłowego pojawiły się w sieci jeszcze we wrześniu 2008 roku, a od tego czasu rozwiązanie udało się uczynić kompatybilnym z platformami x86-64 czy ARM. Jednym z wyróżników tych rozwiązań jest opcja korzystania z rozszerzeń, które łatwo jest przenosić między różnymi przeglądarkami.
O ile wyciąganie danych i łączenie się z rozmaitymi witrynami są pożądane, gdy chcemy na przykład sprawdzać aktualną liczbę wiadomości na skrzynce pocztowej, tak samym uruchomieniem nie chcemy zgadzać się na wysyłanie danych zewnętrznym podmiotom. W tym miejscu pewnie dałoby się opowiedzieć o tym, jak godząc się na politykę prywatności, godzimy się na wysyłanie danych do data brokerów, ale to nie temat na dziś. Dziś powiemy o tym, jak Google, wykorzystując martwą usługę, wyciągało szereg informacji podczas codziennego korzystania z internetu.
Google Hangouts nie do końca umarło. Ten trup straszy tych, którzy boją się o swoje dane
Jeżeli korzystacie z przeglądarek bazujących na Chromium, to w ich bazie oprogramowania może znajdować się ukryte rozszerzenie o ciekawej nazwie: “hangout_services”. Skojarzenie z Google Hangouts, który działał w latach 2013-2020 (choć wyłączenie SMS-ów nastąpiło tam w 2016 roku, a podzielenie aplikacji na Meet i Chat – w 2017 roku), jest jak najbardziej słuszne. Na trop wpadł deweloper Luca Casonato z Holandii.
So, Google Chrome gives all *.google.com sites full access to system / tab CPU usage, GPU usage, and memory usage. It also gives access to detailed processor information, and provides a logging backchannel.
— Luca Casonato 🏳️🌈 (@lcasdev) July 9, 2024
This API is not exposed to other sites – only to *.google.com.
API potrafi się dobrze zamaskować. W Google Chrome nie znajdziemy takiego rozszerzenia go poprzez konsumencką wyszukiwarkę, a do tego samo rozszerzenie w żadnym momencie nie prosi nas o zgodę, by móc korzystać z danych. Czuję, że na tym polu może rozgorzeć dyskusja w Komisji Europejskiej.
Czytaj też: Najpierw iOS, teraz iPadOS. Unia Europejska wymusza kolejne zmiany
Zanim jednak do tego dojdzie, ustalmy kilka faktów. Czym zajmuje się to rozszerzenie? Dzięki wyciągnięciu jego kodu źródłowego na GitHub wiemy, że Google zaimplementowało narzędzia do:
- Informowaniu o wykorzystaniu procesora oraz układu graficznego;
- Informowaniu o użyciu RAM-u w czasie rzeczywistym z podziałem na system operacyjny oraz karty w przeglądarce;
- Zapisu stanu aktywności stron celem tworzenia raportów;
Rozszerzenie działa tylko wtedy, gdy korzystamy z witryn w domenie google.com i nie jest obecne w przeglądarkach niekorzystających z Chromium. Jednak biorąc pod uwagę, jak dominująca jest pozycja Google na wielu rynkach oraz jak wiele narzędzi oferują, nie zdziwiłoby mnie, gdyby znakomita większość użytkowników internetu na świecie była podatna na działanie takiego programu. A to daje przewagę Google, które może lepiej zrozumieć nasze nawyki.
Google wspiera swoje usługi, ale nie na każdej przeglądarce?
O tym, że Google potrafi zachowywać się niczym złośliwy monopolista, wiemy już od co najmniej kilku lat. W końcu głośnym tematem jest walka Youtube z rozwiązaniami blokującymi reklamy, na którą uwagę zwracał Andrzej. Rykoszetem przy tej okazji obrywały przeglądarki oparte o inne API niż Chromium, w tym Firefox, na którego forum pracownicy Mozilli sugerują celowe spowalnianie Youtube na ich przeglądarce.
W tym przypadku może się jednak okazać, że Google ma pełne prawo do tego, by gromadzić takie dane (choć najpewniej powinien wyraźnie o to pytać). Rzecznik Google przyznaje w rozmowie z The Register, że to rozszerzenie działa na dwa sposoby. Przede wszystkim optymalizuje konfiguracje aplikacji wideo i audio pod możliwości systemu i zapewnia Google zapis wszystkich awarii, co ma pomagać w rozwiązywaniu problemów.
Na ile to wszystko jest prawdą – tego zapewne nie dowiemy się, dopóki nikt nie wywrze na Google odpowiedniej presji. Wydaje się, że zgodnie z artykułem 6 Uchwały o rynkach cyfrowych, dawanie takiej przewagi własnym stronom względem innych przeglądarek nie powinno mieć miejsca.