We wtorek 16 lipca 2024 roku o godzinie 14:26 polskiego czasu na powierzchni burzliwego ostatnio Słońca doszło do potężnego rozbłysku klasy X. Rozbłysk został zarejestrowany przez sondę kosmiczną Solar Dynamics Observatory (SDO), która od razu zmierzyła intensywność promieniowania docierającego do niej ze Słońca. Jak się okazało, mieliśmy do czynienia z rozbłyskiem klasy X1,9, czyli nieco silniejszym niż w ostatni weekend, kiedy to na powierzchni naszej Gwiazdy Dziennej doszło do rozbłysku klasy X1,2.
Czytaj także: Słońce pokazuje swoją moc. Rozbłysk najsilniejszej klasy zakłócił komunikację radiową na sporej części Ziemi
Zazwyczaj rozbłyski klasy X są rzadkością, jednak teraz znajdujemy się w wyjątkowym okresie maksimum aktywności słonecznej, które pojawia się raz na jedenaście lat. To właśnie w tym okresie powierzchnia Słońca pokryta jest licznymi plamami słonecznymi, które generują rozbłyski słoneczne. Jakby tego było, części rozbłysków towarzyszą także koronalne wyrzuty masy, czyli zdarzenia, w których z powierzchni Słońca wyrzucane są potężne obłoki plazmy słonecznej, które następnie przemierzają przestrzeń międzyplanetarną. Kiedy taki obłok napotka na swojej drodze Ziemię, uderza w jej pole magnetyczne i powoduje prawdziwą burzę geomagnetyczną.
Doskonałym przypadkiem takiego zdarzenia jest burza geomagnetyczna z 10 maja 2024 roku, kiedy to magnetosfera naszej planety musiała zmierzyć się nie z jednym, a z co najmniej sześcioma obłokami plazmy wyrzuconymi w ciągu trzech wcześniejszych dni. Wtedy to też burza spowodowała powstanie zorzy polarnej, jakiej naukowcy i obserwatorzy nieba nie widzieli już od dekad, a być może od stuleci.
Wtorkowy rozbłysk nie wygenerował jednak żadnego koronalnego wyrzutu masy, więc na burzę geomagnetyczną póki co nie możemy liczyć.
Nie zmienia to faktu, że sam rozbłysk spowodował krótkie zakłócenia komunikacji radiowej na powierzchni Ziemi. Dzieje się tak ze względu na ogromną ilość promieniowania rentgenowskiego i ultrafioletowego emitowanego podczas rozbłysku. Takie promieniowanie docierając do Ziemi jonizuje górne warstwy atmosfery, przez co fale radiowe wchodzą w interakcje z elektronami i szybciej tracą energię, przez co nie docierają do celu.
Warto tutaj jednak pamiętać, że zdarzenia takie, szczególnie tej najsilniejszej kategorii może prowadzić do zakłóceń nie tylko systemów komunikacji radiowej, ale także konstelacji satelitów nawigacyjnych, a także infrastruktury energetycznej na powierzchni Ziemi. Pozostaje zatem trzymać kciuki za to, aby spotykały nas tylko takie rozbłyski jak ten z wtorku, które choć spektakularne, nie mają większego wpływu na nasze życie.