Słońce pokazuje swoją moc. Rozbłysk najsilniejszej klasy zakłócił komunikację radiową na sporej części Ziemi

Po niezwykle interesującym maju, w którym na powierzchni Słońca dochodziło do licznych i silnych rozbłysków i koronalnych wyrzutów masy, ostatnio mierzyliśmy się ze względnie spokojnymi jak na maksimum aktywności słonecznej tygodniami. Pogoda kosmiczna sprzyjała, a na Słońcu nic szczególnego się nie działo. Wiadomo było jednak, że ten stan nie może trwać wiecznie.
Słońce
Słońce

Obserwatorzy Słońca naturalnie obserwowali pomniejsze rozbłyski i wszelakie struktury powstające na powierzchni gwiazdy, ale wydarzenia na powierzchni Słońca nie przekładały się jakoś szczególnie na otoczenie naszej planety. Tak przynajmniej było do niedzieli, 14 lipca.

Jak donoszą serwisy monitorujące aktywność Słońca przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, o godzinie 4:34 polskiego czasu w niedzielę, dokładnie o wschodzie Słońca z terytorium Polski na powierzchni Słońca doszło do kolejnego silnego rozbłysku.

Czytaj także: Coś dziwnego się dzieje z polem magnetycznym Ziemi. To ono chroni nas przed wybuchami na Słońcu

Sonda kosmiczna Solar Dynamics Observatory, która bezustannie patrzy na Słońce zarejestrowała zdarzenie, dzięki czemu możliwe było zidentyfikowanie źródła rozbłysku i jego siły.

Źródło: NOAA Space Weather Prediction Center

Źródłem zdarzenia była plama słoneczna skatalogowana pod numerem AR3738, a sam rozbłysk został zaliczony do najsilniejszej klasy rozbłysków, czyli do klasy X. Obserwacje tego regionu wykazały jednak, że tym razem w wyniku rozbłysku nie doszło do koronalnego wyrzutu masy(CME), czyli wyrzucenia w przestrzeń międzyplanetarną potężnego obłoku plazmy i pola magnetycznego. To właśnie takie wyrzuty masy doprowadziły 10 maja 2024 roku do fenomenalnej burzy magnetycznej i powstania zórz polarnych, jakich nie widziano od kilkudziesięciu dobrych lat.

Brak CME nie oznacza jednak absolutnie żadnych skutków rozbłysku dla Ziemi. Sam rozbłysk emituje silną falę promieniowania w zakresie rentgenowskim i ultrafioletowym. Takie promieniowanie jonizuje górne warstwy atmosfery ziemskiej, zwiększa gęstość otoczenia, w którym poruszają się krótkie fale radiowe. To z kolei sprawia, że fale radiowe wchodzą w więcej interakcji z elektronami w zjonizowanej warstwie atmosfery i szybciej tracą energię, przez co nie docierają do oddalonych odbiorników. Mówiąc inaczej, promieniowanie wyemitowane w rozbłysku często prowadzi do zakłóceń komunikacji radiowej na powierzchni Ziemi. Tym razem też tak było, i rozległe obszary obejmujące Australię, dużą część południowo-wschodniej Azji i Japonii musiały mierzy się z utratą komunikacji w zakresie radiowym.

Czytaj także: Nie będzie ostrzeżenia. Słońce może w jeden wieczór wysłać nas do XIX wieku

Nie ma w tym nic dziwnego, skoro byliśmy świadkami rozbłysku najsilniejszej klasy – jego wartość oszacowano na X1,27. Warto tutaj pamiętać, że pod rozbłyskami klasy X są jeszcze dziesięciokrotnie słabsze rozbłyski klasy M, stukrotnie słabsze od nich rozbłyski klasy C, tysiąckrotnie słabsze rozbłyski klasy B i 10000 razy słabsze rozbłyski klasy A.

Powstaje jedynie pytanie o to, czy Słońce w najbliższych dniach znów się rozszaleje jak w maju, czy popadnie w apatię z ostatnich kilku tygodni. Tego jak na razie nie da się skutecznie przewidzieć.