Test Skoda Scala – mokry sen przedstawiciela handlowego?

Skoda Scala to auto, które nie jest łatwo rozpoznać na ulicy, a jeździ tego po polskich drogach coraz więcej. W udziale przypadła nam najskromniejsza wersja z silnikiem 1.0, manualną skrzynią biegów oraz środkowym wyposażeniem. Takich aut testuje się niewiele, więc czekała nas ciekawa przygoda.
Test Skoda Scala – mokry sen przedstawiciela handlowego?

Ooo Skoda Scala! A nie, jednak nie…

Arkadiusz Dziermański
Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, CHIP.PL

Często bywa tak, że kiedy mamy w redakcji jakieś auto, to zaczynam je częściej zauważać na ulicy. Podobnie było ze Scalą, choć momentami… trochę mi się to wydawało. Bo kiedy już widziałem nową Skodę, nierzadko w niebieskim kolorze, która wydawała mi się Scalą, to często okazywało się, że to jednak Rapid lub Fabia.

To niestety bolączka tego auta – niska rozpoznawalność. Co dla wielu osób pewnie będzie zaletą, bo Skoda Scala kompletnie nie rzuca się w oczy, choć jest bardzo ładna. To zgrabny hatchback, wizualnie i rozmiarowo gdzieś pomiędzy podstawową Fabią, a Fabią w kombi. Z ładnym przetłoczeniami, miłym dla oka grillem, ciekawie zaprojektowanymi lampami. Co by nie mówić, Scala zdecydowanie wygląda szybciej, niż jeździ.

Skoda Scala ma 4365 długości, 1988 mm szerokości z lusterkami, 1471 mm wysokości oraz 2649 mm rozstawu osi – do miasta jak znalazł, a w trasie nie będzie nim rzucać przy byle podmuchu wiatru.

Czytaj też: Test Toyota CH-R 2024 – wady nie mają znaczenia. To auto skazane na sukces

Skoda Scala ma funkcjonalne i proste wnętrze

Hatchback ze sportowym zacięciem – opisywana jest Skoda Scala na stronie internetowej producenta. Skoro usportowienia nie znajdziemy pod maską to sportowy akcent znajdziemy we wnętrzu i jest to delikatny, czerwony pasek świetlny pod deską rozdzielczą.

Kończąc ze złośliwością, testowany wariant to wersja wyposażenia Selection, czyli środkowa wraz z wnętrzem Lodge, również ze środka stawki. Finezji tu nie ma – sporo plastiku, niewiele elementów skórzanych, za to brak plastiku piano black. Wszystko jest proste, nieprzekombinowane i funkcjonalne. W zasadzie dokładnie o to w tym aucie chodzi.

Oczywiście nie zabrakło tu charakterystycznych dla Skody dodatków, jak parasolka w drzwiach kierowcy, skrobaczka w klapce wlewu paliwa, uchwyt na długopis w schowku… Pierdoły, które nie każdy od razu zauważy, ale bardzo przydatne, jeśli zaczniemy z nich korzystać.

Miejsca jest całkiem sporo, cztery osoby na dłuższej trasie nie powinny mieć powodów do narzekania, ale i pięć spakujemy bez problemu na krótszej trasie. Z tyłu możemy mieć opcjonalne porty USB-C, a testowany wariant Lodge ma dodatkowo rozkładany podłokietnik w środkowym oparciu.

Czy można się tu czegoś czepiać? Zdecydowanie będą to dwie rzeczy. Pierwszy to przedziwny sposób uruchamiania tempomatu, który Soda uparcie trzyma w formie dodatkowej wajchy po lewej stronie kierownicy. Jak sterowanie multimediami w Renault czy Dacii, tylko z drugiej strony. Przy przesiadce z innego auta to wymaga przyzwyczajenia. Drugi, również wymagający przyzwyczajenia, to sygnalizacja czujników martwego pola w formie dużej diody na wewnętrznej części obudowy lusterek, a nie jak to na ogół ma miejsce, na szybce lusterka.

Bagażnik jest całkiem spory, ma 467 litrów pojemności i trzeba mu przyznać, że jest bardzo praktyczny. Ma regularne kształty, haczyki, jest dosyć głęboki. Zdecydowanie pasuje do rozmiarów auta.

Czytaj też: Test Mercedes-AMG 53 EQS 4MATIC+ – w rakiecie może być luksusowo

Skoda Scala ma starszą wersję interfejsu, za to zaskakuje portami USB

Mało kto się tym chwali, a Skoda się chwali bo ma czym – Scala ma, od wyposażenia Selection, cztery porty USB-C ładujące urządzenia z mocą 45 W. To pozwala na szybkie ładowanie smartfonów, ale i na upartego nieużywanego w trakcie ładowania laptopa też można w dłuższej trasie całkiem nieźle dokarmić.

Drugim ważnym elementem są cyfrowe zegary dostępne we wszystkich wariantach wyposażenia, a pamiętajmy, że mówimy o aucie za mniej niż 100 tys. złotych. Ekran kierowcy jest przyzwoitej jakości, oferuje kilka różnych widoków, w tym możliwość wyświetlania nawigacji. Co prawda tylko tej fabrycznej, całkiem niezłej, ale plus się za to należy.

Ekran główny jest pasującej jakości. Może nieduży, ze średnią czernią, ale jasny i czytelny nawet w słoneczne dni. Dobrze reaguje na dotyk i ma starszą generację interfejsu aut grupy Volkswagena. Ostatnim modelem, który testowaliśmy z tak wyglądającym interfejsem był Volkswagen Arteon. Pomimo wieku, o ironio, Menu potrafi działać wyraźnie sprawniej niż w najnowszych autach niemieckiej marki.

Są jednak i zgrzyty, bo Android Auto potrafi uruchamiać się z ogromnym, nawet kilkuminutowym opóźnieniem po starcie jazdy. Jak już złapie, nie ma problemu, ale zanim złapie… Niektóre opcje są też strasznie zakopane. Jak wyłączenie sygnału asystenta ISA czy reset danych o spalaniu. Szczególnie druga opcja jest zaszyta w strasznie nieintuicyjnym miejscu. ISA, czyli asystent prędkości, działa oczywiście losowo, bo system rozpoznawania znaków lubi na trasach szybkiego ruchu sugerować się ograniczeniami ze zjazdów. Dlatego też koniecznie trzeba wyłączać automatyczne stosowanie się do ograniczeń w trakcie jazdy na tempomacie, inaczej auto potrafi dosłownie stanąć dęba na środku drogi, żeby zwolnić ze 140 km/h do 40 km/h. Lepiej wtedy nie mieć nikogo za sobą.

Do wyposażenia Scali nie możemy dodać kamer 360. Maksymalnie do dyspozycji mamy kamerą cofania oraz czujniki. Co ciekawe, idę o zakład, że mamy tu identyczną kamerą, jaką spotkaliśmy niedawno w Enyaqu i może niektórych zaskoczę, obraz w Scali wygląda lepiej. Wynika to z tego, że niska rozdzielczość kamery na słabszym ekranie niższej jakości mniej rzuca się w oczy, niż na większym o wyższej rozdzielczości.

Czytaj też: Nowy Hyundai Tucson w szybkim teście. W mieście pije paliwo jak wróbelek, ale odbija sobie w trasie

Mocarne 1.0 w manualu! Nową Scalą nie poszalejecie

Powiedzmy to sobie wprost – Scala nie występuje w szczególnie emocjonującej postaci. Silnik 1.0l o mocy 95 lub 115 KM, albo 1.5l i 150 KM. Niezależnie od tego, co wybierzecie, będziecie mieć auto z gatunku tych statecznych. Testowany przez nas egzemplarz plasował się pośrodku stawki w kategorii mocy – silnik 1.0l połączony z 6-biegową manualną skrzynią biegów, rozpędzający auto 0-100 km/h w 9,5s. i w zasadzie to powinno wystarczyć za opis.

Skrzynia działa poprawnie, autko jest całkiem zwrotne, zawieszenie dosyć miękkie… Jedyna rzecz, do jakiej mogłabym się przyczepić to sprzęgło. Jest głębokie i w warunkach miejskich, kiedy biegi trzeba zmieniać często, bywa po prostu męczące.

Scala to taki typowy wujkowóz – dowiezie Cię tam, gdzie chcesz, nie będzie sprawiać żadnych problemów, nie będziesz się martwić, że Cię zawiedzie, nie będzie drogo. Będzie solidnie, ale bez szczególnego entuzjazmu z obu stron. Spędziłam z nią tydzień i byłam z niej zadowolona. Wygląda dobrze dowoziła mnie do pracy, oferowała schronienie przed upałem i nie zrobiła nic, co mogłoby mnie zdenerwować. Zachwycić również, ale po co komu skrajne emocje? Skoda. Proste rozwiązania.

Czytaj też: Test Dacia Duster Hybrid – to będzie hit! Hybryda bardziej oszczędna niż LPG?

Mały silnik, małe spalanie. Nowa Skoda Scala to oszczędne auto

Muszę Was przeprosić. Był jeden moment w którym Scala wzbudziła we mnie emocje. Było to chwilę po zakończeniu pierwszego pomiaru spalania. Po przejechaniu przez zwyczajową trasę po Warszawie byłam, lekko mówiąc, osłupiała, a później było jeszcze ciekawiej. Spójrzcie sami:

Miasto4,9 l/100 km
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h)4,2 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h)5,4 l/100 km
Autostrada (tempomat 140 km/h)6,2 l/100 km

Scala nie jest modelem zelektryfikowanym. Mamy tutaj czystą benzynę, w dodatku w manualu, ja nie jestem mistrzynią ekonomicznej jazdy, a mimo wszystko auto zeszło poniżej 5 l/100 km. Jasne, silnik jest mały, ale mimo wszystko, to świetny wynik. Producent pokazuje, że kierowcy szukający oszczędnego auta niekoniecznie muszą decydować się na hybrydę. Mogą mieć niskie spalanie, do tego w aucie za przystępną cenę.

Czytaj też: [Wideo] Test Alpine A110 S. Gdy pojemność silnika nie ma znaczenia

Nowa Skoda Scala kosztuje bardzo przyjemne pieniądze

Tutaj producent może być z siebie zadowolony. Ceny (bez uwzględniania pakietów dodatkowych) wahają się między 87 200 zł a 128 700 zł. Najdroższe są oczywiście egzemplarze 150-konne, 107 000 zł – 123 900 zł z manualną skrzynią biegów i 111 750 zł – 128 700 zł z automatem.

Testowany przez nas egzemplarz to średnia półka wyposażenia – Selection. Kosztuje 98 550 zł, do tego 3 pakiety dodatkowe kosztujące łącznie 7 650 oraz wnętrze Lodge za 2 100 zł, co daje w sumie kwotę 108 300 zł. Jak na tę cenę, nie ma biedy. Podgrzewane przednie fotele, aktywny tempomat, kamera cofania, czujniki parkowania (przód i tył), dwustrefowa automatyczna klimatyzacja, światła LED, cyfrowy wyświetlacz wskaźników, asystent pasa ruchu…

Tak, muszę przyznać, że Scala została wyceniona uczciwie. 

Czytaj też: Test Lexus LBX – kiedy chcesz auto do miasta, ale Yaris zajmuje za mało miejsca

Polski rynek lubi takie auta jak nowa Skoda Scala

Scala niewątpliwie odniesie sukces. Niedroga, mało pali, atrakcyjna wizualnie, przyzwoicie wyposażona, czego chcieć więcej? Jeśli odpowiecie: efektu WOW to sorry, ale to nie ten adres. Nie ta cena, nie ta koncepcja, nie ten model. Scala nie zachwyca, ale też nie załamuje kierowcy. Scala jest, cytując redaktora Dziermańskiego, w porządku.