Szokujący napęd przyszłości. Pozwoli nam na podróż do innych gwiazd

Dzięki rozwojowi technologii obserwacyjnych już od wielu lat zaglądamy za pomocą teleskopów w najdalsze ostępy Wszechświata, badając obiekty oddalone od nas o wiele miliardów lat świetlnych. Niezwykle frustrujące jest jednak to, że jak na razie nie znaleźliśmy żadnego sposobu na podróżowanie po wszechświecie, nawet tym najbliższym. W najbliższych stuleciach będziemy w stanie polecieć najwyżej na Marsa, czy też w okolice gazowych olbrzymów, ale już podróż do gwiazd, nawet tych najbliższych, na razie jest dla nas nieosiągalna.
Szokujący napęd przyszłości. Pozwoli nam na podróż do innych gwiazd

Sonda New Horizons wystrzelona w 2004 roku w kierunku Plutona, czyli podówczas najdalszej od Słońca planecie Układu Słonecznego, potrzebowała okrągłej dekady na to, aby dotrzeć do celu swojej podróży. Tyle zatem czasu potrzeba sondzie – oczywiście bezzałogowej – na pokonanie 5 miliardów kilometrów. Warto tutaj zauważyć, że sonda została wysłana z możliwie największą prędkością, bowiem naukowcy jak najszybciej chcieli zakończyć przegląd wszystkich planet Układu Słonecznego. Tak wygląda skala odległości w Układzie Słonecznym.

Jeżeli jednak chcemy lecieć do gwiazd, sytuacja diametralnie się zmienia. Najbliższa nam gwiazda z własnym układem planetarnym, czyli Proxima Centauri znajduje się 4,26 roku świetlnego od Ziemi. Sama liczba – 4 – nie wydaje się duża na pierwszy rzut oka, szczególnie w kontekście innych odległości. Do centrum Drogi Mlecznej wszak mamy 27 000 lat świetlnych, do Galaktyki w Andromedzie 2,5 miliona lat świetlnych. Czymże przy tych odległościach jest zaledwie 4 lata świetlne, prawda?

Czytaj także: Napęd warp zabierze nas do gwiazd. Naukowcy wiedzą, jak go zbudować

Problem jednak w tym, że jeden rok świetlny to 10 bilionów kilometrów, czyli 10 000 miliardów kilometrów. Jeżeli zestawimy tę informację z tym, że pokonanie 5 miliardów kilometrów zajęło 10 lat, robi się nieciekawie. Jakby nie patrzeć, w tej sytuacji odległość do „pobliskiej” Proximy Centauri to 42600 miliardów kilometrów. Kolosalna odległość. Najszybsza dotąd sonda kiedykolwiek wysłana z Ziemi – Parker Solar Probe potrzebowałaby na pokonanie tej odległości 7700 lat.

Podróż do takiego celu w oparciu o obecnie wykorzystywane silniki rakietowe na paliwo chemiczne nie wchodzi w rachubę. Nic zatem dziwnego, że naukowcy od lat szukają zupełnie nowych sposobów napędzania statków kosmicznych. Od czasu do czasu pojawiają się naprawdę szalone pomysły.

Chyba najbardziej szokującym pomysłem jest stworzenie napędu opartego na czarnych dziurach. Brzmi zaskakująco? Według pomysłodawców, naukowcy musieliby najpierw stworzyć sztuczną czarną dziurę, a następnie wykorzystać emitowane przez nią promieniowanie Hawkinga tuż przy horyzoncie zdarzeń do rozpędzenia statku kosmicznego.

Można tutaj założyć, że naturalnie występujące czarne dziury są za duże do tego celu. Jakby nie patrzeć, nawet czarne dziury gwiazdowe powstałe w eksplozji supernowej pod koniec życia masywnej gwiazdy mają masę kilku słońc. Siłą rzeczy taka czarna dziura źródłem napędu nie może być, bowiem statek sam musiałby tę masę za sobą ciągnąć. W tym celu sam statek musiałby być wielokrotnie masywniejszy od Słońca. Zważając na to, że Słońce stanowi ponad 99,8 proc. masy całego Układu Słonecznego, raczej nie mielibyśmy z czego tego statku zbudować.

Naukowcy zauważają także, że znacznie mniejsze czarne dziury emitują więcej energii, przez co znacznie bardziej nadają się do napędzania statków kosmicznych.

Astronomowie zwracają tutaj uwagę na pewien interesujący fakt. Powszechnie przyjmuje się, że na samym początku wszechświata istniały warunki do powstawania mikroskopijnych czarnych dziur, tzw. pierwotnych czarnych dziur, które powstawały z lokalnych zagęszczeń materii. Takie obiekty mogły mieć naprawdę mikroskopijne masy, znacznie mniejsze od masy obiektów, które wykorzystujemy na co dzień. Jak dotąd żadnej takiej czarnej dziury nie odkryto, ale być może wraz ze wzrostem czułości instrumentów pomiarowych, kiedyś uda się je dostrzec. Wtedy sytuacja mogłaby się zmienić.

Ponad dekadę temu opublikowano nawet artykuł, w którym badacze rozważali możliwość stworzenia takich czarnych dziur samodzielnie. Okazało się, że teoretycznie jest to możliwe. Gdyby udało nam się stworzyć czarną dziurę o masie np. miliona ton, miałaby ona rozmiary rzędu kilku attometrów i emitowałaby promieniowanie Hawkinga przez kilkadziesiąt do kilkuset lat.

Stworzenie takiego obiektu nie jest zadaniem łatwym. Musielibyśmy bowiem w przestrzeni kosmicznej stworzyć instalację fotowoltaiczną o boku rzędu kilkuset kilometrów, która zostałaby umieszczona w odległości miliona kilometrów od Słońca. Uzyskaną przez taki panel energię, taki panel musiałby skupić na mikroskopijnym punkcie w przestrzeni kosmicznej, wytwarzając w tym miejscu czarną dziurę.

Czytaj także: To się nazywa wizja! Ten napęd mógłby rozpędzić statek rozmiarów Jowisza do prędkości relatywistycznych

Naukowcy są przekonani, że taki obiekt byłby w stanie rozpędzić się do prędkości relatywistycznych w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat. Wystarczyłoby mikroskopijną czarną dziurę obudować kolektorami zbierającymi promieniowanie Hawkinga, a następnie tak zebraną energię emitować w odpowiednim kierunku.

Oczywiście, zanim taki pomysł zostanie zrealizowany, konieczne będzie odkrycie jeszcze wielu przełomowych technologii, stworzenie instalacji fotowoltaicznych w pobliżu Słońca i wielu innych rzeczy, które dzisiaj są daleko poza naszymi możliwościami technologicznymi. Z drugiej strony ludzkość zaczęła się rozwijać technologicznie zaledwie kilkaset lat temu. Jeżeli damy jej jeszcze kilka, kilkanaście tysięcy lat, taki napęd może stać się rzeczywistością. Dopóki bowiem czegoś prawa fizyki nie zabraniają, jest to możliwe.

Pozostaje zatem mieć nadzieję na to, że ludzkość sama nie doprowadzi do własnej zagłady, zanim nie rozwinie swojej technologii do tego etapu.