Tronsmart T7, czyli początek przygody z wyjątkowym głośnikiem
Tronsmart sprzedaje swoje głośniki T7 w solidnym kartonowym pudle, którego wieko musimy zsunąć, zanim dorwiemy się do środka. W nim czeka na nas dobrze zabezpieczony głośnik, krótki przewód USB-A do USB-C w gumowym oplocie oraz papierologia, w której nie wyczytacie nic aż tak ciekawego.
Czytaj też: Szukasz mobilnego głośnika z funkcją karaoke? Tronsmart Bang Max będzie dla ciebie idealny
Rozpoczęcie przygody z tym głośnikiem jest tym samym proste. Musicie tylko podładować go do pełna, wcisnąć przycisk on/off pod charakterystycznym symbolem i tak oto rozpoczniecie proces parowania poprzez Bluetooth 5.3 z laptopem, smartfonem czy czym wam się żywnie podoba… o ile obsługuje oczywiście połączenie nazwane ku czci sławnego norweskiego króla.
Chociaż Tronsmart zapisał się w mojej głowie jako producent głośników o rozmiarach torebek lub wielkich torb, tak T7 wpisuje się w grono głośników o znacznie mniejszych gabarytach. Forma cylindra o wymiarach 216 × 78 mm i wadze 882 gramów pozwala bez większego problemu chwycić głośnik w dłoń i ewentualnie wspomóc się dołączoną linką, którą można wykorzystać również do przytroczenia głośnika T7 do np. torby czy zawieszenia go na drzewie. Alternatywą jest postawienie go na relatywnie płaskiej powierzchni koniecznie tym konkretnym bokiem z gumowymi wstawkami. Pamiętajcie bowiem, że ten produkt Tronsmarta powinien być ciągle ustawiony wertykalnie, a nie horyzontalnie, a to przez swój charakter rozbrzmiewania nie w jednym kierunku, a pełnych 360 stopniach.
Właśnie tak – T7 to nie głośnik, którego wstawicie w róg i nagłośnicie pomieszczenie w nieregularnym stopniu. To sprzęt, który powinien znaleźć się dosłownie w centrum imprezy, aby dostarczać do uszu każdego słuchacza tę samą dawkę dźwiękowych wrażeń. Wrażeń, które generuje z wykorzystaniem łącznie 30-watowego zestawu dwóch tweeterów i pojedynczego woofera na spodzie o paśmie przenoszenia od 60 do 20000 Hz. Ten zestaw zasila akumulator o nieznanej pojemności, który po 3-godzinnym ładowaniu po USB-C ma wystarczyć na nawet 12 godzin odsłuchu, zależnie od poziomu głośności oraz ustawień podświetlenia, bo oczywiście nie zabrakło w tym modelu wprawdzie skromnego, bo ograniczonego do niewielkiego okręgu na górze, ale i tak wizualnie potężnego efektu RGB.
Czytaj też: Test Tronsmart Halo 100. Oto najlepszy głośnik bezprzewodowy Tronsmarta
Wróćmy jednak na chwilę do tego, co głośnik Tronsmart T7 prezentuje sobą na pierwszy rzut oka, czyli samej obudowy. Forma cylindra nie jest w nim tak ważna, jak sam fakt wspomnianej konieczności ustawiania go w pionie, aby zapewnić sobie prosty dostęp do pokrętła poziomu dźwięku oraz pozwolić muzyce rozbrzmieć dookoła głośnika. Sama obudowa jest plastikowa, zastosowana metalowa siatka została wzmocniona nylonowymi przeplotami, a z dodatkowych elementów można tylko wyróżnić solidny sznurek, wspomniane pokrętło poziomu dźwięku o świetnym charakterze działania (przypomina szukanie kombinacji w sejfie), które reguluje poziom dźwięku o 6-stopniowe przeskoki oraz zestaw pięciu niepodświetlanych przycisków (on/off, cofnij, zapauzuj/wznów, przewiń) pod gumową osłoną, którym towarzyszy łatwo otwierana gumowa klapka, pod którą kryje się port USB-C i karta pamięci. Prosto? Prosto. Ale to głośnik, więc nie powinniście oczekiwać od niego niczego więcej.
Funkcje głośnika Tronsmart T7
Wracając już do funkcji, nie liczcie niestety na przewodowe połączenie, bo poza opcją Bluetooth, producent przewidział tylko odtwarzanie utworów z karty pamięci TF. Lepsze jednak to niż nic, bo tak się składa, że to wcale nie koniec funkcji głośnika T7. Wisienką na torcie tego modelu jest wsparcie aplikacji na smartfona, obsługa najważniejszych asystentów głosowych (Siri, Google, Cortana) oraz odporność rzędu IPX7, co oznacza, że głośnikowi niestraszne jest tymczasowe zanurzenie na głębokości do 1 metra przez około 30 minut. Po 3-godzinnym ładowaniu możecie liczyć na około 10-12 godzin bawienia się w towarzystwie T7, co tyczy się używania głośnika na średnim poziomie głośności.
W aplikacji znajdziecie z kolei niewiele, bo jedynie podejrzycie aktualny poziom naładowania głośnika, tryb działania (Bluetooth/karta pamięci) oraz inicjowanie połączenia stereo. Innymi słowy, najpewniej zajrzycie tam tylko raz po zakupie tego głośnika, żeby tylko dobrać ulubione ustawienie equalizera i ewentualnie stworzyć własne w ramach 5-poziomowego ustawienia. Niestety Tronsmart nie zaprogramował dobrze ustawień equalizera, bo jeśli w aplikacji wybierzecie jedno, następnie przypadkowo klikniecie przycisk SoundPulse na głośniku i go zdezaktywujecie, to zamiast poprzednio wskazanych ustawień brzmienia, te wrócą na “domyślne”.
Test Tronsmart T7 – podsumowanie
Jak więc w praktyce wypada Tronsmart T7? Szczerze mówiąc, kompletnie mnie nie zaskoczył… a to akurat dobra wiadomość, bo przez wieloletnie doświadczenie ze sprzętami Tronsmarta od samego początku wiedziałem, czego po nim oczekiwać. Opisany nieco wyżej problem był jedyną obiektywną wadą, którą dostrzegłem podczas procesu testowania. Sama jakość brzmienia jest po prostu dobra, jak przystało na tego typu bezprzewodowe głośniki. Słucha się na tym albo cięższych, albo imprezowych utworów, gdzie główne skrzypce gra bas i jego w tym modelu ewidentnie usłyszycie i nawet poczujecie, kiedy położycie głośnik np. na blacie.
Czytaj też: Test głośnika Tronsmart Bang SE. Ten imprezowy boombox zawiesisz nawet na ramieniu
Na wakacyjne mniejsze imprezy nie trzeba niczego więcej, więc jak na głośnik za 199 złotych, który oferuje tak dużo, nie sposób nie polecić tego modelu. Tronsmart T7 to po prostu potencjalny nowy letni hit zakupowy, jeśli akurat idzie o bezprzewodowe głośniki Bluetooth, o ile zależy wam na dźwięku dookoła głośnika i wysokiej odporności na wodę. Jedyne, czego akurat mi w nim brakowało, to możliwości jednoczesnego połączenia się dwóch urządzeń przez Bluetooth.