USA były o krok od dominacji nad światem. Wtedy Związek Radziecki ukradł ich sekretną broń

Stany Zjednoczone opracowały w ubiegłym wieku superbroń, która mogła zmienić bieg historii. Dziś użytek robią z niej praktycznie wszystkie zaawansowane Siły Powietrzne na całym świecie i to najpewniej tylko i wyłącznie przez Związek Radziecki, który dzięki Chinom odkrył niegdysiejszy sekret amerykańskiego lotnictwa. Wszystko przez jedną bitwę powietrzną, w której Stany Zjednoczone nie brały nawet udziału.
Zdjęcie Poglądowe
Zdjęcie Poglądowe

Marzenie, o które walczyli nawet hitlerowcy. Na rzeczywistość przekuli je dopiero Amerykanie

Na papierze system naprowadzania na podczerwień, czyli na źródło ciepła wyróżniające się wysoką temperaturą na tle swojego otoczenia, wydaje się prosty. W praktyce jednak nic takie nie jest, kiedy akurat trzeba to opracować i nie inaczej było tym razem. Przekonali się o tym przeróżni badacze w Niemczech podczas II wojny światowej, którzy akurat eksplorowali ten temat, projektując systemy naprowadzania tego typu o przeróżnym stopniu skomplikowania.

Artykuł w wersji wideo

Czytaj też: Dron XQ-67A podczas lotu. Oto sekretny sprzęt lotnictwa USA

Finalnie udało im się doprowadzić do kilku przełomów, ale pomimo opracowania sprawnych podsystemów naprowadzania, nigdy nie doczekali się ich integracji z rzeczywistą bronią. Propozycji było sporo, bo w grę wchodziło połączenie go nawet z przeciwokrętową bombą szybującą BV 143, ale przegrana nazistowskich Niemiec przekreśliła te plany raz na zawsze. Zrealizowane prace nie poszły jednak na marne.

BV 143

Ciekawe historie o niemieckich naukowcach oraz ich “nowych zajęciach” po drugiej wojnie światowej miały zastosowanie również tutaj, bo alianci zagarnęli nie tylko prace specjalistów, ale też ich samych “do siebie”, aby dążyć do wojskowej przewagi. Tak też pod koniec lat 40. ubiegłego wieku prowadzono już przeróżne projekty zbrojeniowe, których kluczowym elementem był właśnie system naprowadzania na źródło ciepła. Nas interesuje jednak jedna szczególna inicjatywa, która miała miejsce w Kalifornii i została rozpoczęta przez Williama McLeana w 1946 roku. Jej cel był prosty – opracować pocisk naprowadzany na ciepło, czyli przekuć jedno z marzeń amerykańskich wojskowych na rzeczywistość. 

Operacja Paperclip

Jak to osiągnął? Zespół prowadzony przez McLeana umieścił wirujące z prędkością 4200 obrotów na minutę zwierciadło paraboliczne za przezroczystą szklaną kopułą w nosie rakiety powietrznej. To zwierciadło odbijało obraz na drugie zwierciadło, stale projektując 25-stopniowy widok obszaru przed detektorem siarczku ołowiu. Odległość gorącego obiektu od osi obrotu kierowała pociskiem pod właściwym kątem, a wystarczająca liczba korekcji ustawiała pocisk pod kątem zerowym względem osi obrotu, pozwalając obrać trajektorię bezpośrednio w źródło ciepła.

Głowica poszukująca w FIM-92 Stinger

Mimo braku inwestycji rządowych, tak właśnie narodził się pocisk Sidewinder, który zawdzięcza swoją nazwę gatunkowi grzechotnika, który poluje na ciepłokrwiste ofiary właśnie za pomocą swoich narządów wykrywających źródło ciepła. W 1951 roku wszystko jednak się zmieniło, bo wstępne potwierdzenie sensu tych pocisków zaowocowało zainteresowaniem ze strony USA, co w 1952 roku przerodziło się w pełnoprawny program zbrojeniowy. W tym samym roku miało też zresztą miejsce wystrzelenie tej superbroni USA, która rok później przechwyciła drona podczas kolejnego testu.

Był to jednak dopiero początek, bo do 1954 roku Sidewinder zaliczył ponad 50 lotów w wersji AIM-9A oraz ulepszonym wariancie AIM-9B, aby w 1955 roku oficjalnie wejść już do produkcji. Początkowo utrzymywane w tajemnicy, pociski Sidewinder zostały po raz pierwszy zamontowane na myśliwcach pokładowych w 1956 roku, a ich istnienie ogłoszono publicznie w 1957 roku. Rok później USA dostarczyły tajwańskim siłom powietrznym myśliwce F-86 Sabre, które zostały wyposażone właśnie w nowo opracowane pociski Sidewinder w ramach tajnej inicjatywy znanej jako Project Black Magic.

Bitwa powietrzna, która zaważyła na przyszłości przewagi zbrojnej USA

Szybkie wdrożenie pocisków Sidewinder na służbę nie było przypadkiem, bo wojna koreańska już w 1950 roku ujawniła przewagę radzieckich myśliwców MiG-15 nad amerykańskimi F9F Panther, a to skłoniło marynarkę wojenną do poszukiwania innowacyjnych rozwiązań tego problemu. Niestety wspieranie innych państw, nazywane przez niektórych prowadzeniem wojny cudzymi rękoma, nie wyszło tym razem na dobre Stanom Zjednoczonym. Przekazanie nowoczesnego uzbrojenia sojusznikom doprowadziło bowiem do technologicznej tragedii, na której zyskał Związek Radziecki. Chociaż samoloty F-86F Sabre z pociskami AIM-9B Sidewinder zdominowały dostarczone Chinom przez Związek Radziecki myśliwce MiG-17F, tak nie zniszczyły ich wszystkich przy odwrocie. Jeden z MiG-ów został trafiony pociskiem Sidewinder, który wgryzł się w kadłub maszyny, ale jego głowica nie zadziałała i tak oto na płycie lotniska okazało się, że chiński myśliwiec niepostrzeżenie “podkradł” superbroń USA. Inna teoria mówi, że AIM-9B nie zakleszczył się w kadłubie MiGa-17, a po prostu został skompletowany z egzemplarzy, które nie trafiły w cele i spadły na chińskie terytorium.

MiG-15 vs F9F Panther

Czytaj też: USA ześlą na wrogów koszmary. Wyjątkowy dron XRQ-73 będzie nie do wykrycia

Jednak bez względu na genezę AIM-9B w rękach Chińczyków pewne jest, że po bitwie powietrznej nad Cieśniną Tajwańską ci głowili się nad nową bronią w rękach Tajwanu do tego stopnia, że niewidziany wcześniej przez nich pocisk Sidewinder okazał się technologicznym cudem daleko wykraczającym poza ich możliwości. Mowa o tak bardzo zaawansowanym sprzęcie, że Chińczycy nie mogli go odtworzyć i dlatego właśnie zdecydowali się przekazać pocisk Związkowi Radzieckiemu, licząc na wspólne postępy. Sowieci przyjęli ten dar z otwartymi ramionami i zlecili rodzimemu biuru projektowemu jego skopiowanie, co finalnie zakończyło się sukcesem i znacząco zmieniło wyścig zbrojeń w czasie zimnej wojny. Używany wtedy przez Związek Radziecki pocisk powietrze-powietrze Wypmeł K-5 był na tle Sidewindera prymitywny i kompletnie bezużyteczny przeciwko zwinnym myśliwcom.

Nowoczesny Wympeł R37M

Tak oto Związek Radziecki zaliczył kolejny sukces w szpiegostwie wojskowym, wcześniej podkradając tajemnice nuklearne USA i plany bombowca B-29. Jednak zdobycie Sidewindera było przełomowe, bo zmieniło równowagę sił powietrznych, umożliwiając blokowi komunistycznemu rywalizację z NATO na bardziej wyrównanym poziomie. Zwłaszcza że już do 1960 roku Sowieci z powodzeniem odtworzyli Sidewindera, co zaowocowało powstaniem pocisku R-13 (AA-2 Atoll). Pocisk ten stał się podstawą arsenału sowieckiego i państw Układu Warszawskiego, a także sojuszników Związku Radzieckiego, takich jak Chiny, Kuba, Wietnam, Indie czy Pakistan. Chińska wersja tego pocisku, czyli PL-2, dodatkowo umocniła wpływ Sidewindera na globalną scenę militarną.

AIM-9X

Na tym jednak się nie skończyło, bo w 1968 roku ponownie podkradli tajemnicę ulepszonego pocisku Sidewinder, kiedy to zachodnioniemiecki architekt Manfred Ramminger, pracujący dla KGB, ukradł zmodernizowanego Sidewindera z niemieckiej bazy lotniczej i wysłał go następnie do ZSRR. Do tej pory nie jest jednak jasne, jak wiele Związek Radziecki zyskał na tej konkretnej kradzieży. Pewne jest jednak jedno – dziedzictwo Sidewindera jako jednego z najbardziej udanych pocisków w historii jest niezaprzeczalne. Do 2021 roku ten pocisk miał na koncie 270 potwierdzonych zestrzeleń, doczekał się całej masy wersji i wariantów, a jego najnowsza wersja, AIM-9X, jest wciąż w aktywnym użyciu, co sprawia, że jest to jeden z najstarszych, najtańszych i najskuteczniejszych pocisków powietrze-powietrze. Wyprodukowano go w liczbie ponad 110000 sztuk dla USA i 27 innych krajów i pewne jest, że będzie służył przynajmniej do 2055 roku.

Czytaj też: Gigantyczne transportowce USA będą słać na wrogów zniszczenie. Boeing odmieni lotnictwo dzięki REVOLVER

Na przestrzeni dekad pociski Sidewinder oczywiście stosownie wyewoluowały, choć wielkich rewolucji ewidentnie nie zaliczyły, jako że wersja AIM-9B rozwijała prędkości do ponad 3000 km/h (2,5 Mach) i mogła uderzyć w cele oddalone o 35,4 km, czyli dokładnie tak samo, jak najnowszy AIM-9X. Szczegóły tkwią jednak w tym, czego nie da się opisać liczbami, bo w ramach ulepszeń tego pocisku zwiększono jego celność poprzez zastosowanie jeszcze bardziej zaawansowanego systemu naprowadzania z kontrolą wektora ciągu, zapewniono mu wyższą odporność na środki zaradcze oraz zagwarantowano kompatybilność z różnymi nowoczesnymi myśliwcami z F-16 na czele. Dlatego zresztą dostęp do nich mają również polscy piloci.