Od początku maja na powierzchni Słońca astronomowie obserwowali wyjątkową aktywność. Potężna grupa plam słonecznych w ciągu trzech dni wyemitowała kilkanaście silnych rozbłysków słonecznych oraz co najmniej siedem koronalnych wyrzutów masy. Gigantyczne obłoki plazmy jeden po drugim rozpoczęły podróż w kierunku Ziemi. Z uwagi na różne prędkości poszczególnych chmur plazmy tak się stało, że wszystkie siedem dotarło do Ziemi mniej więcej w tym samym czasie.
Nic zatem dziwnego, że astronomowie i badacze atmosfery Ziemi uważnie obserwowali wszystkie procesy, które choć pozostawały niewidoczne gołym okiem, zachodziły w tym czasie w atmosferze Ziemi. Ku zdumieniu badaczy, w trakcie obserwacji udało się dostrzec procesy, o których istnieniu dotychczas nie wiedzieliśmy.
Czytaj także: Burza słoneczna z lat 70. pokazuje, jak wielkie zagrożenie na nas czyha
Zdecydowanie największe wrażenie na badaczach zrobiła gigantyczna struktura spiralna w termosferze oraz czasowy zanik jonosfery na średnich szerokościach geograficznych.
Dane obserwacyjne zebrane w trakcie burzy magnetycznej G5 z 10-11 maja za pomocą instrumentu Global-scale Observations of the Limb and Disk potwierdzają, że kluczowe warstwy ziemskiej atmosfery zostały dosłownie odkształcone przez gigantyczny strumień plazmy ze Słońca.
Naukowcy odkryli między innymi, że gęsty strumień naładowanych cząstek uderzający w okolicach biegunowych w atmosferę Ziemi skutecznie ją rozgrzał, przez co dosłownie wypchnął powietrze znad bieguna w kierunku równika Ziemi. W górnych warstwach atmosfery powstała w wyniku tego spektakularna struktura sięgająca aż na średnie szerokości geograficzne. W danych wyglądała ona jak gigantyczny rotujący wir obejmujący znaczną część planety.
Czytaj także: Nie będzie ostrzeżenia. Słońce może w jeden wieczór wysłać nas do XIX wieku
Na półkuli południowej także było ciekawie. Dane wykazały, że struktura znana jako równikowa anomalia jonizacyjna (EIA, ang. Equatorial Ionization Anomaly) przesunęła się ze swojej stałej lokalizacji 10-20 stopni od równika aż nad najdalej na południe wysunięty punkt Ameryki Południowej, gdzie połączyła się z zorzą polarną. To jednak był tylko jeden element złożonego obrazu atmosfery tego dnia. Jak donoszą bowiem badacze, zorze przesuwające się na północ w kierunku równika połączyły się z EIA, przez co dosłownie zniknęła jonosfera na średnich szerokościach geograficznych. Takiego procesu jeszcze nigdy nie obserwowano.
Mamy zatem do dyspozycji wiele nowych i zaskakujących danych oraz naturalnie wiele pytań o ich pochodzenie. Naukowcy zwracają jednak tutaj uwagę na jeden istotny fakt. Od jednego maksimum aktywności do drugiego mija 10-11 lat. Zważając na to, że technologia – także obserwacyjna – rozwija się teraz w imponującym tempie, mamy obecnie do czynienia ze znacznie lepszymi instrumentami pomiarowymi niż w poprzednim maksimum. Należy ten fakt uwzględnić przy analizowaniu najnowszych danych. Może być bowiem tak, że mieliśmy 10 maja do czynienia z naprawdę wyjątkowym zdarzeniem, a może być tak, że do takich zdarzeń dochodzi regularnie co 11 lat, ale wcześniej nie mieliśmy instrumentów, które pozwoliłyby nam je zauważyć.