Recenzja Concord. To mogło się udać…

Spore ambicje i projekt opracowywany przez wiele lat, który w momencie premiery zyskał tytuł najgorszej gry PlayStation od dawna. Concord nie wystartował tak, jak Sony planowało — to jest pewne. 697 graczy na Steamie w dniu wydania to jednocześnie najlepszy wynik tej gry do tej pory — 3 dni po premierze w grze online na pecetach jest około 200 osób. Dla porównania, Black Myth: Wukong, który pojawił się w podobnym czasie, na Steamie był w stanie zebrać 2 068 291 graczy w jednej chwili, a kilka dni po premierze regularnie online jest ponad 1,5 miliona graczy. Gigantyczną wręcz przepaść widać więc gołym okiem. Ale czy faktycznie produkcja Firewalk Studios powinna aż tak przejść bokiem i nie zwrócić uwagi niemal nikogo, zostając okrzyknięta gigantycznym flopem? Jak zawsze, nie jest to czarno-białe; i Concord wzbudził we mnie mocno ambiwalentne uczucia. 
Concord

Źródło: PlayStation

Debiut na głębokim morzu. Concord to pierwsza gra Firewalk Studios

Firewalk Studios, które od zeszłego roku jest częścią PlayStation Studios, podczas majowego State of Play oficjalnie zapowiedziało swoją pierwszą grę, wzbudzając od razu dość mocno mieszane uczucia. Prezentacja gry zaczęła się od naprawdę zachęcającego cinematica, który wyglądał jak spin-off kinowych Strażników Galaktyki Jamesa Gunna; sporo akcji, dialogi i więzi między bohaterami, spora dawka humoru — całość naprawdę sprawiła, że podczas pokazu odechciało się spać… aż do momentu, kiedy pokazano, że jest to kolejny hero shooter online. Początkowy entuzjazm nieco osłabł, ale mimo wszystko ciekawość graczy wzrosła. 

Czytaj też: Pierwsze wrażenia z Concord. Strażnicy Galaktyki na kosmicznych arenach to przepis na sukces?

W tym miejscu należy przypomnieć, że współpraca Sony z Firewalk Studios została ogłoszona po raz pierwszy w 2021 roku. W tamtym czasie studio było jeszcze częścią ProbablyMonsters i od kilku dobrych lat pracowało nad niezapowiedzianym jeszcze tytułem AAA, który miał skupiać się na trybach sieciowych, przeznaczonym na PS5 i PC. Po pierwszych zapowiedziach projekt zniknął z radarów, aż do kwietnia 2023 roku, kiedy to Sony ogłosiło przejęcie Firewalk Studios, włączając je do rodziny PlayStation Studios. Choć Concord jest pierwszy tytułem spod skrzydeł Firewalk, to nie jest to przypadkowa firma — ich zespół składa się z doświadczonych twórców, którzy wcześniej pracowali przy takich hitach jak Call of Duty, Apex Legends, Mass Effect, Halo, czy Destiny. Concord jest więc owocem wieloletniej pracy weteranów tej branży, którzy pracowali przy największych grach FPS, hero shooter czy GAAS, ze wsparciem PlayStation Studios. Na papierze wszystko powinno się więc udać.

Problemem jednak jest czas. Hero shootery nie są już niczym świeżym, ba, jest ich zdecydowany przesyt, a takie produkcje jak Overwatch, Apex Legends czy Valorant raczej wyczerpały już temat i wypełniły potrzebę chwilowego trendu. W momencie, w którym Firewalk zaczęło prace nad tą grą, mogło jeszcze to zrobić furorę — ale w tej chwili wydaje się to gonienie za pociągiem, który odjechał kilka dobrych lat temu. Postarajmy się na razie jednak delikatnie od tego odciąć i ocenić to, co Firewalk i PlayStation dla nas przygotowało.

Czytaj też: Amazon sprawił, że grałem na MacBooku w Fortnite’a padem od PlayStation

Freegunnerzy podbijający kosmos

Concord to drużynowa strzelanka z perspektywy pierwszej osoby, w której wcielamy się w kosmicznych banitów zwanych freegunnerami i rywalizujemy w starciach PvP w formacie 5 na 5. Gra pozwala na tworzenie własnej załogi, rekrutując różnorodne postacie z grupy Northstar — awanturników i najemników, z których każdy posiada unikalne umiejętności i zdolności (jak to w hero shooterach bywa), co umożliwia dostosowanie składu do indywidualnego stylu gry. Concord oferuje szeroki wachlarz przedmiotów do personalizacji, odkrywania historii i frakcji galaktyki, a także odblokowywania nowych wariantów postaci z dodatkowymi modyfikatorami cech bojowych. Twórcy do tego obiecują regularne aktualizacje, wprowadzające nowych freegunnerów, tryby gry, mapy oraz przerywniki filmowe.

Brzmi obiecująco, ale jednocześnie… bardzo znajomo. Nacisk na przerywniki filmowe dość słusznie może kojarzyć się z Overwatchem, gdzie lore całej produkcji wraz z większym zagłębieniem się w to, jacy bohaterowie faktycznie są, jest bardzo istotne. Na ten moment mogę stwierdzić, że cinematici w Concordzie wypadają naprawdę nieźle, ale wątpię, żeby miało to taką siłę przebicia… bo tego IP nikt nie zna. Chociaż to uniwersum ma potencjał, to — jak już wspominałem — nie uważam, żeby obecnie było zapotrzebowanie na coś nowego i trudno wyobrazić mi sobie sytuację, w której ktoś sięga po komiks z tego świata czy czeka na krótki animowany film. Zwyczajnie już na to za późno.

Czytaj też: PS5 doczeka się doskonałej gry na wyłączność. Astro Bot skradł moje serce!

Masa nowych freegunnerów, ale nie są nam oni obcy

Firewalk na start przygotowało 16 postaci. We wrażeniach z bety pisałem, że po przetestowaniu wszystkich moim ulubieńcem stała się Haymar, choć Vale również zapewniła mi sporo frajdy — teraz, po dłuższej zabawie, mogę do tej listy dopisać Dziecię Gwiazd, który został moim ulubionym tankiem. Wśród innych graczy popularnością cieszyli się też Teo i Lark. Każda postać ma unikalną broń (niektórzy nawet dwie) oraz dwa ataki specjalne, choć brakować może charakterystycznego dla tego typu gier dłużej ładującego się super ataku, tak zwanego ulta. To trochę szkoda, bo długi czas bez śmierci na kosmicznym polu bitwy i budowanie serii na niewiele się zdaje.

Postaci, chociaż nowe, to od początku są jednak doskonale nam znane. Wspomniany Teo jest à la Żołnierzem 76, czyli biega z karabinem maszynowym. Dalej, mamy tu postać rewolwerowca, bohaterkę z jetpackiem i granatnikiem, mamy też szybką i zwinną bohaterkę z uzi (z tym, że o dziwo tutaj nie hakuje). Sami rozumiecie, jaki tu jest wzór. Zaskoczeń więc raczej brak — a czy to dobrze, czy też nie, to już każdy musi ocenić sam.

Czytaj też: Gry wideo na kinowym ekranie nie mają sensu. Ja już straciłem nadzieję

A co z mapami? Te robią całkiem pozytywne wrażenie. Choć może nie są tak spektakularne jak te w Overwatchu, to zdecydowanie nie można powiedzieć, że twórcy poszli na łatwiznę. Firewalk Studios zadbało o każdy szczegół, oferując graczom dobrze zaprojektowane areny, które sprzyjają dynamicznej rozgrywce. Na mapach znajdziemy porozrzucane „apteczki”, które odnawiają się po pewnym czasie, a także liczne małe przejścia czy wzniesienia, które dodają strategicznej głębi, wykorzystując specjalne umiejętności postaci, pod kątem rozstawiania min, grzybich pułapek czy rzuceniem granatem, kiedy zapędzimy drużynę rywali w kozi róg potrafią. Do tego mapy oferują różnorodne możliwości — można znaleźć idealne miejsce dla snajpera, bezpieczne kryjówki dla szybkich postaci, a także przestrzenie do ukrycia się i regeneracji zdrowia dla tanków. Dzięki temu każda postać może znaleźć swoje miejsce na polu bitwy, co zwiększa różnorodność taktyk.

Tryby gry i sam gameplay

Concord na start oferuje trzy tryby rozgrywki: drużynowy deathmatch, zwany tutaj Trophy Hunt — tryb, w którym gra toczy się do momentu, gdy jedna z drużyn zdobędzie 30 likwidacji, Cargo Run — tryb ataku i obrony, oraz Clash Point — tryb kontroli strefy. Choć żaden z tych trybów nie jest szczególnie innowacyjny, dobrze sprawdzają one podstawową mechanikę gry. Niestety, chociaż Firewalk zaznacza, jak istotna w tej grze jest współpraca, to — tak samo jak podczas ogrywania wersji beta — w trakcie rozgrywki uwidacznia się brak teamworku między graczami. Niemal każdy gra na własną rękę, starając się zdobyć jak najwięcej zabójstw i asyst. To problematyczne szczególnie w trybach, gdzie brak respawnów wymaga większego zgrania zespołu. Do tego dochodzi jednak problem w postaci braku typowego healera, takiego jak Mercy z Overwatcha. Zwyczajnie trudno zbudować tutaj większą współpracę, niż to, że jeden z healerów w zwarciu stworzy ochronną kopułę czy rzuci małą apteczkę. 

Czytaj też: Obejrzałem zapowiedź i złapałem się za głowę. Cywilizacja VII to nowa era dla kultowej serii

Mimo to sam gameplay jest zaskakująco wręcz płynny i przyjemny. Gra działa naprawdę dobrze i sama gra to czysta frajda, której niewiele można zarzucić. Dodając do tego różne zlecenia, misje poboczne, levelowanie, elementy kosmetyczne każdego bohatera, powinniśmy dostać zestaw, który zadowoli znaczną większość graczy. Dlaczego więc to nie działa?

Concordowi brakuje tożsamości, ale to nie jest największy problem tej gry

Grając w Concorda, miałem wrażenie, że mam do czynienia z Overwatchem w przebraniu. Niby wszystko jest trochę inne, ale jednak wszystko było doskonale znajome. Niby to świeża gra, a miałem wrażenie, że grałem w to już 8 lat temu. To naprawdę dobrze zrobiona i ładna gra, która może się podobać i daje mnóstwo frajdy — ale to wszystko już widzieliśmy.

Czytaj też: Epicki powrót legendy. Nowa część Heroes of Might & Magic oficjalnie powstaje!

Firewalk się spóźniło, i to kilka dobrych lat. Concord może się podobać, ale nie widzę powodu, dla którego ktoś miałby porzucić Overwatcha, Apexa czy Valoranta dla tej produkcji; szczególnie, że te trzy tytuły od Concord różni jedna, podstawowa rzecz. Cena. Wszystkie wymienione hero shootery są dostępne za darmo na wszystkich platformach, kiedy za Concorda musimy zapłacić 169 zł w wersji podstawowej lub 259/269 zł (Steam/PlayStation Store) w wersji deluxe. Chętnie bym spędził z Concordem więcej czasu, grając ze znajomymi — ale raczej trudno będzie mi namówić kogokolwiek do wydania niemal 200 zł na to, co może mieć za darmo w kilku różnych odsłonach. I jakkolwiek bym produkcji Firewalk Studios nie doceniał, tak wcale się nie dziwię, że chętnych na sięgnięcie do portfela brakuje.

Gdyby Concord był F2P i miał premierę 5 lat temu, mielibyśmy hit. A tak, chociaż to naprawdę solidna produkcja, to zwyczajnie ginie w tłumie.