Disney pokazuje, że czytanie umów, także tych online, jest niezwykle ważne

Dużo się mówi o tym, jak istotne jest czytanie drobnego druku w umowach, jednak zwykle trzymamy się tego przy okazji jakichś „ważnych” dokumentów, typu umowy kredytowe. Jednak rzeczywistość pokazuje, że nawet coś tak prozaicznego, jak umowa subskrypcji platformy streamingowej Disney+ musi być dokładnie czytana.  
Disney pokazuje, że czytanie umów, także tych online, jest niezwykle ważne

Disney pokazuje, że czytanie umów, także tych online, jest niezwykle ważne

Wyobraźcie sobie, że jedziecie z bliską osobą do parku rozrywki, a tam, w przerwie między atrakcjami, idziecie coś zjeść. Kelner zapewnia was, że w wybranym przez was daniu nie ma składników, na które bliska wam osoba jest uczulona, dlatego, wierząc jego słowom, cieszycie się posiłkiem. Jednak wkrótce okazuje się, że zostaliście wprowadzeni w błąd, a bliska wam osoba umiera. Jakby tego było mało, kiedy chcecie pozwać restaurację, okazuje się to niemożliwe, bo… kiedyś subskrybowaliście platformę streamingową. Brzmi niedorzecznie, prawda? W końcu co ma taka subskrypcja do pozwu o spowodowanie śmierci – cóż, okazuje się, że bardzo dużo.

Sytuacja ta miała miejsce w Disney World na Florydzie, 5 października 2023 roku. Kanokporn Tangsuan, lekarka z NYU Langone Medical Center w Nowym Jorku, wybrała się z mężem Jeffreyem Piccolo do parku rozrywki Disneya, gdzie w trakcie dnia pełnego wrażeń postanowili zjeść w Raglan Road Irish Pub w Disney Springs. Lokal został wybrany nieprzypadkowo, ponieważ według mapy dostępnej na stronie Disneya, właśnie ta restauracja była dostosowana do potrzeb osób z alergiami. Na miejscu jednak para jeszcze kilkukrotnie upewniała się, że w zamówionym daniu nie ma alergenów, a kelner cały czas ich zapewniał, że jedzenie będzie ich pozbawione.

Jak można się domyślać, zostali wprowadzeni w błąd, który kosztował kobietę życie. Około 45 minut po posiłku lekarka zaczęła odczuwać pierwsze objawy, a potem zmarła niedługo po przewiezieniu do szpitala. Lekarz sądowy ustalił, że przyczyną zgonu był „wstrząs anafilaktyczny spowodowany podwyższonym poziomem nabiału i orzechów w organizmie”, czyli alergenów, których w zamówionym posiłku nie powinno być.

22 lutego Piccolo wniósł pozew przeciwko Disneyowi i Great Irish Pubs, firmie zarządzającej restauracją w Disney Springs. Taki ruch jest całkowicie zrozumiały, w końcu para wybrała lokal, który przez samego Disneya został oznaczony jako „przyjazny dla osób z alergiami”. Pozew obarczył sieć restauracji i Disneya winą za śmierć Tangsuan, domagając się odszkodowania w wysokości ponad 50 000 dolarów za cierpienie psychiczne, a także kosztów pogrzebu i leczenia.

Piccolo nie spodziewał się, że prawnicy rozrywkowego giganta odrzucą jego pozew i to dlatego, że mężczyzna skorzystał z darmowego okresu próbnego Disney+. Jak napisali prawnicy Disneya, Piccolo zakupił bilety do parku z wykorzystaniem swojego konta Disney, tego samego, które założył kilka lat wcześniej, by korzystać ze streamingu. Zaakceptował wówczas standardowe warunki korzystania z usługi, które w tym przypadku trudno jednak nazwać „standardowymi”. Okazuje się bowiem, że w umowie i to na pierwszej stronie, znalazł się zapis i to wielkimi literami:

„ANY DISPUTE BETWEEN YOU AND US, EXCEPT FOR SMALL CLAIMS, IS SUBJECT TO A CLASS-ACTION WAIVER AND MUST BE RESOLVED BY INDIVIDUAL BINDING ARBITRATION” „KAŻDY SPÓR MIĘDZY TOBĄ A NAMI, Z WYJĄTKIEM DROBNYCH ROSZCZEŃ, PODLEGA ZRZECZENIU SIĘ PRAWA DO POWÓDZTWA ZBIOROWEGO I MUSI ZOSTAĆ ROZSTRZYGNIĘTY PRZEZ INDYWIDUALNY WIĄŻĄCY ARBITRAŻ”

W skrócie – podpisując umowę na Disney+, Piccolo (a także każdy amerykański subskrybent usługi) zrzekł się prawa do pozwania Disneya, co tyczy się nie tylko streamingu, ale też każdej innej firmy czy usługi podległej gigantowi. Choć adwokaci mężczyzny twierdzą, że w momencie akceptowania umowy nie mógł on wiedzieć, że zrzeka się prawa do pozwu w mało prawdopodobnym przypadku śmierci żony na terenie obiektu związanego z Disneyem, to tak naprawdę nie ma wielkiego znaczenia.

Pomysł, że warunki, na które zgodził się konsument podczas tworzenia bezpłatnego konta próbnego Disney Plus, na zawsze pozbawiłyby tego konsumenta prawa do rozprawy z udziałem ławy przysięgłych w jakimkolwiek sporze z jakąkolwiek spółką powiązaną lub zależną Disneya, jest tak oburzająco nierozsądny i niesprawiedliwy, że szokuje sumienie sędziów – powiedzieli prawnicy mężczyzny.

Disney z kolei wyraża smutek z powodu straty, ale nie ma zamiaru ponosić odpowiedzialności za wypadek w restauracji, która „nie jest ani własnością Disneya, ani przez niego nie jest zarządzana”.

Warto tutaj wspomnieć pokrótce, czym jest wspomniany w umowie „arbitraż”. Jest to bowiem forma rozstrzygania sporów poza sądem, co w przypadku amerykańskiego prawa, gdzie w grę wchodzą ławnicy, jest szczególnie korzystna dla wielkich korporacji. W takim przypadku sprawę rozstrzyga arbiter, a więc tylko jedna osoba, w dodatku poza zasięgiem opinii publicznej. W tym jednak przypadku eksperci zauważają, że już teraz przynosi to odwrotny skutek i zdaniem wielu osób, szanse firmy na rozstrzygnięcie sporu w drodze arbitrażu nie są duże.  

To jedynie prognozy, bo sprawa wciąż jest w toku, a sąd musi wypowiedzieć się co do stanowiska Disneya związanego ze zrzeczeniem się prawa do pozywania firmy. Rozprawa odbędzie się dopiero w październiku, więc jeszcze poczekamy na jej finał.

Czy w polskiej umowie subskrypcji Disney+ też znajdziemy taki zapis?

Na szczęście nie. W warunkach korzystania z serwisu, jakie akceptują polscy użytkownicy, wygląda to zupełnie inaczej. W Punkcie 2.1(q) napisano:

„Niniejsza Umowa Subskrypcji oraz wszelkie spory lub roszczenia wynikające z lub w związku z niniejszą Umową Subskrypcji podlegają prawu polskiemu i zgodnie z nim będą interpretowane.”

Za taki zapis możemy podziękować dość restrykcyjnym przepisom ochrony konsumenta, jakie obowiązują w naszym kraju. Mimo tego jest to kolejna sytuacja, która pokazuje nam, jak istotne jest czytanie wszystkich regulaminów czy umów, jakie podpisujemy czy akceptujemy, także online. Fakt, że nasze prawo w dużej mierze chroni nas przed podobnymi działaniami, nie powinien osłabiać naszej czujności.

Dokładne przeczytanie takich dokumentów pozwala zrozumieć nasze prawa oraz obowiązki, ochronić własne interesy, a przede wszystkim uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek. Choć takie umowy mogą być pełne „małego druku” czy nieznanych nam pojęć, zawsze powinniśmy poświęcić odpowiednio dużo czasu na zapoznanie się z tym tekstem, bo finalnie to my będziemy na tym stratni, czego przykład mieliście powyżej.