Ile kosztowało przejechanie 100 km w II kwartale 2024 roku?
Ministerstwo Przemysłu, o czym pisze Money.pl, sprawdziło koszty przejechania 100 km samochodami:
- spalinowymi segmentu C o mocy 100-150 KM,
- spalinowymi crossoverami i średniej wielkości SUV-ami o mocy 100-150 KM,
- z instalacją LPG (najpopularniejsze modele wg CEPiK o mocy 100-150 KM zarejestrowane w 2023 roku),
- elektrycznymi o mocy 170 – 250 KM.
W wyliczeniach przyjęto średnie ceny paliw w II kwartale 2024 roku oraz ceny na publicznych stacjach ładowania. Oto koszty przejechania 100 KM:
- benzyna 95 – 36,37 zł dla segmentu C, 47 zł dla crossoverów i SUV-ów,
- olej napędowy – 30,41 zł oraz 37,53 zł,
- LPG – 22,12 zł,
- CNG – 41,78 zł dla aut segmentu C,
- prąd – 42,22 zł i 42,48 zł,
- wodór – 69 zł.
Dane są bezlistoste – jeśli chcemy jeździć tanio, to powinniśmy omijać auta elektryczne. Czy na pewno? Money.pl zestawia dane rządowe z danymi serwisu WysokieNapięcie.pl. Tam koszt przejechania 100 km autem elektrycznymi wynosi 5 zł lub 15 zł lub 45 zł. Zaraz powiemy sobie, z czego to wynika. Z kolei ten sam dystans pokonany autem z LPG 29 zł, 40 zł dla diesla i 46 zł dla benzyny (czystej, bez hybrydy). Musimy jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do danych ministerialnych nie mamy tu średniej ceny pali z całego kwartału, a tylko jednego wybranego dnia (6 kwietnia).
Nie zapominajmy też, że koszty będą jeszcze niższe w przypadku aut hybrydowych, które szczególnie w miastach mają niższe spalanie, niż modele w pełni spalinowe.
Czytaj też: Sprawdziłam nowego Renault Captur e-Tech 145 full hybrid. Takie spalanie w mieście to skandal
Jazda autem elektrycznym może być tańsza. Może, ale…
Musimy spełnić kilka warunków. Ładowanie auta na publicznej stacji ładowania jest drogie, nawet jeśli mamy wykupiony abonament np. GreenWaya. Zaletą takiego rozwiązania jest dostęp do szybszych ładowarek, co skraca proces ładowania. Swoją drogą, widzieliście kiedyś dystrybutory paliwa, które tankują auta szybciej, bo np. mają wyższe ciśnienie?
Ładowanie auta elektrycznego może być znacznie tańsze i faktycznie może kosztować dosłownie grosze. O ile do ładowania wykorzystujemy prąd, który produkują nasze panele fotowoltaiczne. Albo mieszkamy w domu, gdzie na noc podłączamy go do zwykłego gniazdka. Wtedy faktycznie koszty są znikome, a auto ładuje się wtedy, kiedy z niego nie korzystamy.
Czytaj też: Weekend ze Skyworth K – chińska motoryzacja jest ciekawa czy lepiej od niej uciekać?
A co, jeśli mieszkamy w bloku, nie mamy garażu/miejsca postojowego? Według elektromagów nie ma problemu, którego nie dałoby się rozwiązać odpowiednio długim kablem, ale w takim przypadku mamy trzy wyjścia. Auto możemy ładować na publicznych stacjach np. podczas zakupów, ale będzie drożej. Możemy je ładować w pracy, o ile tylko mamy taki luksus, albo jeśli mamy nadmiar wolnego czasu i/lub naszym ulubionym daniem jest cebula, możemy kombinować i szukać różnych promocji na tańsze ładowanie.
Koniec końców, jazda autem elektrycznym to niezmiennie niejednoznaczny temat. Jeśli mamy jak i gdzie go ładować – może być bardzo tanio. Jeśli nie mamy – nie będzie tanio, za to nie będzie też tak szybko jak w przypadku tankowania tradycyjnego paliwa. Pomimo prób zakrzywiania rzeczywistości, stałej rozbudowy sieci ładowarek i rosnącej liczby aut elektrycznych w Polsce, to się w najbliższym czasie nie zmieni.