Polskie wojsko wzmocni się kolejnymi pojazdami pancernymi Kleszcz
W lutym dowiedzieliśmy się o umowie między Ministerstwem Obrony Narodowej a AMZ Kutno, w ramach to której firma zobowiązała się do wyprodukowania i dostarczenia wojsku polskiemu dokładnie 286 sztuk pojazdu Kleszcz, co ma nastąpić w latach 2025-2035. Dziś oto możemy wejść w szczegóły tych planów, jako że podpisów doczekała się umowa na dostawę pierwszych 28 egzemplarzy tych pancernych pojazdów, której to koszt wynosi około 800 milionów złotych. Co to oznacza? Ano to, że każdy egzemplarz Kleszcza kosztuje nasz budżet około 28,5 miliona złotych (~7,3 mln dol.), co obejmuje jednak nie tylko sam sprzęt, ale też dodatkowe koszty związane z pakietami logistycznymi i szkoleniowymi, a nawet rozbudową zdolności produkcyjnych AMZ Kutno w celu masowej produkcji pojazdów Kleszcz. Innymi słowy, kolejne pojazdy powinny być tańsze.
Czytaj też: Nowe drony w służbie Jego Królewskiej Mości. Jak wojsko Wielkiej Brytanii zmieni się z Stalker VXE30?
Jak z kolei wypadamy na tle innych państw? Akurat do tego porównania mamy ciekawe dane, bo na 2024 rok budżetowy Armia USA zamówiła 91 pojazdów AMPV za łącznie 555 mln dolarów, co daje cenę jednostkową na poziomie 6 mln dolarów. Z racji różnic między pojazdami trudno je do siebie bezpośrednio przyrównać, bo AMPV to pojazd wielozadaniowy, który występuje w różnych wersjach, a Kleszcz skupia się stricte na misjach rozpoznawczych. W naszym arsenale zastąpi z kolei poradzieckie pojazdy BRDM-2, więc pozostaje najważniejsze pytanie – co już wiemy o specyfikacji Kleszczów?
W tym konkretnym rozszerzeniu arsenału Wojska Polskiego pomogły Bobry, a dokładniej mówiąc, wóz Bóbr-3, który również jest rodzimej produkcji i stanowi podstawę dla lekkich opancerzonych transporterów rozpoznania Kleszcz. Wedle oficjalnych zapewnień, powstawały one dobre dziesięć lat i angażowały do pracy specjalistów oraz ekspertów wojskowych z Polski. Te pojazdy do przeprowadzania rozpoznania i zwiadu mierzą prawie 700 cm długości, 250 cm szerokości oraz 240 cm wysokości, a ich waga ma sięgać od 12 do 14 ton. Ich cztery wielkie koła mają być wprawiane w ruch przez 7,2-litrowy, sześciocylindrowy silnik Diesla o mocy około 330 koni mechanicznych za pośrednictwem automatycznej skrzyni biegów, modułowa konstrukcja podwozia ma im umożliwiać montowanie dodatkowego opancerzenia, a obecność turbin na tyle w połączeniu z wysoką wypornością, pozwalać pokonywać rzeki czy jeziora. Wisienką na torcie jest w nich system zaawansowanego zawieszenia o niezależnej konstrukcji.
Czytaj też: Misja: zrewolucjonizować drony wojskowe. Jak wojna zmieni się przez Gambit 5?
Każdy Kleszcz zapewnia miejsce dla maksymalnie pięciu żołnierzy zwiadu, z czego każdy z nich ma dostęp do własnych drzwi bocznych oraz trzech włazów ewakuacyjnych. Jeśli idzie o uzbrojenie, w grę ma wejść zdalnie sterowany moduł uzbrojenia (Protector od norweskiej firmy Kongsberg) z bronią do zwalczania celów lekko opancerzonych, ale prawdziwa potęga Kleszcza będzie siedzieć w zestawie czujników i radarów do realizowania misji rozpoznania. Dziś pozostaje więc tylko czekać na to, jak dokładnie Bóbr-3 wyewoluuje do Kleszcza.
Czytaj też: O tej broni marzy każde wojsko. Armia USA stworzyła FE-1 do zwalczania nowego zagrożenia
Pamiętajmy, że zakup sprzętu wojskowego od rodzimych firm zawsze jest lepszy od inwestycji w zagraniczne dzieła. Kupowanie sprzętu wojskowego z innych państw bez sensownych strategii produkcji przynajmniej części eksploatacyjnych na własnym terenie, to potencjalny strzał w stopę przez uzależnienie się od zewnętrznych krajów w sektorze obronności. Gdyby tego było mało, zakupy sprzętu wojskowego spoza granic państwa, to jeden wielki transfer pieniędzy z dala od kieszeni Polaków i dlatego właśnie najnowsza umowa, którą podpisało Ministerstwo Obrony Narodowej, jest tak dobra. Nie tylko zwiększy potencjał naszego wojska, ale też dodatkowo napędzi gospodarkę, bo produkcja zamówionych pojazdów Kleszcz 4×4 będzie realizowana przez wspomniane AMZ Kutno.