Przez AI zacząłem oszukiwać. Nie lubię jej, ale korzystam

Większość funkcji związanych ze sztuczną inteligencją to marketingowa wydmuszka. Jest jednak kilka rzeczy, które faktycznie działają i znacznie ułatwiają codzienne czynności. Sam z AI korzystam podczas zdjęć i złapałem się ostatnio na tym, że zaczynam przez to oszukiwać.
Przez AI zacząłem oszukiwać. Nie lubię jej, ale korzystam

Mój stosunek do tego, co nazywa się dzisiaj sztuczną inteligencją jest wybitnie negatywny. Ale jeśli oglądacie WTF! to pewnie już to wiecie (a jak nie oglądacie, to ja się pytam dlaczego?!):

AI jest dzisiaj wszędzie. Dosłownie wyskakuje z lodówki i dochodzi do coraz to nowych absurdów. Podczas jednej z prezentacji nowego smartfonu dowiedziałem się, że aparat Sony A7 III, z którego korzystam, model z 2018 roku, jest wyposażony w sztuczną inteligencję! Według producenta smartfonów śledzenie ostrości za poruszającym się obiektem to funkcja AI, a ten model Sony coś takiego potrafi.

Mimo wszystko potrafię docenić coś, co faktycznie działa i jest przydatne, a taką funkcją jest generatywna AI, która niedawno pojawiła się w Adobe Lightroom.

Zdjęcia samochodów to nie jest taka prosta sprawa. Ustawienie auta i siebie do zdjęć bywa czasochłonne

Zdjęcia samochodów, które widzicie w naszych testach, zabierają nam sporo czasu. Z drugiej strony nie bez powodu są to jedne z najlepszych zdjęć, jakie znajdziecie w polskich publikacjach motoryzacyjnych. Trzeba czasem schować skromność do kieszeni i otwarcie powiedzieć, że to co często widzimy w różnego rodzaju recenzjach w sieci woła o pomstę do nieba.

Żeby zrobić dobre zdjęcie, trzeba odpowiednio dobrać otoczenie i wpakować w nie auto. Oczywiście to nie zawsze jest możliwe, czasem jest na to mało czasu i wtedy trzeba ratować się innymi pomysłami. Mieliśmy tak ostatnio z Mercedesem CLE 300, którego test zobaczycie już niedługo. Na zdjęcia mieliśmy jakieś pół godziny i Sylwia usłyszała – stawiaj go na drodze, zrobimy jak (tu pada nazwa portalu), tylko edycja będzie dobra. W sumie biedy nie ma:

Zazwyczaj jednak miejsce do zdjęć odpowiednio wybieramy. Staramy się dopasować je do auta, bo super-sportowy model będzie wyglądać idiotycznie na dziurawej polnej drodze, choć i takie zdjęcia znajdziecie w recenzjach w sieci. Co nie zawsze się udaje, bo wybrane miejsce bywa zatłoczone, zajęte jakimś wydarzeniem i czasem nawet w samej Warszawie krążymy z miejsca na miejsce dobre dwie godziny, żeby ostatecznie wylądować w jakiejś zapasowej, awaryjnej lokacji.

Gdzie byśmy tego auta nie postawili, to zawsze diabeł tkwi w szczegółach. Głupio jest, jak ze środka długości auta wyrasta nam drzewo lub znak. Albo gdy mamy już idealny kadr, perfekcyjnie pasujący do auta, ale całe tło psuje zaparkowany… stary Passat. Miałem raz taką sytuację. Trzeba też uważać na internetowych szeryfów, bo wystarczy znak zakazu w kadrze zdjęcia zamieszczonego w sieci, nawet niekoniecznie dotyczący miejsca, w którym samochód jest zaparkowany i już dzwonimy do płokułatuły! Albo przynajmniej na straż miejską. Poważnie, bywają tacy ludzie.

Wtedy zaczyna się zabawa. Auto trzeba delikatnie przesunąć, aparat lekko podnieść, opuścić, zmienić kąt patrzenia, poczekać aż ludzie w tle przejdą… Ale dzisiaj już nie trzeba tego robić, bo można do woli oszukiwać.

Czytaj też: Recenzja Sigma A 14/1.4 DG DN – drugiego takiego obiektywu nie znajdziesz

Przez generatywną AI w Adobe Lightroom zacząłem oszukiwać na zdjęciach

Od niedawna Adobe Lightroom, póki co w wersji beta, pozwala na korzystanie ze sztucznej inteligencji podczas edycji zdjęć. Działa to na takiej samej zasadzie, jak wszelkiego rodzaju magiczne gąbki czy różdżki na smartfonach – pozwala dodawać lub usuwać obiekty w kadrze. Tak, Photoshop już dawno na to pozwalał, ale w Photoshopa nie umiem, nie korzystam, nie mam czasu się nauczyć. Więc jedyne co mi pozostawało to technika, a dzisiaj mogę do woli oszukiwać.

Złapałem się na tym niedawno i zauważyłem, że dzisiaj robiąc zdjęcia samochodów już w momencie patrzenia w wizjer aparatu biorę pod uwagę to, co mogę usunąć z kadru. Wystające drzewo? Znak? Kosz na śmieci? Rozgnieciona puszka? Spokojnie, usunie się. Ok, to nie zawsze się udaje i tak w tym przypadku usunięcie widocznej w rogu części lusterka auta, z którego było robione zdjęcie było niemożliwe, a AI raz nawet wygenerowała mi… wieniec pogrzebowy.

Czytaj też: Test Porsche Cayenne Turbo E-Hybrid – potęga, moc, luksus i zero… praktyczności

Ale już w tych przypadkach zmiana była banalna:

Background
Foreground
Background
Foreground
Background
Foreground

A tutaj nie chciało mi się czekać, aż ludzie się rozejdą, więc się ich pozbyłem.

Background
Foreground

Nie ma co ukrywać, jest to bardzo przydatne narzędzie, które skraca i ułatwia pracę, ale jakby nie patrzeć, jest to forma oszustwa. Coś, co mocno rozleniwia. Korzystać z AI podczas edycji zdjęć będę dalej, ale staram się pilnować, aby nie zakładać z góry, że coś za jej pomocą będę usuwać. Oszustwo oszustwem, ale nie warto zatracać umiejętności.

Póki co generatywna AI w Lightroomie nie jest dodatkowo płatna, poza tym co i tak płacę w abonamencie za pakiet Adobe. Jeśli z czasem, a pewnie tak się stanie, będzie to opcja płatna to wszystko rozbije się o cenę. Kilka złotych to nie majątek, ale przy kilkudziesięciu już bym się poważnie zastanowił. Zawsze powtarzam, że czas i święty spokój są bezcenne, ale gdzieś są jakieś granice.