Dlaczego Armia USA ma dostęp do aż tylu czołgów?
Około 4650 czołgów – tyle dokładnie ma w zanadrzu Armia USA, co wcale nie jest rekordową liczbą, jako że Rosja, Chiny, Egipt, a nawet Korea Północna mają mieć dostęp do znacznie większej liczby tych potężnych pojazdów pancernych. Inną sprawą jest ich zaawansowanie, którego akurat amerykańskim czołgom nie można odmówić. Pancerna potęga USA bazuje bowiem wyłącznie na swoim M1 Abrams, a nie wielu różnych i nierzadko przestarzałych czołgach, jak to ma miejsce w przypadku innych państw. Takie podejście nie tylko rozwiązuje problem z częściami zamiennymi oraz kwestią napraw, oraz modernizacji, ale też szkolenia czołgistów.
Czytaj też: HADES zapoczątkuje nową erę szpiegostwa w USA
Przez ostatnie dekady czołg M1 Abrams przeszedł kilka iteracji i modernizacji od momentu wprowadzenia. Aktualne wersje w służbie to M1A1 SA, M1A2 SEPv2 oraz najnowszy M1A2 SEPv3, który został wprowadzony po raz pierwszy w 2020 roku. Każda wersja bazuje na możliwościach swoich poprzedników, integrując najnowsze technologie, ochronę i siłę ognia i dlatego właśnie M1A2 SEPv3 nie tylko wymaga mniej konserwacji, ale też jest wyposażony m.in. w zaawansowane możliwości sieciowe, które pozwalają na skuteczniejszą komunikację z innymi jednostkami na polu walki. Ta wersja posiada również dodatkową ochronę dzięki zastosowaniu pancerza reaktywnego (ERA), ulepszone łącze danych amunicji umożliwiające strzelanie najnowszymi pociskami oraz pomocniczą jednostkę zasilającą, która dostarcza dodatkową moc elektryczną.
Czytaj też: Widmo nuklearnej zagłady biorą na serio. Świadczy o tym ten ruch USA
Wspominam o tym nie bez powodu, bo obecność tak dużej liczby czołgów w Armii USA obudziła niedawno pytania dotyczące ich roli oraz sensu. Czy jest to swojego rodzaju sekret czołgów amerykańskiej armii? Tak się składa, że doktryna wojskowa USA dotycząca wykorzystania czołgów nieco różni się od tej stosowanej przez innych sojuszników NATO. Podczas gdy NATO generalnie promuje użycie czołgów w rolach pośrednich, koncentrując się na taktyce zasadzki i minimalizowaniu strat, Armia USA stosuje bardziej agresywne podejście. Oznacza to, że częściej rozmieszcza czołgi w formacjach wielkości batalionu, wykorzystując je we frontalnych atakach, aby przełamać linie wroga i osiągnąć przewagę na polu walki. Nie jest to jedynie pisana zasada, bo to podejście było widoczne w różnych amerykańskich interwencjach wojskowych, gdzie czołgi były nie tylko uzupełnieniem dla lżejszych jednostek, ale stanowiły główny punkt ofensywnych operacji.
Czytaj też: Rewolucja zbrojeniowa USA na horyzoncie. Teraz broń będzie tania, precyzyjna i niszczycielska
Oczywiście to też nie tak, że 4657 czołgów w magazynach USA może z dnia na dzień ruszyć na wojnę. W praktyce połowa z nich znajduje się w rezerwie, co oznacza, że muszą zostać przygotowane przed wdrożeniem po przeprowadzeniu różnego poziomu napraw czy konserwacji. Nie jest to jednak unikalne podejście Amerykanów, bo tego typu “zapasy” są wykorzystywane przez wiele państw w roli tańszego w utrzymaniu kurka bezpieczeństwa w razie wybuchu wojny. Jeśli do takiej doszłoby, a Armia USA nadal będzie robić z czołgów główną siłę natarcia, to zapewne rezerwowe siły przydadzą się szybciej niż później z racji rozwoju przeciwpancernej broni. Z drugiej strony Amerykanie nie mają zamiaru sprzedawać tanio przysłowiowej skóry i dlatego dążą do jeszcze bardziej zaawansowanej wersji czołgu Abrams w postaci M1A3.