Weekend ze Skyworth K – chińska motoryzacja jest ciekawa czy lepiej od niej uciekać?

Skyworth K, szerzej znany jako Skywell ET5 to jedno z najnowszych chińskich aut dostępnych w Polsce. To bardzo duży, rodziny samochód elektryczne dostępny w całkiem przystępnej cenie. Mieliśmy okazję spędzić z nim weekend i wrażenia są jak najpopularniejszy sos do kebabów – mieszane.
Weekend ze Skyworth K – chińska motoryzacja jest ciekawa czy lepiej od niej uciekać?

Skyworth K przyciąga uwagę jak najbardziej efektowne auta sportowe

Arkadiusz Dziermański

Mieliśmy okazję testować różne efektowne auta i w zasadzie już aż takiego wrażenia nie robi na nas to, że ludzie się na ulicach oglądają, a na autostradach specjalnie zwalniają lub przyśpieszają, żeby tylko zobaczyć je z każdej strony. Ale takiego zainteresowania, jakie wzbudził Skyworth K to się nie spodziewaliśmy.

Na pierwszy rzut oka SUV jakich wiele. Ok, bardzo duży SUV, bo ma 4720 mm długości, 1908 mm szerokości (plus lusterka), 1696 mm wysokości i 2800 mm rozstawu osi. Trochę zaokrąglony, ale z drugiej strony trudno jest tu wskazać jakieś podobieństwa do modeli europejskich producentów.

Za charakterystyczny można uznać mocno podniesiony, gładki przód z wysoko umieszczoną maską. Jeśli ktoś lubi widzieć maskę w trakcie jazdy to jest to zdecydowanie ten adres. Z kolei z tyłu spojrzenie od razu przykuwa podświetlona nazwa umieszczona na pasie świetlnym. To w zasadzie jedyne charakterystyczne elementy, ale chyba sam fakt, że mamy tu do czynienia z raczej nieznaną w Polsce marką powoduje, że zainteresowanie tym autem było na ulicach ogromne.

Czytaj też: Nowy Mitsubishi ASX – co wiemy po pierwszej jeździe?

Skyworth K ma ogromne wnętrze. OG-ROM-NE!

Trudno jest znaleźć drugie, tak przestronne wnętrze i najbliżej będzie chyba KIA EV9. Z tą różnica, że Skyworth K to auto 5-osobowe, bez trzeciego rzędu siedzeń.

Przestrzeni wokół każdej z podróżujących osób nie brakuje. Na nogi, na boki, nad głową… Tego miejsca jest tutaj ogrom i najbardziej widać to na tylnej kanapie. Przy standardowym ustawieniu przednich foteli, między nimi a tylną kanapą jest dobre 40 cm wolnego miejsca. I to co najmniej!

Bagażnik wydaje się większy, niż na papierze. Ma 467 litrów, ale zmieści się tu bardzo dużo bagażu. A żeby było ciekawiej, patrzcie na to:

Taki zabieg pozwala wykorzystać miejsce tylnej kanapy do przewozu rzeczy oraz złożenia oparcia na płasko. Uspokajam, siedzisko po przymocowaniu trzyma się bez zastrzeżeń, nie przemieszcza się na boki, choć jest przymocowane trochę jakby miało zaraz odlecieć.

Czytaj też: Test Mercedes CLE 300 4MATIC Coupe – świetne auto, choć teoretycznie do niczego

Bardzo dobre, choć nietypowe wykonanie. Porozmawiajmy o zaletach wnętrza

Porozglądajmy się nieco po wnętrzu Skywortha K, bo wiele ciekawych i przydatnych rzeczy miesza się tutaj z niezbyt europejskim podejściem do klienta.

Wykonanie wnętrza jest bardzo dobre. Nawet droższe auta by się tego nie powstydziły. Dużo skóry, względnie mało piano black (na konsoli środkowej) i… drewno? Prawdę mówiąc trudno powiedzieć, czy to cienka warstwa drewna, czy jakaś drewnopodobna okleina, ale wrażenie robi bardzo pozytywne. Podobnie jak złote listwy biegnące wokół wnętrza i złoty brzmi co prawda jak ostatnia tandeta, ale to naprawdę wygląda dobrze. Poza wykonaniem na pochwałę zasługuje też bardzo dobre wyciszenie wnętrza. Kolorowe podświetlenie znajdziemy tylko w droższej wersji wyposażenia – Exclusive.

Ekran główny jest duży i bardzo dobrej jakości. Jasny, kontrastowy, z bardzo dobrymi kątami widzenia. Sam interfejs jest bardzo prosty, ale też w dużym stopniu dlatego, że dostępnych opcji jest niewiele i mieszczą się w zasadzie na kilku ekranach Menu. Wszystko jest po angielsku, a w tłumaczeniu nie widać żadnych błędów.

Ekran kierowcy też jest dobrej jakości i tutaj też niewiele się dzieje. Możemy zmienić motyw z jasnego na ciemny oraz wyświetlane informacje, jak np. zamienić zasięg w kilometrach na stan naładowania akumulatora.

Fotele z przodu są bardzo duże i regulowane elektrycznie. Odpowiednio miękkie, wygodne i podróżuje się w nich bardzo komfortowo, choć nie każdemu będzie pasować to, że siedzi się bardzo wysoko. Z fotelami są związane dwie nietypowe funkcje. Pierwszą możecie kojarzyć z Hyundaia i tam też wygląda ona dziwnie i jest to możliwość regulowania pozycji fotela pasażera za pomocą przycisków na jego lewym boku. Czyli może to zrobić pasażer z tyłu.

Druga, w sumie też pojawia się w modelach Hyundaia i Kia, i tu ciekawostka – Skyworth robi to lepiej! Chodzi o funkcję relaksu. Na ekranie głównym wybieramy interesujący nas tryb, który dopasowuje odpowiednie dźwięki np. natury czy padającego deszczu, a fotel kierowcy jest rozkładany do pozycji leżącej:

Co konkretnie Skyworth K robi lepiej? Po zakończeniu sesji fotel wraca do pierwotnej pozycji, a Kia i Hyundai tego nie potrafią.

Kolejną nietypową dla Europejczyków funkcją będzie tryb imprezy. Posiadacze Tesli to znają i chodzi o tryb, w którym auto włącza rozrywkową muzykę, a jego światła zaczynają dyskotekę. Zaczynają mrugać w rytm muzyki. Przedziwna sprawa.

Co może niektórych zaskoczy, Skyworth K ma Android Auto (i Apple CarPlay). Co prawda obsługuje się je nietypowo, bo poprzez dodatkową aplikację i trochę naokoło, ale jest. Każdorazowo po starcie auta trzeba nawiązywać połączenie Bluetooth z poziomu smartfonu. Dodatkowo, nie wiemy z czego to wynika, każda próba użycia smartfonu zatrzymuje odtwarzaną muzykę. Może to jakaś forma zabezpieczenia?

Do dyspozycji mamy kamerę cofania oraz asystenta parkowania, z opcją zdalnego wjechania w wyznaczone miejsce. Kamera jest przyzwoitej jakości, a ciekawostką są czujniki parkowania, które pokazują pozostałą odległość do przeszkody.

Ostatni z istotnych plusów został na koniec, bo warto, żeby dobrze wybrzmiał i jest to widoczność. Wręcz niespotykanie wzorowa widoczność w praktycznie każdym kierunku. Szyby Skywortha K są ogromne, słupki bardzo dobrze umieszczone i w tym aucie widać dosłownie wszystko, a dzięki ogromnemu oknu dachowego we wnętrzu jest bardzo jasno.

Czytaj też: Sprawdziłam nowego Renault Captur e-Tech 145 full hybrid. Takie spalanie w mieście to skandal

Czas na wady. Czy Skyworth K ma takie, które go dyskwalifikują?

Skyworth K jest dosyć ubogi w systemy bezpieczeństwa. Ich krótka lista obejmuje ABS, rozdział siły hamowania (EBD), hamowanie pomocnicze (EBA), wspomaganie ruszania pod górę, ESP i kontrolę zjazdu. Do tego w niższej wersji wyposażenia (Legend) dostajemy pasywny tempomat, a w droższej adaptacyjny z utrzymywaniem w pasie ruchu (autonomia poziomu 2.5). A co z monitorowaniem martwego pola? Ruchu poprzecznego? Nie ma, nawet w opcji.

Skoro mamy Android Auto i Apple CarPlay to nie powinno stanowić problemu, ale może ktoś chciałby skorzystać – na wyposażeniu nie znajdziemy żadnej nawigacji. To znaczy teoretycznie jakaś w Menu jest, ale dostajemy komunikat o braku map offline.

Dobrego słowa nie można powiedzieć o głośnikach i nagłośnienie w aucie jest bardzo słabe. Można śmiało powiedzieć, że w nowych autach z niższej półki, kosztujących poniżej 100 tys. zł, znajdziemy lepsze doznania dźwiękowe. I niech nie zwiedzie Was to, że wizualnie kratownice przypominają te z Mercedesa.

Nieco dziwne jest to, że regulacja głośności multimediów jest możliwa wyłącznie z poziomu kierownicy. Mamy tu kilka fizycznych przycisków, ale nie ma wśród nich żadnego pokrętła, guzika, czy nawet pola dotykowego odpowiedzialnego za zmianę głośności.

Czytaj też: Test Porsche Cayenne Turbo E-Hybrid – potęga, moc, luksus i zero… praktyczności

Skyworth K nie ma dużej mocy, ale rusza jak narwany

Sylwia Januszkiewicz

Skyworth K niewątpliwie ma zalety, ale o tym pisał już Arek. Pora na jazdę i tutaj niestety nie będzie wielu zachwytów.

Zacznijmy od pozycji za kierownicą. Nie piszę o tym często, bo zazwyczaj nie ma problemu z ustawieniem fotela kierowcy tak, żeby było mi wygodnie, ale nie tutaj. Tutaj jest po prostu zbyt wysoko! Powiecie, że auto jest wysokie. Cóż, w Fordzie Rangerze, Volvo XC90 i masie innych potężnych aut nie miałam tego problemu, a tutaj miałam wrażenie, że jadę busem. Jest to kwestia osobistych preferencji, więc nie mam zamiaru się za to pastwić nad Skyworthem, ale jeśli nie lubicie wrażenia siedzenia na fotelu, który stoi na podeście, będziecie mieć z tym autem problem.

Kolejną rzeczą jest to, jak skonfigurowano układ napędowy. Auto nie należy do tytanów mocy – 204 KM przy elektryku tych gabarytów nie jest wartością zapierającą dech w piersiach, ale 320 Nm momentu obrotowego przy słabej konfiguracji potrafi być co najmniej zaskakujące. Kilka razy podczas ruszania silnik przekazywał do kół za dużo mocy i kończyło się to piskiem opon oraz utratą przyczepności przedniej osi. Pomyślicie, że szalałam. Nie, kochani. Kiedy pierwszy raz usłyszałam pisk opon, zapytałam swojego pasażera co to za debil tak rusza. Usłyszałam: wiesz co, chyba my… Jakież było moje zdziwienie, gdy sytuacja powtórzyła się pod kolejnymi światłami! Ruszałam powoli, ale drobny deszcz wystarczył – auto gubiło przyczepność i bujało niemiłosiernie nawet podczas standardowego ruszania spod świateł. Wolę nawet nie myśleć, co się będzie działo zimą, przy śniegu i lodzie na drogach.

Idąc dalej – Skyworth K albo nie ma żadnego systemu redukującego przechyły nadwozia, albo ma taki, który działa słabo. Podczas pokonywania łuków na trasach szybkiego ruchu kabina przechylała się i w efekcie auto ciągnęło na zewnętrzną krawędź danego zakrętu. Było to na tyle odczuwalne, że wolałam zwolnić, zamiast walczyć ze Skyworthem, tym bardziej, że układ kierowniczy nie ułatwiał mi sprawy.

Tak jak w większości nowych aut, tak i tutaj mamy różne tryby jazdy. O ile w trybie Sport układ kierowniczy działał poprawnie, o tyle w Eco i Comfort wspomagania było po prostu za dużo. Zawracanie przypominało kręcenie młynkiem, a skręcanie wymagało niewiele mniej obrotów kierownicy. Ponieważ nie wygląda to układ progresywny, który dostosowuje czułość układu do prędkości, nawet przy prędkości 140 km/h każdy manewr wymaga bardzo asertywnych ruchów kierownicą. Przyznaję bez bicia, że nie byłam w stanie się do tego przyzwyczaić. Odruchowo broniłam się przed szalonym machaniem kierownicą przy tak wysokich prędkościach, a kiedy już widziałam, że auto potrzebuje wyraźniejszych komend i te komendy mu dawałam, potrafiło zareagować nazbyt ochoczo.

Skoro już ponarzekałam, przejdźmy do elementów za które należy auto pochwalić.

Jedną z największych zalet Skywortha K jest widoczność – szyby są potężne, lusterka zamontowano w drzwiach, mamy szybki nawet za drzwiami pasażera, a słupki A nie są przesadnie szerokie. Te elementy w połączeniu z tą nieszczęsną pozycją za kierownicą sprawiają, że będziecie doskonale widzieć otoczenie, co nieco rekompensuje brak asystenta martwego pola.

Zawieszenie jest kolejnym elementem, który miło mnie zaskoczył. Jest miękkie, ale nie za miękkie. Potrafi sprawnie pokonać próg bezpieczeństwa, umie również wyłapywać nierówności na trasach, jednocześnie oszczędzając kierowcy wrażenia, że siedzi na łóżku wodnym. Bardzo ładnie zbalansowana konstrukcja, której nie spodziewałabym się w aucie za taką cenę.

Ostatnia zaleta jaką tutaj wymienię to zużycie prądu, jednak zanim to zrobię, muszę zaznaczyć, jakim bólem w tyłku było jego zmierzenie! Po jego wyzerowaniu komputer pokładowy czeka chwilę, następnie pokazuje określoną wartość. Ma to sens, coś tam zmierzył, więc pokazuje. Szkoda tylko, że taką samą wartość będziecie oglądać przez kolejnych kilkadziesiąt kilometrów. Nieważne, że po 5 km ekspresówki zjechaliście na drogę z ograniczeniem do 70 km/h. Po przejechaniu 30 km takiej drogi dalej będziecie oglądać zużycie, które pokazał po 3 km jazdy na ekspresówce! Koniec końców, zużycie według komputera pokładowego wynosiło 18,4 kWh, co by się z autem nie działo.

Nie będę wyjaśniać jak zmierzyliśmy wartości, które za chwilę zobaczycie, ale zmierzyliśmy. A raczej wyliczyliśmy na podstawie poziomu naładowania i przejechanego dystansu. Ponieważ auto mieliśmy na 2 dni, udało nam się wykonać pomiary jedynie w mieście i na drodze ekspresowej, przy tempomacie ustawionym na 120 km/h. Było to:

  • Miasto – 15,6 kWh/100 km
  • Trasa 120 km/h – 24,05 kWh/100 km

O ile wynik na ekspresówce nie jest imponujący, o tyle ten uzyskany w mieście już tak. Mamy tutaj baterię o pojemności 86 kWh, więc przy takim zużyciu w mieście przejedziecie ponad 550 km, a 358 km zasięgu na ekspresówce również jest niezłym wynikiem. Niestety nie powiem Wam jak wygląda ładowanie, bo na to również nie było czasu. Producent podaje, że moc ładowania AC to maksymalnie 11 kW, natomiast DC – naładowanie 20%-70% trwa 38 min przy temperaturze 25°C.

Czytaj też: Test Skoda Scala – mokry sen przedstawiciela handlowego?

Ceny to na pewno coś, czym Skyworth może przyciągnąć klientów. Jest haczyk

Tutaj będzie krótko, bo sprawa jest prosta. Mamy 2 wersje wyposażenia – Legend i Exclusive. Ceny Legend zaczynają się od 179 900 zł. Jest to promocja dla klientów, którzy wpłacą 60 000 zł zaliczki. Ci, którzy tego nie zrobią, będą musieli zapłacić 194 900 zł. Wersja Exclusive to koszt 224 900 zł, nie ma tutaj promocji związanej z zaliczką. To wszystko oznacza, że możemy liczyć na dofinansowanie w ramach programu Mój Elektryk, ale konieczność wpłaty zaliczki może wiele osób odstraszyć.

Różnice między wersjami nie są ogromne. Exclusive ma ładowarkę indukcyjną, funkcje ADAS 2.5 poziomy, tempomat adaptacyjny i przyciemniane tylne szyby. Dodatkowo, jako opcję można dobrać system wspomagania parkowania z widokiem kamer 360°.

Czytaj też: Test Mercedes-AMG 53 EQS 4MATIC+ – w rakiecie może być luksusowo

Chińska motoryzacja nie jest taka straszna. Skyworth K może się pobobać

Skyworth K niewątpliwie ma zalety. Przestronny, pojemny, wygodny i tani. Niestety, ma również wady, które odczuje przede wszystkim kierowca. Choć akurat lekki układ kierowniczy i bardzo wysoka pozycja za kierownicą dla wielu osób będą solidnymi zaletami. Jego ewentualne kupno to Wasza decyzja, ale zalecałabym jazdę testową – nie tylko po mieście, ale również na trasie szybkiego ruchu. Jeżeli Wam się spodoba, OK, ja osobiście rozstałam się z nim bez żalu.