Astronomowie biją na alarm: śmietnik nad naszymi głowami staje się coraz bardziej kłopotliwy, a sieci takie jak Starlink pogarszają sytuację

Sieć Starlink od dawna irytuje zawodowych astronomów. Tysiące niewielkich satelitów są rozmieszczone na orbicie na tyle gęsto, że coraz trudniej o niezakłócone optyczne obserwacje i to mimo tego, że nowe wersje satelitów są wyciemnione.
Astronomowie biją na alarm: śmietnik nad naszymi głowami staje się coraz bardziej kłopotliwy, a sieci takie jak Starlink pogarszają sytuację

Satelity Starlink już są problemem, a nadchodzące Starlink DTC tylko pogorszą sytuację.

O tym, że zanieczyszczenie światłem odbijanym przez bardzo liczną sieć niewielkich satelitów stanowi problem dla astronomów, wiadomo od dawna, a dokładniej od momentu, gdy pierwsze z nich znalazły się na orbicie w 2019 roku i z miejsca okazały się tak jasne, że mimo niewielkich rozmiarów bez problemu dało się ich przeloty obserwować gołym okiem – jasność sięgała od 4 do 7 magnitudo. Sieć dziesiątek tysięcy takich urządzeń na orbicie musiałaby w praktyce sparaliżować naziemną astronomię optyczną. Pomia

Ostra reakcja ze strony naukowców o tyle przyniosła efekt, że zespoły konstruktorów otrzymały zadanie zredukowania albedo satelitów, czyli wyciemnienia ich. Kolejne rzuty Starlinków stały się mniej problematyczne (aczkolwiek wciąż można po każdym starcie obserwować pociągi satelitów, zanim znajdą się na docelowych orbitach), natomiast rosnąca sieć – niestety niekoniecznie.

Kamera do obserwacji meteorów w Anglii ma trudności z prowadzeniem obserwacji z powodu ogromnej ilości śladów satelitarnych. (Źródło zdjęcia: UK Meteor Network / Mark i Mary McIntyre)

Sytuacja niestety jeszcze się pogorszy – SpaceX w styczniu 2024 roku rozpoczęło rozmieszczanie na orbicie nowego typu satelitów, tzw Starlinków DTC, czyli „direct-to-cell”. Jak sama nazwa wskazuje, satelity tego typu to właściwie latające BTS-y, które mają dostarczać usługi wprost do telefonów komórkowych bez konieczności ich modyfikacji. Pierwsza partia nie tylko nie była wyciemniona, ale do tego satelity DTS zostały rozmieszczone na znacznie niższej orbicie, niż zwykłe Starlinki – krążą na wysokości 350 km, a nie 550 km – i okazała się świecić pięciokrotnie mocniej.

W tej chwili na orbicie jest około 100 satelitów DTS (w tym 13 rozmieszczonych podczas ostatniego startu) i już stanowią problem. Tymczasem SpaceX chce uzyskać zezwolenie od FCC na wystrzelenie około 7500 takich urządzeń. Nawet po zastosowaniu najnowszych sposobów zmniejszenia odbicia (odpowiednie materiały, lustra odbijające światło w kosmos i sterowanie położeniem mogą zmniejszyć jasność dziesięciokrotnie) wciąż satelity DST będą ponad 2,5x jaśniejsze niż zwykłe. Trudno dziś ocenić jak bardzo utrudnią prowadzenie badań.

Osobnym problemem jest zanieczyszczenie częstotliwości radiowych – naukowcy obawiają się, że emisje satelitów DST będą interferować z chronionymi dla potrzeb radioastronomii częstotliwościami.

Ukośne linie spowodowane światłem odbitym przez grupę 25 satelitów Starlink przechodzących przez pole widzenia teleskopu w Obserwatorium Lowella w Arizonie podczas obserwacji grupy galaktyk NGC 5353/4 w dniu 25 maja 2019 r. (Źródło zdjęcia: Victoria Girgis/Lowell Observatory

Starlink był pierwszy, ale nie będzie jedyny

Udana budowa sieci Starlink oznacza, że po podobne metody sięgną inni. W najbliższych latach na niską i średnią orbitę może trafić nawet milion nowych satelitów, a już dziś jest tam gęsto od pozostałości po wielu dziesięcioleciach działalności człowieka i zwykłego kosmicznego śmiecia, który stanowi jednak realne zagrożenie dla rozmieszczonych na orbicie urządzeń. Obrazy z filmu „Grawitacja” może i są efektem pracy wyobraźni, ale zagrożenie spowodowane wszechobecnym śmietnikiem będzie niestety coraz bardziej realne i nie ograniczy się raczej tylko do obserwacji astronomicznych.

Zobacz także: SpaceX robi ze swoimi silnikami rzeczy niemożliwe – nowy Raptor 3 jest mocniejszy i znacznie prostszy. (chip.pl)