Kobo Clara Colour – specyfikacja techniczna
Wyświetlacz | 6-calowy wyświetlacz E Ink Kaleido 3 z funkcją FastGLR i trybem ciemnym 1072 × 1448 punktów 300 PPI – czarno-białe treści 150 PPI – kolorowe treści |
Pamięć | 16 GB |
CPU | Dual 2,0 GHz |
Łączność | Wi-Fi 802.11 ac/b/g/n (dwuzakresowa 2,4 i 5 GHz), technologia bezprzewodowa Bluetooth oraz łącze USB typu C |
Bateria | 1500 mAh |
Wodoszczelny | IPX8 – do 60 min na 2 metrach głębokości |
Przednie oświetlenie | ComfortLight PRO – możliwość regulacji jasności i temperatury barwowej w celu redukcji światła niebieskiego |
Wymiary | 112 × 160 × 9,2 mm |
Waga | 174 g |
Cena | 699 zł |
Wzornictwo i konstrukcja
Kobo Clara Colour posiada konstrukcję wykonaną z lekkiego plastiku, pochodzącego w przeważającej mierze z recyclingu. Obudowa jest czarna, z poprawiającym uchwyt deseniem w rozetkę (albo czterolistną koniczynkę, jak kto woli) w dolnej części tylnego panelu. Na górze z tyłu umieszczony został zagłębiony przycisk zasilania / wybudzania.
Ekran czytnika ma przekątną 6″ i jest zagłębiony w obudowę – wolę rozwiązania zupełnie płaskie, takie jak w Paperwhite 5, ale styl Kobo nie przekłada się w żaden sposób negatywnie na użytkowanie, więc niech im będzie. Ramka jest zaokrąglona, z bródką na dole, którą producent wykorzystał do umieszczenia firmowego logo. Port ładowania USB-C umieszczony został asymetrycznie na dolnej ramce.
Korpus jest uszczelniony, co prawda nie przed kurzem i pyłem – certyfikat IPX8 potwierdza, że Kobo Clara Colour wytrzyma zanurzenie na głębokość 2 m przez godzinę. W kwestii kurzu i pyłu producent niczego nie gwarantuje, ale mimo braku stosownych certyfikatów czytnik zniósł dzielnie również nadbałtycką plażę.
Kobo Clara Colour bardzo dobrze i pewnie leży w ręku. Korpus jest lekki i choć plastiku z pewnością nikt nie pomyli z materiałem klasy premium, to na jakość wykonania nie miałem powodu narzekać. Bardzo polecam jednak dokupić do czytnika wykonane z ekoskóry etui SleepCover, które nie tylko skutecznie zabezpiecza ekran i obudowę, ale także przez otwarcie okładki wygodnie wybudza czytnik z letargu.
Kolorowy ekran Kaleido 3 – na co to komu potrzebne
Kobo Clara Colour to moje trzecie podejście do czytnika z kolorowym ekranem i drugie w wykonaniu Kobo, wiedziałem już zatem bardzo dobrze, na co mogę liczyć, a na co nie. Clara Colour ma ekran o przekątnej 6 cali, rozdzielczość 1072 × 1448 punktów (300 dpi) w trybie czarno-białym i 536 × 724 punktów (10 dpi) w kolorowym. Ekran Kaleido 3 jest w stanie wyświetlić 4096 kolorów, które jednak nie mają wiele wspólnego z tym, czego można by oczekiwać na ekranie smartfonu czy tabletu. Co ciekawe, Clara Colour ma bliźniacze rodzeństwo, czyli czytnik Kobo Clara BW z monochromatycznym ekranem Carta 1300 i słabszym, jednordzeniowym CPU – jeśli nie chcemy koloru, można więc nabyć nieco tańszy czytnik z klasycznym wyświetlaczem.
Oświetlenie w czytnikach jest rzutowane na e-papier od góry, przez dyfuzor. Barwa podświetlenia może być regulowana ręcznie od chłodnej bieli do silnego pomarańczu, zmieniać się po zadanej godzinie lub być dobierana automatycznie w zależności od pory dnia – krzywa niestety jest zdefiniowana na stałe bez możliwości zmiany, a jedyną zmienną jest możliwość ustawienia pory snu.
Jakość wyświetlanego obrazu jest dobra, kontury znaków są odpowiednio ostre i wyraziste i nie miałem powodu do narzekania na czytelność. Szyba jest delikatnie matowa, nie daje poważniejszych odblasków w słońcu, a e-papier – cóż, im mocniejsze światło, tym działa lepiej.
Warto przypomnieć, że ekran Kaleido 3 to tak naprawdę dwa ekrany w jednym – nad warstwą monochromatyczną umieszczona została kolorowa, a ta, nawet gdy niczego nie wyświetla, nie jest idealnie przeźroczysta. Biel ekranu Kaleido 3 jest zatem przybrudzona, wymaga znacznie mocniejszego podświetlenia dla uzyskania zadowalającego efektu (domyślny poziom to 80%, podczas gdy w wersji BW jest to 30%), a ogólny kontrast ekranu jest znacznie gorszy. W praktyce podświetlenia używałem najczęściej na ustawieniu 90% lub 100%.
Jakość obrazów kolorowych niestety jest tradycyjnie słaba – 4096 odcieni w tabelce wyglądają obiecująco, ale barwy wyświetlane przez Kobo Clara Colour mają bardzo słabe nasycenie – wyglądają jak sprane i są raczej bure. Nie ma żadnego porównania do tego, co można osiągnąć w wydruku, nie mówiąc już o wyświetlaczach OLED. Do tego dochodzi słaba rozdzielczość, więc także mała szczegółowość, wpływająca na czytelność tabelek czy map.
Na Kobo Clara Colour powtórzyłem oczywiście eksperymenty z komiksami, które opisałem przy okazji recenzji Kobo Libra Colour. Na czytnik trafiły cyfrowe wersje Sandmana oraz Kajka i Kokosza, bardzo odmienne, jeśli chodzi o typ rysunku. Sandman wypadł bardzo przeciętnie, prosta kreska K&K znacznie lepiej, ale mała przekątna ekranu i słaba rozdzielczość oznaczają, że tekst do przeczytania wymagał sokolich – a nie moich – oczu. Krótko mówiąc, Clara Colour do komiksów moim zdaniem się nie nadaje jeszcze bardziej niż Libra, a miłośnicy tego typu lektur powinni raczej obrócić oczy na tablet.
Na zakończenie części poświęconej ekranowi – domyślnie w przypadku ebooków czytnik robi pełne odświeżenie strony co rozdział. Nie zauważyłem, żeby miało to negatywny wpływ na jakość – powidoki były zwykle niezauważalne – a z pewnością przyspiesza obsługę i przechodzenie do następnej strony. W przypadku komiksów procedura wywoływana była co stronę, by zapewnić odpowiednią jakość. Kobo w razie czego pozwala w ustawieniach w szerokim zakresie regulować odświeżanie i jeśli ktoś nie jest zadowolony z domyślnych ustawień, może czytnik dostosować do swoich upodobań.
Oprogramowanie w Kobo Clara Colour i praktyczne użytkowanie czytnika
Od Kobo Clara 2E zacząłem w 2022 roku przygodę z czytnikami Kobo w wersji polskiej. Ówczesne tłumaczenie zawierało masę błędów i niezręczności, ale Rakuten dobrze wykorzystał te dwa lata i w Kobo Clara Colour wszystkie tłumaczenia są poprawne, polskie znaki mają zarówno odpowiedni krój jak i wielkość, a jedyną niezręcznością jest miejscowo niepoprawna odmiana: „Justowanie: włączony”, zamiast poprawnego „Justowanie: włączone” w ustawieniach tekstu i w sekcji Kasa „adres: Polsce” zamiast „adres: Polska”.
Nierozwiązana pozostała kwestia słowników – nie da się ich pobrać wprost z menu czytnika, choć taka procedura jest dostępna dla wielu innych języków. Można na szczęście zainstalować je ręcznie i nie jest to wcale trudne, wymaga to jednak odrobiny grzebania, do którego polski nabywca po prostu nie powinien być zmuszany. Inna rzecz, że warto temu chwilę poświęcić także po to, by dograć wymyślone dla czytników fonty Literata i Bookerly, bez których nie wyobrażam sobie przyjemnego czytania. Kobo ma, co prawda, w miarę przyzwoity zestaw krojów pisma, ale zawsze może być lepiej.
Czytając elektroniczne książki, można oczywiście zmienić nie tylko font i wielkość tekstu, ale także pogrubienie znaków, wyrównanie na stronie oraz rozmiar marginesów. Dostępny jest też tryb ciemny, który wyświetla jasny tekst na ciemnym tle, ale nie zmienia sposobu wyświetlania grafik w tekscie i ustawień interfejsu.
Oprogramowanie czytnika jest schludne, wygodne i bardzo przejrzyste. Ustawienia są czytelne i zrozumiałe. Czytnik musi być spięty z kontem Rakuten Kobo i odpowiednia procedura jest przeprowadzana przy pierwszym uruchomieniu – najłatwiej ją zresztą wykonać ze smartfonu, skanując kod QR czytnika i stąd go logując do istniejącego lub świeżo utworzonego konta. System niestety nie współpracuje z serwisami Legimi, EmpikGO i Storytel, a zintegrowana księgarnia Kobo, jeśli chodzi o polskie pozycje, wieje pustką – warto tam zajrzeć jedynie, jeśli poszukujemy książek obcojęzycznych.
Kobo Clara Colour na szczęście obsługuje bez problemu popularne pliki epub i mobi, także z Adobe DRM, który na szczęście w Polsce jest niemal nieużywany. Pozycje z księgarni mają natomiast format kepub, stosowany tylko w czytnikach Kobo i rozszerzający nieco funkcje bazowego formatu. W razie potrzeby za pomocą Calibre można przeprowadzić konwersję EPUB->KEPUB, ale coraz mniej warto się w to bawić, Kobo bowiem radzi sobie z typowymi epubami zupełnie dobrze.
Poza typowymi formatami książkowymi czytnik radzi sobie też z formatem CBR (o czym pisałem przy okazji komiksów) oraz PDF. Mały ekran i jedynie podstawowe wparcie dla PDF bez opcji reflow jednak wskazuje na to, że lepiej tego unikać – jest wolno i niewygodnie, choć czytnik jest w stanie łyknąć plik o naprawdę kolosalnych rozmiarach.
W oprogramowaniu Kobo Clara Colour doszło do kilku cięć w porównaniu z Kobo Libra Colour. Zabrakło części poświęconej notatkom, co jest zrozumiałe, gdyż czytnik nie współpracuje z piórkiem. Niestety niejako przy okazji wyleciało też parę innych funkcji – między innymi bardzo przydatne wsparcie dla dysków sieciowych Dropbox i Google Drive, które były jedynym alternatywnym dla kabla sposobem na dodawanie przez Internet własnych książek do czytnika. Kobo nie ma niczego na kształt Sent-to-Kindle czy Send-to-PocketBook, a ruch ten z punktu widzenia użytkownika nie ma żadnego sensu innego niż próba siłowej dywersyfikacji czytników, by skłonić do sięgania po droższy sprzęt. Dobrze, że pozostawiono przynajmniej wsparcie dla serwisu Pocket.
Kobo Clara Colour – czas działania
Czas działania Kobo Clara Colour jest jak przystało na urządzenie z ekranem e-ink bardzo dobry – jedno ładowanie wystarczało mi na dwa tygodnie dość intensywnego użytkowania na urlopie, a po wyjęciu z plecaka wskaźnik pokazał jeszcze 16% naładowania, co wystarczyłoby na kolejne parę godzin lektury.
Trzeba pamiętać, że wymuszone konstrukcją wyświetlacza mocniejsze podświetlenie nie pozostaje bez wpływu na czas pracy, który jest z tego powodu wyraźnie krótszy niż w prywatnym Kindle Paperwhite 5. Bateria 1500 mAh wystarcza na dłuższą chwilę, nawet gdy czytnik już woła o zasilanie, a sam proces ładowania przebiega sprawnie – wystarczy chwila, by zapewnić sobie kolejne parę godzin, pełne ładowanie więc zawsze mogłem robić w nocy.
Czy warto kupić Kobo Clara Colour?
Z czytnika korzystało mi się dobrze. Wgrałem sobie całą biblioteczkę bez sortowania i pojechałem nad morze. Czytnik parę razy był zachlapany, wylądował też (bez szkody) w piasku. Sprawdził się należycie. Jest bardzo lekki, ma wygodne etui i przejrzyste oprogramowanie, które dobrze się sprawdza w codziennym użytkowaniu.
Kolorowy ekran w tak małym czytniku jednak moim zdaniem nie ma uzasadnienia. Owszem, interfejs użytkownika jest dzięki temu ładniejszy, nawet przy wszystkich ograniczeniach technicznych wyświetlacza. Podczas czytania nie jest jednak zbyt przydatny, do komiksów i bogatych kolorowych publikacji się moim zdaniem nie nadaje, a brak współpracy z serwisami abonamentowymi dodatkowo ogranicza potencjalne grono klientów.
Na osłodę kolorowa wersja Clary jest droższa tylko o 80 zł, a ma dodatkowo mocniejszy procesor, więc choćby dlatego nie warto jej skreślać. Nie zrozumcie mnie źle – używało mi się czytnika dobrze, nie oczekiwałem bowiem od niego rzeczy niemożliwych, a Kobo naprawdę da się lubić. Osobiście jednak wolałbym sięgnąć po droższą, ale bardziej funkcjonalną i wygodniejszą w użytkowaniu Librę Colour niż Clarę. A miłośnicy Legimi i Empik GO w ogóle powinni patrzeć w kierunku urządzeń zapewniających pełną obsługę ich serwisów.