Sprawdziłem zakazany w Polsce elektryczny rower. Czy taki e-bike ma w ogóle sens?

Jedni uważają elektryczne rowery za coś, co rowerem nie powinno się nazywać, a drudzy nie wyobrażają sobie powrotu do tradycyjnych jednośladów, kiedy już zaskakują elektrycznego wspomagania. Niedawno przekonałem się jednak, że nawet w wyborze e-bike można “przesadzić” i dlatego tym tekstem chcę zwrócić waszą uwagę na to, że wybór elektrycznego roweru wcale nie jest taki prosty.
oplus_1048576

oplus_1048576

Nie zawsze “elektryczny” znaczy “lepszy”. Preferencje to klucz do dobrego wyboru

Lubię rowery. Może nie do stopnia, w którym nie uznaje istnienia ścieżek rowerowych, na szlaku oczekuje pierwszeństwa od pieszych, a na drogach czuję się, jak pan i władca, ale kiedy mam wybór w stylu samochód, własne nogi czy rower, to zawsze wybieram to ostatnie. Jazda po lasach i górach zwłaszcza przed wschodem i zachodem Słońca jest zwyczajnie zbyt odprężająca, żeby z niej nie korzystać, a ostatnio miałem okazję sprawdzić, jak na co dzień spisuje się istna bestia do tego typu terenu. Co powiecie na rower elektryczny nie z jednym, a z dwoma silnikami (po jednym w tylnej i przedniej piaście obręczy), który na dodatek toczy się na grubych oponach terenowych? Na papierze takie połączenie wydaje się wręcz zachwycające, ale w praktyce… no cóż, zależnie od osobistych preferencji, można mieć co do tego wątpliwości.

Czytaj też: Test Samsung Galaxy Watch Ultra – świetny sprzęt, który przyćmiewają kontrowersje

Określenie wspomnianego roweru “bestią” nie jest przesadą, bo to 34-kilogramowy jednoślad z oponami terenowymi o szerokości czterech cali, który łączy 960-Wh akumulator z dwoma silnikami o mocy 1000 watów i momencie obrotowym na poziomie 70 Nm. Podczas jazdy silniki aktywują się albo na zawołanie z racji dostępnej manetki, albo podczas pedałowania. Użytkownik może też wybrać, czy aktywować tylko jeden, czy też oba silniki, aby pokonywać nachylenia rzędu nawet 40 stopni. Chociaż obok tej potęgi nie można przejść obojętnie (prawo wręcz zakazuje wykorzystywania takiego e-bike na drogach publicznych), to pamiętajmy, że w grę wchodzi ponad 30-kg rower, którego wprawienie w ruch wymaga znacznie większej siły w porównaniu do tradycyjnych modeli elektrycznych, ważących nierzadko dwa, a nawet trzy razy mniej. Czy jednak można zrekompensować wagę i rozmiary potężnym silnikiem?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, niedawno wybrałem się w trasę, obejmującą zarówno łagodne, jak i te kilkudziesięciostopniowe podjazdy i zjazdy na trzech różnych górskich rowerach. Jednym tradycyjnym, drugim ze standardowym elektrycznym wspomaganiem (silnik w tylnej piaście) i właśnie wspomnianej bestii, na której tle inne rowery wydają się istnymi zabawkami. Ten sam odcinek (do obejrzenia poniżej) pokonałem w kolejno około 40, 25 i 15 minut, z czego tylko dwusilnikowy rower był w stanie sprostać większości podjazdów, kiedy to inne zmuszały mnie do regularnego schodzenia i pchania jednośladu pod górę.

Czytaj też: Te rowery Forda będą twoim marzeniem. Mustang i Bronco to klasyczni królowie wśród e-bike

Różnica w czasie jest jednak oczywista. To, czego z kolei nie widać, to charakter jazdy na każdym z tych rowerów, który różni się drastycznie zwłaszcza w porównaniu “bestii” z pozostałą dwójką. Dwa silniki robią robotę. Tego nie można im odmówić, kiedy to bez problemu wciągają nas na znaczne podjazdy i rozpędzają do ponad 20 kilometrów na godzinę na leśnych ścieżkach, a więc prędkości normalnie nieosiągalnej na tradycyjnym rowerze (poza zjazdem). Jednak prędkość i responsywność napędu to jedyne zalety tego typu roweru, jeśli idzie o same wrażenia z jazdy. Wspomniana waga wpływa bowiem drastycznie na odczuwalne nierówności (zwłaszcza w połączeniu z wyższą prędkością), jak i ogólną manewrowość, co rzutuje bezpośrednio na to, jakie wrażenia odczuwamy podczas jazdy.

Czytaj też: Nowy rosyjski wynalazek budzi kontrowersje. Na takie rozwiązanie jeszcze nikt się nie zdecydował

Do czego mogę to porównać? Myślę, że idealnie zestawić w tym porównaniu jazdę sportowym samochodem z podwoziem tak twardym, jak psycha kolarza jadącego na autostradzie, do jazdy miejskim samochodem kompaktowym, w którym producent skupił się zarówno na manewrowości, jak i wygodzie. Dlatego właśnie, według mnie, jeśli szukacie roweru bardziej do relaksujących przejazdów, a nie gnania na złamanie karku lub wjeżdżania na najwyższe szczyty, to na ważące ponad 30-kg potwory z dwoma silnikami lepiej nie patrzcie. W takich sytuacjach lepiej postawić albo na tradycyjny rower, albo na lekki e-bike zwłaszcza z silnikiem między korbami, a nie w piaście, aby zadbać o możliwie najbardziej przyjemny i naturalny charakter jazdy. Potęga wydajnych e-bike może wprawdzie kusić, ale szybko odkryjecie, że z waszego roweru zrobił się motorower, a o pedałowaniu szybko zapomnicie.